Gdzieś na drodze | godzina 19.25
Siedziałam na fotelu pasażera, od którego porządnie bolał mnie już tyłek oraz zaciskałam kurczowo zęby, by przypadkowo nie odgryźć sobie języka przez turbulencje, które powodowały uszczerbki w asfalcie. Nawet nie wyobrażałam sobie mojego życia bez składnej mowy, więc strata języka byłaby dla mnie końcem wszystkiego! Co jakiś czas spoglądałam na zamyślonego Bartka, który zaciskał dłonie na kierownicy z taką siłą, że bielały mu kostki. Również jego szczęka była napięta, lecz wolałam ją w takim wydaniu, niż gdy przemawiał nią do mojej osoby. Gdy w radiu pojawiła się dobrze mi znana melodia najpierw zaczęłam ją nucić w myślach, ale z chwilą zaczęłam podśpiewywać ją pod nosem. Nawet obecność Kłuska już mi nie przeszkadzała, a wszystko za sprawą rytmów. Muzyka dobra na wszystko i to w dosłownym tego słowa znaczeniu. Przelotnie zerknęłam w moją lewą stronę, napotkałam wzrok Bartka i lekki uśmiech.
- Sorry. - bąknęłam i przestałam produkować mój talent wokalny.
- A śpiewaj ile chcesz. - zaśmiał się. - Idzie ci lepiej niż tej babce. - wskazał palcem na wbudowane radio.
- Gdzie jesteśmy? - zapytałam po chwili ciszy, która nastała po wymianie wcześniejszych dwóch zdań.
- Nie wiem. - odparł spokojnie. Popatrzyłam na niego z pytajnikami w oczach, a ten jak gdyby nigdy nic wzruszył ramionami. Na początku myślałam, że żartuje, lecz jego poważna mina nie pozostawiła mnie na długo w takowym przekonaniu. - Naprawdę nie wiem. - powtórzył. - Musiałem źle skręcić, bo nie kojarzę tej drogi.
- Chyba sobie kpisz. - warknęłam.
- Utknęłaś w samochodzie z przystojniakiem jakich mało i jeszcze narzekasz? - przewrócił oczyma po czym zaparkował auto na podjeździe dla autobusów i zgasił silnik.
- A to w bagażniku jest ktoś jeszcze? - wskazałam kciukiem na tył auta, a następnie wysiadłam i obeszłam auto, by zasiąść na masce. - Słuchaj Kłusek, wywiozłeś mnie cholera wie gdzie i jeśli za kwadrans nie ogarniesz co to za miejsce to twój marny żywot dobiegnie końca. A uprzedzam, że chłopaków raczej nie stać na wiązanki pogrzebowe przez ostatnie imprezy, na które kupowali hektolitry alkoholu. - uśmiechnęłam się kąśliwie do stojącego przede mną chłopaka.
- Mogłabyś choć raz się zamknąć i nic nie mówić? - odparł grzebiąc coś w swoim smartfonie z wielką uwagą.
- Mógłbyś zmienić twarz? - przewróciłam oczyma.
- Jaka ty jesteś upierdliwa! - zauważył.
- Czy ja ci kazałam zabierać mnie na randkę? Sam wpadłeś na genialny pomysł. Bartek Kłusek, człowiek noblista. - palnęłam się w czoło, a gdy ten chciał coś powiedzieć, kontynuowałam: - Mówiąc o randce, sądziłam, że masz zamiar pomęczyć mnie swoją obecnością w jakiejś knajpie, a nie że wywieziesz mnie na jakieś zadupie!
- Jeśli zabrałbym cię do knajpy to miałabyś trzy razy większy tyłek niż teraz.
- Nie zabiję cię, nie zabiję cię.. - powtarzałam po cichu, patrząc mu w oczy. Przez równy kwadrans kiedy staliśmy na poboczu, przez ulice przewinęło się może ze trzy samochody, jedna ciężarówka i jakieś dziwny facet na skrzypiącym rowerze, a za nim biegnący pies, któremu jogging utrudniała wielka masa ciała i futro.
- Wskakuj, już wiem gdzie jesteśmy. - podekscytował się jakby przed chwilą odkrył lek na raka i pomachał mi przed oczyma swoim telefonem z otwartą aplikacją auto - mapy.
- Mam nadzieję.. - mruknęłam, wsiadając ponownie do auta i zapinając pasy. Bartek ulokował swój telefon w trzymadełku ulokowanym na przedniej szybie i z wielką uwagą wsłuchiwał się w głos Krzysztofa Hołowczyca. Jeśli w tym momencie dane by mi było siedzenie w tejże aplikacji to najpierw wyprowadziłabym Kłuska na szczere pola, a potem zwyzywała od cymbałów i ofiar losu.
****
- Za sto metrów skręć w lewo. - powiedział głosik z nawigacji, a posłuszny Bartek wykonał rozkaz. Miałam wrażenie, że jeździmy w kółko, a wszystko przez jeden, wielki bilbord z reklamą Ikei i stojącego pod nim traktora oraz dwóch panów, którzy widocznie zrobili sobie święto z okazji imienin ani - ani jednego, ani drugiego.
- Jeździmy w kółko. - powiedziałam w końcu, gdy Hołowczyc nakazał skręcić ponownie w lewo. - Skręć wreszcie w inną drogę, bo zaraz nam pójdzie całe paliwo na jeżdżenie sobie w kółeczko.
- Kierujesz? Nie. To siedź cicho. - powiedział, lecz posłuchał się mnie i skręcił w jedną z dróg wysypaną żwirkiem. - Lakier mi poopryskuje przez ciebie.
- Nie kazałam ci skręcać akurat w tę drogę. - zaznaczyłam. - Były tam jeszcze trzy, sam wybrałeś najgorszą. - dodałam.
- Jaka ty jesteś upierdliwa! - jęknął. Stwierdziłam, że odpowiedź na jego słowa jest zbędna. Rozmowa i tak się nie kleiła, więc po co było ją przedłużać? Po co było w ogóle wyciągać mnie z domu na jakąkolwiek idiotyczną randkę? Przecież mogłam spędzić samotny wieczór przed laptopem i nudnawym horrorem, ale nie, bo przecież sama władowałam się w randkę z Kłuskiem! Miałam ochotę przyciąć sobie głową pomiędzy szybą, ale co by to dało prócz bólu? Raczej, a może i na pewno nic.
Nie wiedzieć kiedy, ale gdy zerknęłam na zegarek była 21.08. Musiałam przysnąć kilka minut, gdyż ostatnim razem zegarek wskazywał 20. 45. Kłusek rozmawiał z kimś przez telefon, chyba ze swoją dziewczyną, bo dobiegał mnie dźwięk kobiecego głosu. Sam on nie wydawał się zainteresowany pogawędką. Natomiast ja skuliłam się najbardziej jak tylko się dało, gdy moje oczy poraził blask fleszy (czyt. błysło się). Chłopak zakończył połączenie mówiąc, że nie ma czasu i odrzucił telefon na półeczkę, po czym spojrzał na mnie.
- Boisz się? - zapytał. Ależ skąd ten pomysł! Przecież bez powodu siedziałam przytulona do własnych kolan i chowałam w nich twarzy by nie widzieć nadchodzącej burzy. - Serio się boisz? - popatrzyłam na niego i delikatnie skinęłam głową, na co się uśmiechnął. Kilka minut później auto stanęło przed dość dużym domem, a na ustach Kłuska pojawił się uśmiech. - W tej okolicy jestem zorientowany. - powiedział dumnie. - Trzygwiazdkowe to to nie jest, ale żeby się przespać i przeczekać burzę jest okey. - dodał.
- Gdzie my jesteśmy?
- Jakaś agroturystyka. - powiedział. - Wyskakuj. - rozkazał, po czym opuścił auto i trzasnął drzwiami. Nienawidziłam burzy, właśnie przez takie ekscesy nie cieszyłam się z lata. - Chodź. - drzwi się otworzyły i chłopak wyciągnął do mnie dłoń. Niepewnie wyszłam z samochodu, rozejrzałam się po okolicy i gdy ponownie niebo się rozjaśniło - odruchowo wtuliłam się w Bartka. Chłopak objął mnie choć bardziej spodziewałam się odepchnięcia w rosnące z tyłu krzaki. - Zapowiada się nieźle. - zaśmiał się pod nosem i ruszyliśmy w stronę domu. Od zadzwonienia dzwonkiem minęło dobre trzy minuty, ale w końcu w drzwiach stanęła całkiem miła kobieta w średnim wieku i serdecznie nas przywitała. Dziękowałam Bogu w duchu, że były jeszcze wolne pokoje, lecz mój entuzjazm opadł, gdy okazało się, że są wolne, lecz tylko z jednym łóżkiem i to w dodatku małżeńskim.
- Miłej nocy życzę. - powiedziała uśmiechając się szeroko i wręczając Bartkowi klucz do pokoju numer 6. Udaliśmy się na górę schodami, które były tak wypastowane, że prawie zostawiłam wszystkie zęby na ciemnym drewnie, a Bartek omal nie złamał nogi, co go strasznie rozjuszyło, bo zaczął kląć jak szewc i na dobre wrócił rozemocjonowany Kłusek ze swoimi humorkami i powiedzonkami.
- Śpisz od ściany czy z brzegu? - zapytał, kiedy weszliśmy do pokoju i zapalił światło. Pokój jak pokój, wyglądał na zadbany i przytulny, a łóżko samo prosiło się o spędzenie w nim nocy.
- Obojętnie. - mruknęłam w czasie zrzucania z siebie bluzy, którą następnie rzuciłam na stoliczek.
- W sumie. - wzruszył ramionami. - I tak będziesz się bunkrować przed burzą. - zaśmiał się pokazując rząd białych zębów. Nie lubiłam go, ale zdecydowanie lubiłam jego uśmiech. Wyglądał wtedy jak mały chłopczyk i to w dodatku bezbronny. Stop! Od tego wszystkiego coś pomerdało mi się w głowie.. - O wow. - jęknął kładąc się na łóżko i rozkładając się na nim całym swoim ciałem. - Jeśli umrę to chce być pochowany na tym łóżku. - kolejny raz pokój wypełnił się jego śmiechem.
- Lepiej nie umieraj, bo nie chcę mieć w łóżku trupa. - powiedziałam. - Tu jest toaleta? - wskazałam ręką na drzwi po lewej stronie pokoju, chłopak wzruszył ramionami.
- Czy ja ci wyglądam na punkt informacji turystycznej?
- Dobra, poradzę sobie. - przekręciłam oczyma i otworzyłam drzwi, które rzeczywiście do łazienki prowadziły.
- Jaka ty jesteś upierdliwa! - jęknął. Stwierdziłam, że odpowiedź na jego słowa jest zbędna. Rozmowa i tak się nie kleiła, więc po co było ją przedłużać? Po co było w ogóle wyciągać mnie z domu na jakąkolwiek idiotyczną randkę? Przecież mogłam spędzić samotny wieczór przed laptopem i nudnawym horrorem, ale nie, bo przecież sama władowałam się w randkę z Kłuskiem! Miałam ochotę przyciąć sobie głową pomiędzy szybą, ale co by to dało prócz bólu? Raczej, a może i na pewno nic.
Nie wiedzieć kiedy, ale gdy zerknęłam na zegarek była 21.08. Musiałam przysnąć kilka minut, gdyż ostatnim razem zegarek wskazywał 20. 45. Kłusek rozmawiał z kimś przez telefon, chyba ze swoją dziewczyną, bo dobiegał mnie dźwięk kobiecego głosu. Sam on nie wydawał się zainteresowany pogawędką. Natomiast ja skuliłam się najbardziej jak tylko się dało, gdy moje oczy poraził blask fleszy (czyt. błysło się). Chłopak zakończył połączenie mówiąc, że nie ma czasu i odrzucił telefon na półeczkę, po czym spojrzał na mnie.
- Boisz się? - zapytał. Ależ skąd ten pomysł! Przecież bez powodu siedziałam przytulona do własnych kolan i chowałam w nich twarzy by nie widzieć nadchodzącej burzy. - Serio się boisz? - popatrzyłam na niego i delikatnie skinęłam głową, na co się uśmiechnął. Kilka minut później auto stanęło przed dość dużym domem, a na ustach Kłuska pojawił się uśmiech. - W tej okolicy jestem zorientowany. - powiedział dumnie. - Trzygwiazdkowe to to nie jest, ale żeby się przespać i przeczekać burzę jest okey. - dodał.
- Gdzie my jesteśmy?
- Jakaś agroturystyka. - powiedział. - Wyskakuj. - rozkazał, po czym opuścił auto i trzasnął drzwiami. Nienawidziłam burzy, właśnie przez takie ekscesy nie cieszyłam się z lata. - Chodź. - drzwi się otworzyły i chłopak wyciągnął do mnie dłoń. Niepewnie wyszłam z samochodu, rozejrzałam się po okolicy i gdy ponownie niebo się rozjaśniło - odruchowo wtuliłam się w Bartka. Chłopak objął mnie choć bardziej spodziewałam się odepchnięcia w rosnące z tyłu krzaki. - Zapowiada się nieźle. - zaśmiał się pod nosem i ruszyliśmy w stronę domu. Od zadzwonienia dzwonkiem minęło dobre trzy minuty, ale w końcu w drzwiach stanęła całkiem miła kobieta w średnim wieku i serdecznie nas przywitała. Dziękowałam Bogu w duchu, że były jeszcze wolne pokoje, lecz mój entuzjazm opadł, gdy okazało się, że są wolne, lecz tylko z jednym łóżkiem i to w dodatku małżeńskim.
- Miłej nocy życzę. - powiedziała uśmiechając się szeroko i wręczając Bartkowi klucz do pokoju numer 6. Udaliśmy się na górę schodami, które były tak wypastowane, że prawie zostawiłam wszystkie zęby na ciemnym drewnie, a Bartek omal nie złamał nogi, co go strasznie rozjuszyło, bo zaczął kląć jak szewc i na dobre wrócił rozemocjonowany Kłusek ze swoimi humorkami i powiedzonkami.
- Śpisz od ściany czy z brzegu? - zapytał, kiedy weszliśmy do pokoju i zapalił światło. Pokój jak pokój, wyglądał na zadbany i przytulny, a łóżko samo prosiło się o spędzenie w nim nocy.
- Obojętnie. - mruknęłam w czasie zrzucania z siebie bluzy, którą następnie rzuciłam na stoliczek.
- W sumie. - wzruszył ramionami. - I tak będziesz się bunkrować przed burzą. - zaśmiał się pokazując rząd białych zębów. Nie lubiłam go, ale zdecydowanie lubiłam jego uśmiech. Wyglądał wtedy jak mały chłopczyk i to w dodatku bezbronny. Stop! Od tego wszystkiego coś pomerdało mi się w głowie.. - O wow. - jęknął kładąc się na łóżko i rozkładając się na nim całym swoim ciałem. - Jeśli umrę to chce być pochowany na tym łóżku. - kolejny raz pokój wypełnił się jego śmiechem.
- Lepiej nie umieraj, bo nie chcę mieć w łóżku trupa. - powiedziałam. - Tu jest toaleta? - wskazałam ręką na drzwi po lewej stronie pokoju, chłopak wzruszył ramionami.
- Czy ja ci wyglądam na punkt informacji turystycznej?
- Dobra, poradzę sobie. - przekręciłam oczyma i otworzyłam drzwi, które rzeczywiście do łazienki prowadziły.
Agroturystyka u pani Zofii | godzina 23.45
Stałem przy oknie gapiąc się w uderzające pioruny, gdy delikatne trzaśnięcie drzwiami przerwało ciszę. Ukradkiem spojrzałem w tamtą stronę i zobaczyłem Melkę, która miała na sobie jedynie bieliznę i swoją koszulkę, która sięgała ledwie do ud. Przez kwadrans jej nieobecności zacząłem rozmyślać o Kaśce, o dzisiejszym obiedzie z jej matką i o słowach, które wypowiedziałem. Miałem lekkie wyrzuty sumienia i zastanawiałem się nawet nad napisaniem jej esemesa, lecz kiedy Amelia w końcu weszła do pokoju i zobaczyłem ją w takim wydaniu wszystkie myśli zniknęły, a w głowie pojawiła się tylko ona i myśl co mógłbym dziś zrobić z jej ciałem.
- Głuchy jesteś? - ocknąłem się po lekkim uderzeniu w ramię. Dziewczyna stanęła obok mnie i spojrzała w okno, po chwili chowając się za mnie, bo niebo pojaśniało i słychać było trzask. Wiatr przybierał na sile, a deszcz lał ile wlezie. Nie zdziwię się jeśli rano mój samochód będzie sobie spokojnie dryfował gdzieś kilka kilometrów stąd. - Idziesz spać? - zapytała cicho. Skinąłem głową. - No to zgaś światło, a ja ci przyświecę drogę telefonem! - rzuciła i wskoczyła do łóżka.
- Pffff. - rzuciłem idąc do kontaktu i nim go dotknąłem - światło zgasło. - Chyba odcięli prąd. - powiedziałem ładując się do łóżka i naciągając na siebie kołdrę. Moje nagie ramię zetknęło się z nagim ramieniem Melki, co wywołało u mnie przyjemne dreszcze.
- Jeśli komuś o tym powiesz to nie żyjesz. - powiedziała po chwili.
- O czym? O tym, że boisz się burzy i prawie wychodzisz z siebie gdy się błyska?
- O tym, że spędziłam z tobą noc w jednym łóżku. - powiedziała kąśliwie.
- Niejedna by ci zazdrościła. - wytknąłem jej język i położyłem się na bok, by lepiej widzieć jej twarz. Zamilkła, gdy odruchowo położyłem dłoń na jej szyi i odgarnąłem włosy. - Co oznacza ten tatuaż? - zagadnąłem. Teraz lepiej mogłem mu się przyjrzeć. Była to literka R otoczona drutem kolczastym, na którym pięły się róże. Dość oryginalny pomysł na tatuaż za uchem.
- Nic. - zmieszała się.
- Gdyby nic nie znaczył to nie zrobiłabyś go. - dziewczyna usiadła po turecku i oparła się o ścianę. Westchnęła, odgarniając włosy z twarzy.
- R oznacza imię mojego przyjaciela. - wyznała cicho.
- Zrobiłaś sobie tatuaż, a potem cię rzucił? - zacząłem się śmiać.
- Zrobiliśmy sobie takie tatuaże na rocznicę pięciolecia naszej przyjaźni. Na początku była to sama literka i serduszko obok, ale przerobiłam tatuaż po tym jak Rafał zginął w wypadku.. - momentalnie zrobiło mi się głupio za moją wcześniejszą wypowiedź. - Wyszedł z domu, bo umówił się z nami w skateparku na deskę, ale... - załamał jej się głos. - ale nie dotarł, bo wjechał w niego pijany kierowca. - zobaczyłem łzę spływającą po jej policzku, gdy w pokoju zrobiło się widno. Nie wiedzieć czemu, ale usiadłem obok niej i objąłem ją ramieniem i pocałowałem w czubek głowy, gdy się we mnie wtuliła. Na co dzień skakaliśmy na siebie jak dwa wygłodniałe psy, docinaliśmy sobie, a dziś siedzieliśmy w jednym łóżku, w swoich objęciach i nic nie wskazywało na darcie kotów między sobą.
- Przepraszam za tę uwagę. - szepnąłem, a ona oderwała się ode mnie.
- Nie wiedziałeś, więc nie masz za co mnie przepraszać. - powiedziała. - Większość osób uważa, że Rafał był moim chłopakiem i po zerwaniu zostawił mi pamiątkę, a ja byłam głupia, że się na to zgodziłam..
- Masz jeszcze jakieś tatuaże? - zapytałem z czystej ciekawości, choć zależało mi na odbiegnięciu od tematu, który powodował, że smutniała, a nie chciałem by była smutna.
- Mam. - odparła.
- Gdzie?
- Jesteś strasznie ciekawski. - powiedziała siląc się na uśmiech. - Jeden na biodrze, drugi na łopatce.
- Pokażesz?
- Śnisz. - parsknęła śmiechem. - Trzeba sobie zasłużyć na oglądanie mojego ciała, a ty jak na razie tylko sobie szkodzisz.
- Co fakt to fakt, ale mam swój urok osobisty i jeśli go użyję to pokażesz?
- A zmienisz się nagle z ropuchy w księcia?
- Księciem jestem od urodzenia. - zaśmiała się. - W moich żyłach płynie błękitna krew.
- Chyba tylko wtedy, gdy napijesz się niebieskiego Oshee.
Spędziliśmy ponad pół godziny na przyjemnym przekomarzaniu się o śmianiu wniebogłosy. O wiele lepiej rozmawiało się z nią sam na sam i doszedłem do wniosku, że wcale nie jest taka zła za jaką ją uważałem. Była całkiem walnięta, ale w pozytywnym sensie. Miała dystans do wszystkiego i ten pazur w charakterze, który zazwyczaj podobał mi się u dziewczyn. Była zupełnym przeciwieństwem spokojnej Kaśki, która trzymała mnie przy sobie od półtora roku, a od pół roku między nami nie było już nic.
- Jak byłam mała to myłam mojemu psu tyłek gąbką, a potem myłam się nią sama. - wyznała, a ja znów zacząłem się śmiać. - Albo pamiętam jak tata kupił mi rowerek. Taki super był, różowy z klaksonem i wstążeczkami przy kierownicy. - westchnęła. - Już na pierwszej jeździe wjechałam nim w drzwi od garażu i go rozwaliłam, a sobie nabiłam z tysiąc siniaków i wielkiego guza na czole.
- Pechowiec z ciebie. - walnęła mnie w ramię. - No kto normalny wjeżdża w drzwi?
- Nikt nie powiedział, że byłam normalnym dzieckiem, no ej! Ale miło mi, że tak uważałeś. - wyszczerzyła się szeroko. - Mając pięć lat spędzałam Sylwestra z Polsatem i tak zazdrościłam tym tancerkom z ogonami, że zdjęłam spodnie, włożyłam sobie w majtki mamy szalik i wypchałam sobie jej stanik skarpetkami, żeby wyglądać tak jak te babki. - wybuchnąłem śmiechem. Szczerze to nie pamiętałem kiedy z Kaśką spędzałem tak czas. Ona nigdy nie opowiadała o sobie za wiele, nie znałem szczegółowo jej dzieciństwa, a wszystkie informacje musiałem wyciągać z niej siłą. - Głupia byłam, ale na tamten czas to było takie wow. - dodała.
- Byłaś słodkim i wesołym dzieckiem. - powiedziałem. - Co się stało, że wyrosłaś na taką wredotę, hm? - szturchnąłem ją łokciem w bok, a ta wzruszyła ramionami.
- Nowa szkoła, nowi znajomi, chęć dopasowania się i fascynacja ich życiem. - wymieniła. - Nie chciałam być odrzutkiem, bo zawsze lubiłam być w centrum zainteresowania, a że z czasem stałam się kimś zupełnie innym to już nie moja wina. Samo przyszło i tak zostało do dziś.
- Klemens opowiadał, że rodzice mieli z tobą wesoło.
- Tak. - pokiwała głową. - Mieli i do dziś dnia moje relacje z nimi są minimalne, ale jakoś mi to wisi. Ojciec zmienił się cholernie, gdy zaczął wyjeżdżać za granicę do pracy, a mama ma strasznie trudny charakter. Są moimi rodzicami, ale wolę być sama pośród własnej rodziny niż z nimi i udawać szczęśliwą.
- Może z nimi po prostu pogadaj. Tak szczerze.
- Nie wiem czy chcę. Przyjechałam tu by pomyśleć co dalej, przy okazji licząc po cichu, że wszystkie sprawy z rodzicami jakoś ulegną poprawie, ale tak naprawdę to nie wiem czego chcę i niczego pewna nie jestem.. - oparła się o ścianę, patrząc na mnie. - Klemens ma racje, że jestem jeszcze dzieciakiem i nie wiem czego w życiu chcę. Opieprzyłam go, a mówił prawdę, jak zawsze zresztą..
- Zamieszkaj w Zakopanem. - powiedziałem. Machnęła ręką i zaśmiała się, a ja zacząłem się zastanawiać co było takiego śmiesznego w tym jednym zdaniu.
- Z upierdliwym Klemensem, nadopiekuńczą ciotką, ignorującym wszystko wujkiem i Agnieszką, która planuje wejść do rodziny. No super.
- Z Maćkiem. - wypłynęło to z moich ust niespodziewanie i sam się dziwiłem, że to powiedziałem. Spiorunowała mnie wzrokiem i miałem ochotę dać sobie w mordę za to co powiedziałem. Ale przed oczyma stanęła mi impreza u niego i te ich czułości. Jednakże mówiąc to, poczułem taki dziwny ucisk w sercu. Tak jakby zazdrość?
- Dlaczego z nim? - zapytała. - Między nim a mną nie ma niczego więcej prócz zwykłego kumplowania się. - powiedziała, a mi mały kamyczek spadł z serca. Szkoda, że trzy czwarte tego głazu jeszcze na nim siedziało. - Jest fajny, ale nie moja liga.
- A jaka jest twoja liga?
- Uuuu stary. - zaśmiała się. - Moja liga to ktoś taki jak Neymar, czy Marc Bartra. - poruszała zabawnie brwiami.
- Oni nawet nie wiedzą, że istniejesz. - dostałem za to z pięści w ramię, ale dziewczyna zrobiła to tak niefortunnie, że upadła prosto na poduszkę i zatopiła w niej twarz. - Łajza!
- Mówiłeś coś? - przymrużyła oko, podnosząc się i siadając ze mną twarzą w twarz.
- Nie. - mruknąłem. - Ale wiesz co?
- Nie wiem.
W tym momencie ująłem w swoje dłonie jej drobną twarz i musnąłem usta. Nie mogłem się powstrzymać przed zrobieniem tego. Nie mogłem patrzeć na te wargi, przypominać sobie tamtego pocałunku i żyć potem z myślą, że nie zrobiłem nic gdy byliśmy we dwoje. Nie odepchnęła mnie, a jedną dłoń zarzuciła mi na kark, po czym splotła ją z drugą. Sama pogłębiła pocałunek. Moje myśli wirowały, w głowie siedziała tylko ona, liczyła się tylko ta chwila. Usiadła na mnie okrakiem, a wtedy zaczęła się prawdziwa wojna o dominację języka. Nie odpuszczała mi, a to mnie jeszcze bardziej nakręcało. Przesunąłem dłonią po jej nagim udzie, na co uśmiechnęła się przez pocałunek, ale nie przerwała go. Wsunąłem drugą dłoń pod koszulkę i szczypałem skórę na jej brzuchu. Pragnąłem zdjąć z niej koszulkę i pieścić jej całe ciało. Myślami już byłem przy pieszczeniu jej ciała i wsłuchiwaniu się w odgłosy przez nią wydawane. Wróciłem na ziemię, gdy oderwała się ode mnie. Przestraszyłem się, że zrobiłem coś nie tak i zaraz cała atmosfera siądzie, ale Melka wcale nie miała zamiaru uciekać. Zdjęła z siebie koszulkę, którą rzuciła gdzieś na podłogę i ponownie złączyła nasze usta, tyle że tym razem to ona była na dole, a ja na spokojnie mogłem pieścić jej szyję i napawać się jej zapachem. Błądziła rękoma po moich nagich plecach. Przechodziły mnie ciarki przyjemności. Przyjemności, której już dawno nie zaznałem ze swoją dziewczyną. Jęknęła, gdy przygryzłem jej skórę. W tamtej chwili była moja i tylko moja, nikogo więcej. Chciałem dać jej samą przyjemność, chciałem by przy mnie czuła się inaczej niż przy wszystkich innych chłopakach. Nie kochałem Kaśki, ja po prostu zakochałem się w pyskatej i wrednej kuzynce mojego kumpla..
Od autorki:
Pada deszcz, pada deszcz, a ja piszczę rozdziały na każde opowiadanie. ^^
Lubię ten rozdział. Może mało humorzasty i mało w nim docinków między Bartkiem a Melką, ale jest okey. I cały poświęcony tylko tej dwójce, więc... Miłego czytania Kochani! ♥
O taaak! <3 :D
OdpowiedzUsuńPrzepraszam za nie skomentowanie poprzedniego rozdzialu,ale byłam pewna,że skomentowałam,ba pisałam komentarz, ale się nie dodał. :c (tak,zauważyłam to dopiero teraz)
OdpowiedzUsuńPrzechodząc do sedna.
O mamuniu!
To jest wspaniałe!
Te historyjki z życia Melki rozbroiły mnie zupełnie. :)
A końcówka...Awww... Nie spodziewałam się. Myślałam,że Mela jakoś inaczej zareaguje a tutaj taka niespodzianka. ❤
Z niecierpliwością czekam na kolejny i dużo weny życzę!
Pozdrawiam i jeszcze raz przepraszam. ;c
No i superrrr rozdział ;** czekam z niecierpliwością na kolejny kochana <3
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział!! Mimo braku docinków niczego mu nie brakowało ����
OdpowiedzUsuńSzczerze? Jak się dowiedziałam że Melka i Bartek będą razem w pokoju to coś między nimi się stanie.
Dodawaj jak najszybciej kolejny :*
O jezusiuniu! To jest zajebiaste! Nie mogę się po tym poprawnie wysłowic! Widzisz, co zrobiłaś?! Prześpią się?! Ona go przecież nie kocha. Ale miłość i nienawiść dzieli cienka linia! Ja chce więcej! Dajesz!
OdpowiedzUsuńNicolette
No i wszystko jasne! Kto się czubi ten się lubi. Od nienawiści do miłości jak widać wcale nie jest tak daleko. Tylko że teraz jest niby pięknie i ładnie, my się zachwycamy, a zapewne w kolejnym rozdziale będzie bum! I czar pryśnie. Ona się skapnie, że palnęła gafę, będzie znowu wredna i pyskata, zamknie się w skorupie, a ten zakochany będzie cierpiał... miłość nie dość że jest ślepa, to jeszcze głupia. I cholernie skomplikowana.
OdpowiedzUsuńI bardzo się cieszę, że rozdział w tak dużym stopniu dotyczy tylko Melki i Bartka. Brawo!
Pozdrawiam, Lilka :)
niedorosla-milosc.blogspot.com
Z małym poślizgiem, ale melduję się ♥
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział i bardzo się cieszę, że w głównej mierze poświęcony Bartkowi i Melce :) I dziękuję za poprawę humoru, bo ostatnio moimi najwierniejszymi przyjaciółmi są chusteczki i termometr... Ja tu już byłam przygotowana na jakąś romantyczną kolację przy świeczkach, a skończyło się w agroturystyce. No to się Bartek nie popisał :) O kurczaczki, ale końcówka! No, coś czuję, że to wszystko źle się skończy. W końcu od nienawiści i "bratania się z wrogiem", do miłości jest bardzo cienka linia. A co, jeśli Melka uzna, że to po prostu był jednorazowy wyskok i złamie serducho Bartkowi? Jestem ciekawa, co dalej wymyślisz ♥
Buziaki :**
Ooo też kocham Neymara i Bartrę :D (No I Messiego, Pique, Inieste, Ter Stegena... XD) Wiedziałam że się prześpią w tym rozdziale. Wiedziałam. Taka Magda-jasnowidz XD wyobrazasz sobie? :D Raz też się zgubilam więc świetnie potrafilam sobie wyobrazić Melkę i Bartka :D Burzy też się boję więc też sobie to wyobrazilam :D Agroturystyka z pokojem i jedym łóżkiem no no no:D Jest ciekawa co zrobi Klemens jak się dowie. Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńKiedy rozdział kochana? Bo zaczynam normalnie wariować ;P co pół godziny wchodzę na bloga i sprawdzam czy jest nowy rozdział ;D uzależniasz kochana, oj uzależniasz ;*
OdpowiedzUsuń