czwartek, 9 kwietnia 2015

Rozdział trzeci.

Dom rodzinny Klemensa | godzina 9.00
Powolnie przeżuwałam kęs kanapki oraz przysłuchiwałam się rozmowie wujka Krzyśka z moim kuzynem. Obaj byli tym pochłonięci jakby od tego miał zależeć los świata. Powiem też śmiało, że chyba po raz pierwszy w życiu widziałam na twarzy Klimka takie skupienie i zaciekawienie zarazem. Ciotka siedziała na krześle obok i bawiła się z małym Murańką, Agnieszka zaś robiła w kuchni mleko dla małego. Rodzinne śniadanie pełną parą - zero wyimaginowanych rozmów na błahe tematy, brak ciekawskich pytań. 
- Amelko może wybierzesz się dziś ze mną na zakupy? - zapytała w pewnym momencie ciotka i zerknęła przez chwilę na moją osobę. Nigdy nie narzekałam specjalnie na jej zachowanie, choć czasem była denerwująca i upierdliwa. Jednakże była jedyną ciotką, która byłam jeszcze w stanie znieść i nie miałam nic przeciwko temu, by gdziekolwiek z nią wychodzić, ale nie tego dnia. 
- Z chęcią, ale nie mogę. - posłałam jej przepraszający uśmiech, strzepując z siebie okruszki z bułki. 
- Melka idzie na randkę. - powiedziała Agnieszka, gdy dołączyła do nas.
- Naprawdę? - kobieta klasnęła w dłonie nie dowierzając w jej słowa. - Krzysiek, słyszałeś?! Amelka się zakochała! 
- Ciociu... - jęknęłam, patrząc na jej szczęśliwą minę. - Błagam cię. - przekręciłam oczyma. 
- Nie spodziewaj się, że Krzysiek zaciągnie ją przed ołtarz, mamo. - odparł Klemens. 
- Właśnie. - rzuciłam. - Ważne, że zgodził się zrobić mi dzieciaka. - dodałam, kąśliwie patrząc na niezadowoloną minę kuzyna. 
- Sugerujesz mi coś? 
- Tak Klimciu. Jeśli zaraz nie przestaniesz zabijać mnie wzrokiem to potem plama wyschnie, a smród będzie nieprzyjemny. - uśmiechnęłam się, wskazując na leżącego obok niego psa rasy Terier. Wstał od stołu, jakby się paliło i pierwsze co zrobił to nawrzeszczał na biednego psa. To nie była wina psa, a Klimka - bo to oznaczało, że nawet psy są zirytowane jego zachowaniem. - Piąteczka piesku! - złapałam futrzaka pod pachę i ujmują jego łapkę - przybiliśmy piątkę.
Mieszkanie na obrzeżach Zakopanego | godzina 9.45

Nic nie cieszyło mnie bardziej niż świadomość tego, że znów nastał nowy dzień. Piękny dzień, który mam zamiar wykorzystać w stu procentach, a może i nawet bardziej. Odstawiłem do zlewu pustą miskę po owsiance, po czym dopiłem sok i udałem się do salonu. Kaśka właśnie szykowała się do pracy. Poznałem to po charakterystycznych perfumach, których używała tylko wtedy, gdy czekało ją jakieś ważne spotkanie z trenerem lub wiceprezesem. Przechodząc obok komody omal nie przebiłem swojej stopy jej kolczykiem, który dostała ode mnie na półrocznicę naszego związku. Ledwie powstrzymałem się od wyklinania, bo znów naraziłbym jej się niczym. Ostatnio ciągle coś jej nie pasowało, a szczególnie moje zachowanie. Jeśli szukała księcia z bajki no to nie nawałem się na niego, ale nikt nie bronił jej mnie zostawić. Sam bym to czasami zrobił, bo mam siebie dość. 
- Wychodzę. - odparła, wchodząc na chwilę do salonu. - Zapniesz mi? - dziewczyna obrzuciła mnie błagalnym spojrzeniem, więc kiwnąłem głową i podszedłem do niej. Delikatnie odgarnąłem włosy z jej szyi. Miałem nagłą ochotę wpić się w nią z zachłannością, ale ograniczyłem się jedynie do krótkiego buziaka. 
- O której wrócisz? - zapytałem.
- Nie wiem. - odpowiedziała. - Umówiłam się z dziewczynami na popołudnie. - westchnąłem, siadając na brzegu fotela. - No co ci tym razem nie odpowiada? 
- Znowu nie masz dla mnie czasu. - powiedziałem spokojnym tonem. 
- Bo pracuję, Bartek. - podeszła bliżej, pogładziła mnie po policzku. Miły gest, szkoda tylko, że ostatnio tak rzadko się na niego zdobywała. - Obiecuję, że jak tylko znajdę czas to wykorzystamy go razem. - jej uśmiech powinien był mnie rozweselić, a tylko pogorszył mój humor. 
- Dzięki. - odsunąłem od siebie jej dłoń. - Naprawdę jestem zaszczycony tym, że spędzisz ze mną trochę czasu, jak tylko go znajdziesz. 
- Chcesz się znów kłócić? Nie mam na to czasu i ochoty.
- A ostatnio miewasz ochotę i czas na cokolwiek? Seks nie, wyjście do kina też nie, wieczór przy romansidłach również nie pasuje.. - wyliczałem. 
- Pogadamy wieczorem. - dziewczyna zebrała ze stolika plik dokumentów i wyszła, uprzednio machając mi na pożegnanie. 
- Spieprzaj. - mruknąłem, gdy tylko drzwi się zamknęły. Byłem na nią wściekły, choć zaczynałem odczuwać, że powinien był się starać ze wszystkich sił, by ratować ten związek. Tylko czy był sens? 
Niestety nie dane mi było odpowiedzieć sobie na zadane pytanie, bo pukanie do drzwi rozniosło się po całym mieszkaniu.  Nie spodziewałem się gości, ale jęknąłem, gdy w drzwiach zastałem tylko sąsiadkę z naprzeciwka i jej łaszącego się do nogi kota. Oznaka starej, upierdliwej panny bez dzieci i jakiejkolwiek rodziny.
- A panu tak nie zimno? - zapytała. 
Stałem pół nagi przed sześćdziesięciolatką - miałem ochotę strzelić sobie w łeb, gdy się tylko zorientowałem. 
- A pani tak nie za gorąco? - odgryzłem się. 
Kobieta ubrana była w spódnicę do kostek, kilka bluzek i różowy sweterek zrobiony na drutach, a na dworze było już prawie dwadzieścia stopni ciepła! 
- Uprzejmości młody człowieku. - prychnęła, odkręcając się na pięcie. 
Zatrzasnąłem drzwi za nią, po czym rzuciłem na komodę listy zaadresowane do Kaśki i ponownie wszedłem do salonu. Cholera by wzięła tych wszystkich ludzi, którym zebrało się na pogawędki z rana, pomyślałem podchodząc do grającego telefonu. 
- Tak, słucham. - powiedziałem do słuchawki. - Krzysiek, jesteś? Halo! 
Kolega nie odzywał się, więc kilkakrotnie darłem się jak poparzony kurczak, ale nic to nie dało. I już miałem się rozłączyć, gdy usłyszałem:
- Chcę na niej zrobić wrażenie, żeby jej szczęka opadła. Żeby Kłusek zobaczył, że ja ją wyrwę. 
- Przecież on jej nie lubi. - rozpoznałem po głosie Maćka Kota i dam sobie rękę uciąć, że Biegun siedział teraz w jego pokoju i rozważał rozterki na temat swojego ubioru. A więc chciał mi udowodnić, że ją zdobędzie, a jej się zaprezentować z dobrej strony? Odrzuciłem połączenie, a śmiech wydobył się z mojego gardła, bo tak bardzo było mi go żal, a tak bardzo podobał mi się mój plan.

Tymczasowy pokój Amelii | godzina 11.15

Leżąc na łóżku, obserwowałam, jak Agnieszka bawi się na dywanie z synkiem, a Klemens cieszy się, bo mały pokazał mu język. Według badań to normalny ruch u dzieciaków, więc zdziwiło mnie to odrobinę. Lecz nie znam nikogo, poza jego dziewczyną, kto mógłby ogarnąć jego zagmatwany rozumek.
- Nie powinnaś sobie szykować sukienki? - łóżko delikatnie się ugięło, gdy przysiadł na nie rozbawiony Klimek. - Olśnij kawalera! - uderzył mnie pięścią w ramię, na co oddałam mu tym samym i przekręciłam oczyma. Zachowywał się, jak a) zazdrosny o córkę ojciec b) nadopiekuńczy brat c) Matka Bożego Miłosierdzia dla ludzi, którzy pomocy nie potrzebują (skreślić niepotrzebne).- Nie bądź taka ostra, bo cię Krzysiu nie zechce. - zaśmiał się. 
- Dziwię się, że Agnieszka chce ciebie. 
- Taki urok przystojnego Murańki. - chłopak poprawił swoje włosy, po czym puścił oczko do patrzącej na niego blondynki.
- Wmawiaj sobie. - powiedziała. 
- Chyba nie zaprzeczysz, że właśnie na ten urok, powab i seksapil poleciałaś. - dodał. 
- Zdziadziałeś skarbie. - tym razem to ona się zaśmiała, a ja tylko zawtórowałam. - Oponka ci wisi, co innego już trochę też. Starość nie radość. - pokręciła nosem. Otworzył usta ze zdziwienia. 
- Od dziś masz zakaz kontaktowania się z tą oto dziewuchą! - wskazał na mnie. - Ona ci miesza w mózgu! 
- Ja jej ten mózg otwieram Klimciu, a przy okazji oczy też. 
- Jasne. - prychnął. - Zrobisz wszystko, żeby mi życie zepsuć. 
- Nadal masz mi za złe tamte wakacje? - podsunęłam się do niego i objęłam ramieniem. - No wiesz przecież, że nie chciałam. - powiedziałam, czule głaskając go po głowie. 
- Jakie wakacje? - zapytała blondynka. - Klimek? - spojrzała na niego podejrzliwie, a następnie skupiła wzrok na mnie.
- Była taka sytuacja... - zaczęłam.
- Jasne, pogrąż mnie w oczach matki mojego dziecka. - jęknął, wyrywając się z uścisku. 
- Pojechałam z Klimkiem na zieloną szkołę. - powiedziałam.
- Nie przedłużaj, to nie ma sensu. - zakrył twarz poduszką i oparł się o chłodnawą ścianę.
- Pewnego pięknego dnia go szukałam po całym placu, a on siedział w kiblu. Miał problemy żołądkowe, bo najadł się poprzedniego wieczora tyle kiełbasy, że całe wojsko by wyżywili. - zaśmiałam się. - Zapomniał zamknąć drzwi i jak je otworzyłam to siedział tam ze spuszczonymi spodniami, z wystraszoną miną i palił buraka, bo z tyłu za mną stała dziewczyna, z którą się umówił.
Miło było patrzeć, jak Agnieszka zwijała się ze śmiechu, a Klemens kręcił głową i nie wiedział gdzie podziać oczy. Mały Murańka zaczął radośnie gaworzyć, a wtedy i ja popadłam w wesoły nastrój.
- Nigdy się nie chwaliłeś. - powiedziała, opanowując atak śmiechu.
- A jest się czym chwalić? - przymrużył prawe oko. - Chodź synu, idziemy stąd, bo te kobiety nas zmarnują. - porwał swojego synka na ręce i już po chwili ich nie było. A szkoda, bo mały tak fajnie się bawił, że w końcu zaczęłam przełamywać się do małych dzieci.
- Od kiedy się zrobił taki wrażliwy? - przerwałam panująca ciszę między nami i zerknęłam na dziewczynę. Wzruszyła ramionami, po czym oznajmiła, że idzie ich poszukać i wyszła. Zostałam sama, więc na spokojnie mogłam włączyć moją ulubioną muzykę i przygłosić na tyle, na ile mi się podoba. Następnie podeszłam do szafki, bo bądź co bądź, nie pójdę nago na spotkanie ze starym kumplem.

Kawiarenka nieopodal Wielkiej Krokwi | godzina 12.59

Już przez szybę dane mi było zobaczyć uśmiechniętego, machającego mi Krzysia. Sama mimowolnie się uśmiechnęłam, bo był z niego dość pocieszny człowiek i zawsze darzyłam go wielką sympatią. Czasami strasznie uprzykrzał życie i był nieznośny, że potrafiłam powiedzieć mu kilka słów za dużo, ale zamiast się obrażać to wyłącznie przepraszał. Był miękki, miły, a to trochę nieodpowiednie cechy jak na faceta. 
W środku aż roiło się od młodych nastolatek, które ubrały sobie na cel stolik w kącie lokalu, więc patrząc na nie z pogardą w oczach, szłam w stronę mojego znajomego. 
- Cześć. - powiedział, posyłając mi przyjemny uśmiech i podarował mi herbacianą różę. Gest jak najbardziej w porządku, ale trochę nie moja bajka. Nigdy nie byłam fanką tanich miłosnych gestów, które były tak cholernie słodkie, że aż mdliło. Jakoś niespecjalnie cieszyłam się, gdy dostawałyśmy w szkole kwiatki z okazji Dnia Kobiet lub misie, z których plusz wylazł po jakimś czasie. - Ładnie wyglądasz. - odsunął mi krzesło, bym mogła spokojnie usiąść, więc to uczyniłam. Usiadł naprzeciw, a uśmiech nie schodził z jego mordki. Przyznam szczerze, że wyglądał nawet uroczo i, co najważniejsze, wyprzystojniał od czasu naszego ostatniego spotkania. 
- Długo czekasz? - zapytałam się, gdy ten w końcu przestał gadać o tym, że w końcu się spotkaliśmy. 
- Przyszedłem chwilę przed tobą. - odparł. Mruknęłam. - Na długo przyjechałaś? 
- Pewnie posiedzę do końca lipca, a potem wrócę na stare śmieci. - uśmiechnęłam się blado. We Wrocławiu miałam wszystko - znajomych, rodziców, przyjaciół, a jednak na myśl o tym wszystkim jakoś nie potrafiłam się cieszyć. 
- Nie myślałaś o wprowadzeniu się do Zakopanego? Masz przecież tutaj Klimka, wujostwo i moją skromną osobę. - zaśmialiśmy się. 
- Zadajesz mi zbyt trudne pytania, jak na sam początek. - powiedziałam.
- Przesadzasz. - zganił mnie. - Ale skoro tak, to pogadajmy o czymś innym. - ukazał swoje proste (już) zęby w szerokim uśmiechu i nie mogłam się powstrzymać, by samej nie uśmiechnąć się na ten widok. 
Podczas rozmowy cofnęliśmy się w czasie do dzieciństwa i wspominaliśmy nasze pierwsze spotkanie. Już wtedy Klemens był cholerykiem i nie pozwalał mi gadać z żadnym innym chłopakiem prócz niego, ale Krzysiek nie wystraszył się gróźb pod adresem straconych jedynek. W każde wakacje spotykałam się z nim i spędzaliśmy większość czasu, ale to skończyło się, gdy znalazł dziewczynę, a ja się zmieniłam. Nasze drogi się rozeszły i zamiast nocy spędzanych wspólnie na ganianiu się po łące i wsłuchiwaniu czy nie nadchodzą wilki ograniczyliśmy się do kilkugodzinnych spotkań w większym gronie i małej ilości wymiany zdań. 
- A pamiętasz jak wsadziłaś mi plaster szynki do kaptura i zmolestował mnie pies?
- Powinieneś być mi wdzięczny za to, że miałeś szansę przeżyć coś takiego!
- Ooo tak, super przeżycie! Polecam Krzysiek Biegun. - parsknęłam śmiechem. 
- Pamiętam jak chciałeś mi zaimponować tym, że umiesz rower naprawiać. 
- Skończyło się na tym, że walnąłem w drzwi od garażu. Kolejna super sprawa. 
- Miałeś osiem lat! Zabrałeś się za robienie hamulców, a nic o nich nie wiedziałeś. - powiedziałam. - To zderzenie wywołało jakieś nieodwracalne zmiany w twoim mózgu. - prychnął. - Swoją drogą, na fajnego faceta wyrosłeś Krzysiu.
- Ty też wyrosłaś na fajnego faceta. - wytknął język. W jednej chwili rozdzwonił się jego telefon, więc upiwszy łyk soku jabłkowego, wyciągnął urządzenie i przesunął palcem po ekranie. - No co tam?... Gdzie?...Ale że w tym tłumie?...Zadzwonić ci po kogoś?... Ale że ja?... Ja nie mogę...Dobra, chwila... - był wyraźnie zdenerwowany, gdy odrzucił połączenie i położył telefon na blacie stolika. - Przepraszam cię na moment, ale kumpla muszę ratować. 
- A co się stało? 
- Kłusek właśnie wpadł w sidła napalonych fanek. - wskazał głową na owy stolik, który zdziwił mnie już na wejściu. - Przerzedzę trochę sytuacje i wracam. Poczekasz? Proszę.. - oczy kota ze Shreka wywołały na mojej twarzy szeroki uśmiech, więc zgodziłam się, a on odszedł w stronę tamtego tłumu. Przez myśl przemknęło mi tylko jedno - co do cholery robi tutaj naindyczony Bartek? 
Niewiele myśląc, wstałam i ruszyłam w tamtą stronę. Byłam ciekawa całej tej akcji ratunkowej Krzysia, a zarazem zastanawiałam się, jak wygląda Kłusek, gdy błaga o pomoc. 
- Ejże, ejże! Panienki, spokojnie. - powiedziałam do dwóch dziewczyn, które omal nie pobiły nawzajem siebie i mnie przy okazji. - To nie targowisko ze świeżym drobiem. - odepchnęłam jedną od drugiej, lecz na mojej drodze stało jeszcze kilka takich, które prawie schodziły z tego świata na widok Kłuska. Bo naprawdę jest się czym podniecać i zachwycać. 
- Bartek wyjdź za mnie! - wrzasnęła niska rudowłosa dziewczyna z plikiem kartek. Moje ucho przeżyło niemały szok termiczny. 
- Popatrz jak leci do tego ołtarza. - odpowiedziałam. - Sorry, chcę przejść! - krzyknęłam do stojącego tłumu, lecz ich pisk mnie zagłuszał. I w tym momencie dziękowałam rodzicom i Bogu za to, że nie zrobili ze mnie faceta, który jest skoczkiem, bo nie wytrzymałabym nerwowo. - Tam przy wejściu stoi Maciek Kot! Aaa! - zawyłam. Kilka słów wystarczy pewnym osobom, by zrezygnować z jednej atrakcji i przerzucić się na inną - lepszą. Zostałam staranowana, ale przynajmniej pobiegły w odległy kąt. Podniosłam wzrok i natknęłam się na coś, na co nie zwróciłam uwagi odkąd zdążyłam go poznać. Jego spojrzenie...

Od autorki:
Rozdział pisany na pół z prośbami o autografy, więc wybaczcie mi błędy i niedociągnięcia. 
Bartek wymyślił niecny plan, lecz coś poszło nie tak i legł w gruzach. Co to było? O tym w następnym rozdziale ;)
Miłego czytania, 
buuuźka! ;*

Ps. czyje autografy znajdują się w Waszej kolekcji? :)


10 komentarzy:

  1. No i co ja mogę powiedzieć.... krótko i na temat - dobra robota! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział!
    Ojoj Klimek i ten biwak, Biegun i naprawa roweru haha :D
    Poprawiłaś mi humor na wieczór. Dziękuję!
    Coraz bardziej nie lubię Kłuska. Za kogo on się ma?! Myśli, że każdy będzie traktował go jak króla i każda dziewczyna będzie jego. To jest już chamskie z jego strony, że chciał rozbić randkę Krzyśka i Amelii, jednak jego plan legł w gruzach i się cieszę, ale ta końcówka najlepsza.
    Czekam na następny rozdział i weny życzę :*
    Buziaki :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Genialny rozdział. Czekam na następny

    OdpowiedzUsuń
  4. Kochana, ty to wiesz, jak poprawić nawet najgorszy humor ^^
    Bartek do jasnej cholery, ogarnij się chłopie! Zachowuje się, jakby wszystkie rozumy zeżarł... Całe szczęście, że nie udało mu się zepsuć randki Krzyśka i Amelii, bo chyba bym go udusiła... Końcówka mistrzostwo świata :)
    Można wiedzieć, do kogo pisałaś prośby? ^^ Ja sama ostatnio pisałam dwie kolejne, ale znając moje szczęście, pewnie trochę poczekam na odpowiedź... :)
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prośby pisałam do Schlieriego, Maćka Kota oraz Olka Zniszczoła ;)

      Usuń
  5. Spóźniona, ale jestem :)

    Mistrzem rozdziału zostaje Amelia :) Jej pomysł na przegonienie napalonych "fanek" rozwalił mnie na kolana.

    Tak na marginesie dodam, że jak byłam na zlocie fanów Maćka Kota w Bielsku-Białej to tak może z 10 osób tylko miało pojęcie o skokach, bo reszta to napalone "fanki", które nie wiedziały co to LGP... -.-'

    Wracając do rozdziału... Coś mi się zdaje, że Amelia wpadła w oko Bartkowi i dlatego on postanowił zepsuć jej randkę z Krzyśkiem...

    Rozdział świetny, czekam na kolejny.

    Pozdrawiam serdecznie i życzę dużo weny :* :* :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapomniałam dopisać, że mam dwa autografy Morgiego, jeden Schmitta i jeden Maćka Kota :)

      Usuń
  6. Ciutkę spóźniona, ale mam nadzieję, że wybaczysz.
    Idealny rozdział na koniec idealnego dnia. Atmosfera rodzinna w domu Klimka jest taka ciepła i wspaniała, że aż mi się przyjemnie zrobiło. Masz talent do opisywania takich rzeczy.
    Do tego te wszystkie historie z dzieciństwa Murańki i Krzysia... Po raz kolejny udowadniasz, że poczucia humoru w ogóle ci nie brakuje i jeżeli właśnie spojrzeć na rozdział pod jego względem to wyszedł ci po prostu zabójczo. Jestem zachwycona!
    Czekam ciągle na wyjaśnienie knowań Kłuska :)
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Jejku, świetny jak zawsze. Boję się co ten Bartek wymyślił, na prawdę. Nie mogę się doczekać następnego rozdziału. Pozdrawiam, fascinatte <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Ale to jest fajne ^^ Normalnie cudeńko ^^ Ja chce więcej ^^
    Przepraszam, że tak krótko.
    Nicol

    OdpowiedzUsuń