środa, 6 maja 2015

Rozdział ósmy.

Kawiarnia Cafe Piano | godzina 15.00

Wraz z moim kuzynem siedzieliśmy beztrosko pod parasolem i zajadaliśmy lody, głośno się przy tym śmiejąc. Naprawdę nie pamiętałam, kiedy ostatnio dane mi było pospędzać tak miło czas, i to z samym Klimkiem! Mile mnie zaskakiwał swoją dojrzałością, która w końcu zaczęła się u niego przejawiać, a zauważyłam to po tym, że wreszcie nie wywyższa się swoimi przemyśleniami i nie daje rad, które na pewno zmienią moje życie. Chłopak skończywszy opowiadać historię zgubionych bokserek Piotrka Żyły, przeszedł na wyższy poziom i zaczął wspominać stan Kamila Stocha po pikniku w Planicy. Ciągle reagowałam na to głośnymi wybuchami śmiechu, czym zwracałam uwagę wszystkich siedzących na dworze osób. Uświadomiłam sobie, że przez te wszystkie lata, cholernie się stęskniłam za moim małym Murańką, ale głupio było mi się do tego przyznać. Już wyobrażałam sobie, jak Klemens przybiega do mnie z bukietem róż i wstążką z napisem "gratulujemy odkrycia w sobie uczuć ludzkich." To byłoby gorsze od feralnego dnia, w którym brunet zgubił swoją pieluchę i zafajdał mojej mamie nowiuteńki dywan prosto z Jyska!
- Kiedy wracasz do Wrocławia? - padło pytanie, które natychmiastowo zrzuciło z mojej twarzy uśmiech, a wywołało ogromny grymas, który nie uszedł jego uwadze. Zaczęłam grzebać łyżeczką w pucharku z lodami, dość interesujące zajęcie i jakże pochłaniające. Całe dwie minuty ciszy i zapomnienia o świecie. - A w ogóle masz zamiar tam wracać? - uważnie mi się przyjrzał. Czułam się niemalże jak na tanim przesłuchaniu w westernowej komedii.
- Nie wiem. - wzruszyłam ramionami, dając mu prostą odpowiedź. - Już chcesz się mnie pozbyć?
- Dobrze wiesz, że nie. - odparł. - Tylko jestem ciekaw twoich planów na życie, młoda.
- Uwierz, że sama jestem ich ciekawa. - otarłam serwetką usta i upiłam łyk soku jabłkowego, a Klimek nadal wypalał we mnie dziurę swym spojrzeniem. - Pytasz mnie o daleką przyszłość, a prawda jest taka, że ja nawet nie mam pojęcia co będę robić dzisiejszego wieczora. - wywróciłam oczyma.
- Nie chcesz tam wracać, prawda?
- Przestań stawiać tezy, bo są słabe. - powiedziałam.
- Chcesz oszukać mnie czy siebie?
- Chcę skończyć ten temat dobrowolnie albo będę zmuszona zostawić cię samego. - odpowiedziałam z lekkim przekąsem w głosie.
- Dlaczego zgrywasz niedostępną i udajesz, że jest ci tam dobrze Melka?
- Bo jest mi tam dobrze Klemens. - westchnęłam, opierając się o oparcie i zakładając ręce. - Mam tam znajomych, rodziców, przyjaciół i uwierz mi, że byłabym w stanie wrócić tam jeszcze dziś.
- Przyjaciele to ludzie od pomagania i pocieszania, a nie od picia wódki pod wrocławskimi mostami i szlajania się po byle miejscówkach. - powrócił ważniacki ton, powróciła mina filozofa i powróciła ta cholernie irytująca wersja mojego kuzyna. - Jakoś nie miałem jeszcze okazji usłyszeć od ciebie opowieści o jakimś chłopaku, czy normalnym wyjściu z normalnymi przyjaciółmi. A wiesz dlaczego? Bo masz tam cholernie pogmatwane życie i nie potrafisz przyznać się przed drugą osobą, że masz już tego dość.
- Zazdrościsz mi? - syknęłam, spoglądając mu prosto w brązowe oczy. - Zazdrościsz mi tego, że mogę sobie pochodzić ze znajomymi po barach, klubach i wszystkich zakątkach miasta, a ty musisz siedzieć i wychowywać dzieciaka? - zaśmiałam się pod nosem, gdyż jego mina była fenomenalnie rozbrajająca. - Podczas gdy ja się dobrze, ty zmieniasz pieluchy, robisz mleczko i udajesz głupka, żeby zabawić dziecko.
- To najgłupsze co mogłaś powiedzieć, wiesz? -  warknął. - Nigdy, ale to przenigdy, nie byłbym skłonny do zazdroszczenia ci takiego życia. I może nie mam czasu na imprezy, może rzadko spotykam się z kumplami, ale wiesz co nas różni? Ja dorosłem, a ty nadal jesteś dzieckiem.
- Powiedział Klemens, który wpadł. - parsknęłam. - To się dopiero nazywa bycie dorosłym. Odpowiedzialność i rozwaga jak się patrzy. - dokończyłam, po czym rzuciłam na stolik banknot dwudziestozłotowy i zgarnęłam telefon do kieszeni bluzy. Klemens obserwował mnie i wyglądał jakby ciągle łączył wątki i coś sobie uświadamiał. Nazwał mnie dzieciakiem, siebie uważa za wielce dorosłego, a tak naprawdę to sam nie potrafi opanować swojego życia. Pieprzona hipokryzja? Wielkie ego? Chęć wywołania u mnie jakiejkolwiek reakcji? Cóż, udało mu się mnie zdenerwować, powinien być z siebie dumny. Puszczając mu przepełnione jadem spojrzenie, odeszłam od stolika i przez drewnianą furtkę wyszłam na chodnik, którym skierowałam się w stronę pobliskiego parku. 

Plac zabaw w parku | godzina 15.55

- Uważaj na siebie, bo twoja mama mnie złapie za kołnierz i powiesi na płocie. - powiedziałem do ośmiolatka, który siedział na trawie z piłką pod pachą, a ja naklejałem mu na zdarte kolano plaster. Dzieci w tych czasach to jakieś małe, podstępne bestie, które wejdą wszędzie, wszystko zepsują, a potem robią słodkie minki, udając, że wszystko okey.
- Wujek nie przesadzaj. - przewrócił oczyma. - Jak już to mama powiesi cię na barierce od schodków, bo przecież nie mamy płotu.
- Dzięki, wiesz? - popatrzyłem na bruneta. - Ty to potrafisz człowieka na duchu podnieść. - dodałem, a młody szybko się podniósł, poklepał mnie po włosach i pobiegł w stronę czekających na niego kolegów. Zaśmiałem się pod nosem, widząc, jak zaczyna rozstawiać każdego z chłopców, a w duchu pogratulowałem sobie, że może jeszcze coś z tego chłopaka będzie i moje nauki wychowawcze nie pójdą na marne. Wstając, otrzepałem spodenki z ziemi i obróciłem się na pięcie, by wrócić na swoje miejsce, ale nagle zamarłem. I to nie przez to, że latający ptak prawie załatwił swoją potrzebę na mnie, a przez to, że na ławce siedziała Amelia, paliła papierosa i wpatrywała się w bawiące się dziewczynki. Moja pierwsza myśl - uciekać w inne miejsce, byleby jak najdalej od niej, jednakże sęk był w tym, że na ławce został plecak Antka i moja bluza, w której zostawiłem portfel. Przeczesałem dłonią włosy, potrząsnąłem głową i z miną polującego jelenia udałem się na swoje miejsce. 
- Palenie zabija. - wypaliłem, widząc, jak dziewczyna wypuszcza z ust dym tytoniowy. Miałem ochotę strzelić głową w pobliskie drzewo. 
- Jeśli stąd nie pójdziesz, to ja też mogę zacząć. - mruknęła, nawet nie kwapiąc się na jakiekolwiek spojrzenie na moją osobę. - Wiesz Bartuś - zaczęła - przyszłam sobie tutaj, żeby pomyśleć, odpocząć od denerwującego otoczenia, a los mi znikąd zsyła ciebie. - powiedziała. 
- Zabieram swoje rzeczy i idę. - odparłem, schylając się po leżący plecak i łapiąc przy okazji bluzę. 
- Ależ siedź sobie i się nie krępuj. - zgasiła papierosa o ławkę i rzuciła niedopałek za siebie. Nogi chciały iść, ale głowa kazał zostać. I wiecie co zrobiłem? Znów przegrałem z własną głową, bo się jej poddałem. Już po chwili siedziałem obok niej, lustrowałem jej lewy profil, a ona wgapiała się w ziemię. Włosy miała założone za ucho, dopiero teraz dostrzegłem rząd kolczyków oraz coś małego i czarnego, jakby tatuaż, ale nie mogłem dostrzec go w całej okazałości, bo trochę przeszkadzała mi reszta włosów. - Rosną mi pieczarki na twarzy, że tak rozwaliłeś usta? - przekręciła twarz w moją stronę, a ja zamknąłem usta. - Bo się zakochasz od tego patrzenia. - parsknęła śmiechem, którego sensu nie zrozumiałem, a potem sięgnęła po paczkę z papierosami i wyciągnęła kolejnego.
- Dopiero paliłaś. - zauważyłem. 
- Jest mi niezmiernie miło, że twoja pamięć nie zawodzi, ale nie potrzebuję doradcy. - odpaliła używkę, po czym wypuściła dym w moją stronę. - Może chcesz? - sięgnęła po paczkę, podstawiając mi ją pod nos, ale pokręciłem głową. 
- Wujek! Wujek, patrz! - głos Antka rozniósł się echem po całym parku. Zobaczyłem go, jak biegł ile sił w nogach w moją stronę i coś kurczowo trzymał w dłoniach. - Patrz! - krzyknął tuż przede mną i dysząc, delikatnie uchylił jedną dłoń. 
- Co masz? - Melka zmieniła pozycję siedzącą i zerknęła na Antka, który szeroko się uśmiechnął i otworzył dłonie, a z nich wyskoczyła żaba, prosto na udo dziewczyny. - O cholera! - pisknęła, zakrywając usta dłonią. - Zabierz ze mnie to coś! - powiedziała. 
- Boisz się żab? - zapytał Antek.
- Ja je kocham. Nie widzisz, jak skaczę z radości? 
- Ale ekstra! - podekscytował się. - Lecę po jeszcze jedną! - dodał i w sumie tyle go widzieliśmy. Dziewczyna patrzyła na żabę z przerażeniem w oczach, a samo stworzonko spokojnie sobie siedziało i oddychało. 
- Zabierz. Ze. Mnie. Tego. Potwora. - wycedziła przez zęby. 
- A co będę za to miał? - uniosłem brew ku górze, uśmiechając się na widok coraz większej irytacji na jej twarzy.
- Moją wdzięczność do grobowej deski. 
- To za mało. - odpowiedziałem. - Zdjęcie żaby to jednak wyzwanie level up i jest odrobinę więcej warte niż sama wdzięczność. 
- Więc co chcesz?! 
- Ja zdejmuje żabę, a ty się ze mną umawiasz. - byłem zadowolony z takiej propozycji, ona raczej nie za bardzo. 
- Już wolę umrzeć z tym czymś na nodze, niż iść z tobą na randkę. 
- Tak mówisz? No to cześć. - wstałem z ławki z uśmiechem na ustach, jednak po chwili usłyszałem westchnięcie i...
- Niech stracę. - odparła. 
Z jeszcze szerszym uśmiechem usiadłem ponownie na ławkę i delikatnie położyłem dłoń na udzie dziewczyny. Przeszły mnie dziwne prądy, zupełnie tak jak podczas tego pocałunku. Nie miałem czasu na zastanawianie się, bo chrząknięcie wyrwało mnie z zamysłu. Ująłem żabę w dłonie i już po chwili postawiłem ją na ziemię, a Melka złapała się za serce i oddychała niespokojnie, jakby przed chwilą skończyła biec w maratonie.
- Wujek, idziemy! - krzyknął młody. Popatrzyłem na dziewczynę, która patrzyła na mnie i uśmiechnęłam się, a ta przekręciła oczyma. 
- Masz dziewczynę. - wypowiedziała, patrząc mi w oczy.
- Owszem, mam. - przyznałem. - I jest mi niezmiernie miło, że twoja pamięć nie zawodzi. - zmałpowałem jej wypowiedź sprzed kilku minut. 
- Ta propozycja to ściema, prawda?
- Ta propozycja to autentyczny fakt, kochanie. - odruchowo pogładziłem jej policzek kciukiem, patrząc w oczy, po czym nachyliłem się do jej ucha i powiedziałem: - Przyjadę po ciebie wieczorem..

Mieszkanie na obrzeżach Zakopanego | godzina 17.00

Rodzinny obiad nie był moim ulubionym punktem życia, ale raz na jakiś czas trzeba było poudawać szczęśliwego chłopaka, któremu idzie w życiu zawodowym, jak i prywatnym. Matka Kaśki była typową choleryczką. Wszystko musiało być pod linijkę, idealnie wręcz. Prócz pani Marii musiałem znieść obecność siostry mojej dziewczyny oraz jej męża, który zbijał wielką kasę za pracę w banku, a przyszła teściowa nachwalić się go nie mogła. Kasia uścisnęła moją dłoń, gdy z ust kobiety wypłynęły chwalebne słowa na temat zięcia, a przy okazji zdążyła zmierzyć mnie wzrokiem. Nie od dziś było mi wiadome, że ta kobieta miała ze mną problem. 
-   A wiesz Kasiu, że Michałek dostał podwyżkę? - kobieta spoglądnęła badawczo na moją osobę, czy aby na pewno usłyszałem pytanie. - Teraz Moniczka nie musi już wcale pracować. - dała nacisk na ostatnie słowo. Zupełnie jakby miała na celu zasugerowanie mi, że ja zmuszam jej córkę do pracy. 
- Dziękuję. - mruknąłem pod nosem, odsuwając talerz o kilka centymetrów i dopijając sok pomarańczowy. 
- Ostatnio, jak robiłam gości, a wtedy wy nie przyjechaliście, to Michał odwiózł do domu połowę rodziny, a potem pomagał mi sprzątać. Zięć idealny. - klasnęła w dłonie. Patrząc na nią, odnosiłem wrażenie, że zaraz się posika ze szczęścia, a owy Michaś odleci przez te piórka, których mu dodała.
- Naprawdę? No nie może być. - zacmokałem. - Ja na pani miejscu to bym go w złote ramki oprawił i nad kominkiem powiesił. - dodałem. Poczułem na sobie wzrok wściekłej Kaśki, która chyba nie dowierzała, że w końcu odgryzłem się jej matce. Jeszcze do niedawna trzymałbym język za zębami, bo kochałem Kaśkę i robiłem wszystko, by było jej ze mną dobrze i żeby nie musiała mieć przeze mnie nieprzyjemności, ale teraz miałem to w dalekim poważaniu, a powód był prosty - nie kochałem jej. Doszło to do mnie podczas imprezy u Maćka, gdy zniknęła z Kubą. Może powinien był być zazdrosny, ale nie byłem, choć doskonale wiedziałem co robili. 
- Bartek. - warknęła Kaśka. 
- Jak ty się do mnie odnosisz Bartku? - oburzyła się.
- Tak jak powinienem się do pani odnosić już od samego początku. - powiedziałem. - Poza tym jestem w swoim domu, więc mówię i robię co chcę.
- Przestań! - wtrąciła się szatynka. 
- Twoja mamusia przychodzi tutaj kiedy chce, a ty nawet nie pytasz mnie o zdanie. Do tego jeździ po mnie, wychwala tego o - wskazałem dłonią na człowieka z serwetką pod szyją - i myśli, że może wszystko. To nie pani terytorium, a starych wróżek tu nie trzeba. - warknąłem. 
- Przeginasz, Bartek..
- No i super, nie obchodzi mnie to! - krzyknąłem na dziewczynę. - Mam dość tej starej małpy, mam dość tego walonego bankierzyny, a przede wszystkim to mam dość ciebie! - patrzyła na mnie z niedowierzaniem w oczach. Teraz z perspektywy czasu nie potrafię wytłumaczyć sobie tego nagłego szoku, w który wpadłem, ale nagle skumulowały się we mnie wszystkie złe emocje, wszystkie słowa chciały wyjść na zewnątrz. Wszyscy siedzieli w osłupieniu, a ja w pośpiechu opuściłem mieszkanie, uprzednio zabierając kluczyki od samochodu i kurtkę.

Dom rodzinny Klemensa | godzina 18.30

Podczas kolacji panowała napięta atmosfera, bynajmniej między mną, a Klimkiem, który wciąż był na mnie obrażony za te kilka słów prawdy podczas naszej popołudniowej rozmowy. Zaraz po posiłku chłopak pojechał do swojej narzeczonej i synka, którzy przebywali u rodziców blondynki, a wtedy ciotka z wujkiem wzięli mnie w obroty, czy przypadkowo nie wiem nic o jakichś planach związanych ze ślubem. Na nic zdały się zaprzeczenia, gdy oni twierdzili, że ja wiem, ale nie powiem. Jednakże w końcu dali mi odejść wolno, więc zabierając jakieś kolorowe pisemko, wyszłam na ogród. 
- Melka masz gościa. - zakomunikował wujek, gdy akurat ulokowałam się wygodnie na hamaku i zamierzałam przystąpić do czytania. Niechętnie udałam się do środka i weszłam do przedpokoju, gdzie stał Bartek. Na śmierć zapomniałam, że ten cyrk czeka na mnie dzisiejszego wieczora. 
- A ty jeszcze nie gotowa? - zapytał, opierając się o ścianę.
- Odsuń się, bo pobrudzisz. - powiedziałam. - Myślałam, ze przez kilka godzin mózg ci się wyleczył i zapomniałeś. 
- Zapomnieć o takiej randce? Nigdy w życiu. - parsknął śmiechem. Przewróciwszy oczyma, złapałam wiszące kluczyki do mieszkania oraz bluzę i spojrzałam na Bartka.
- Idziemy? - zapytałam ochoczo. Spotkanie z wrogiem - misja rozpoczęta. Jak długo? - oby jak najkrócej, bo wyląduję w wariatkowie. 
- Sądziłem, że ubierzesz na siebie coś seksi. - puścił mi oczko. - Noc jest długa, ja spragniony, a ty.. Powiedzmy sobie szczerze, też nie przejdziesz obok mnie obojętnie. - dodał. 
- Siedź sobie w tej swojej krainie jednorożców, ale mnie stamtąd wytnij. - mruknęłam. - Rusz się, nie mam dla ciebie całej nocy. - wyszłam z domu, a on tuż za mną. Wieczór zapowiadał się ciekawy, cholernie ciekawy...

Od autorki:
 Przybywam z ósemeczką, mam nadzieję, że się podoba ^^ 
Kolejny? W okolicach weekendu, albo po. Jednakże będzie w nim dużo Melki i Bartka, więc czekajcie :*

A już dziś od 20.45 kibicujemy FCB! <3


 


9 komentarzy:

  1. Aaaaaaaaaa <3 uwielbiam Twoje opowiadanie ;* jest F-E-N-O-M-E-N-A-L-N-E ;P
    I nareszcie o polskich skoczkach :D a może kolejny rozdział udało by się na weekend? Byłoby extra kochana ;* Weny życzę i gorąco pozdrawiam ;) <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Widać nie tylko ja, czekam z niecierpliwością na dzisiejszy mecz i nie tylko ja jestem fanką Barcy.
    Rozdział świetny!
    Zachowanie Amelii mnie przeraża. Dlaczego nie chce zostać tu, gdzie ma prawdziwych przyjaciół, a nie takich, że wyjdą aby się napić. Do tego kłótnia z Klimkiem nie polepsza jej sytuacji.
    Zapowiada się ciekawa randka. Coś mi się wydaje, że coś się wydarzy.
    Czekam na kolejny i weny życzę :)
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Visca el Barca! :D

    No... Randka może być ciekawym doświadczeniem dla ich obojga, więc nie mogę się jej doczekać. Klimek tak bardzo dorosły...

    OdpowiedzUsuń
  4. Melduję się ^^
    Klimkowi chyba trochę się w głowie poprzewracało. Pan dorosły się znalazł... Hmm, bratanie się z "wrogiem"? No, jestem bardzo ciekawa, co z tego wyniknie, biorąc pod uwagę przeszłość. Na pewno będzie się sporo działo na tej randce. Tylko niech nam się tam Bartuś za bardzo nie zapędza... :)
    Weny i buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  5. Ktoś wie jaki wynik? Mnie osobiście pochłonęła siatkówka :D Jestem szczerze ciekawa co wyniknie z tego "spotkania". Oj Bartuś, Bartuś... Trochę szkoda, że Mela się pokłóciła a właściwie wygarnęł Murańce! Ciekawie...
    Nicolette

    OdpowiedzUsuń
  6. Coś czuję, że ten wieczór będzie o wiele więcej niż "tylko ciekawy"... Bartek nie odpuszcza :) I dobrze, za to go lubię!
    Co do kłótni Meli i Klimka... dziewczyna stanowczo powiedziała za dużo. Może i to była wpadka, może nieplanowane, ale Klemens podszedł do tej sytuacji naprawdę bardzo poważnie i dojrzale. Nie uciekł od odpowiedzialności, nie chowa się po kątach. Stało się i cóż - na świecie jest jeszcze jedna mała, kochana istotka. :) Wielkie brawa dla tego pana!
    Zachowanie Amelii jak na razie budzi mój niesmak, nie mogę powiedzieć żebym pałała do niej sympatią. Za dużo w sobie ukrywa, jest za bardzo "samosiowata". Nie można przejść przez życie topiąc smutki w nałogach. Przeciwnościom trzeba stawić czoła trzymając przyjaciela za rękę. Taka moja życiowa mądrość.
    Pozdrawiam gorąco, Lilka ;))
    niedorosla-milosc.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Po raz kolejny dwa za jednym. Nie wyrabiam się po prostu, wybacz.
    Jak tak czytam, to aż ci zazdroszczę, wiesz? Boże, chciałabym mieć choć trochę twojego talentu. Nie mam pojęcia, skąd bierzesz te wszystkie teksty, ale chciałabym ci powiedzieć, że nie tyle to opowiadanie jest genialnie perfekcyjne, co ty sama <3
    Przy okazji dziękuję za poprawienie humoru. Kolejny moment, w którym zaczynam wierzyć, że ludzie inteligentni jeszcze nie wyginęli.
    Czekam na tą nieszczęsną randkę, bo znając ciebie będzie arcyciekawie :)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Po pierwsze moja Cule hehe <3 Barca mistrzem <3 Po drugie punkt dla młodego i żaby :-D Szkoda trochę Klimka. I właśnie w tym rozdziale Bartek u mnie zapunktował. Bardzo dobrze że wygarnał tej dziewczynie, jej matce i mężowi jej siostry. Na jego miejscu też bym nie wytrzymała. Czekam na kolejny rozdział. Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Wreszcie coś o Bartusiu. Nawet nie wiesz jak się cieszę ♥
    Nadrobiłam wszystko, jestem w temacie i powiem, że jest bosko.
    Melka powiedziała to co ja myślę o Klimku...Czy to źle?
    Bartek wygrał rozdział i to definitywnie. Ja Ci to mówię.
    Pozdrawiam i życzę weny
    Vida
    PS. Zapraszam na http://winter-love-story.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń