poniedziałek, 22 czerwca 2015

Rozdział osiemnasty.

Mieszkanie w centrum Wrocławia | godzina 18.00
Po mieszkaniu rozniosło się echo przekręcanego w drzwiach klucza, co oznaczało, że mój ojciec, a raczej Grzegorz, wrócił już do domu. Leżałam na kanapie w salonie, przeglądając wszystkie dostępne kanały w telewizji, zaś Anna krzątała się po kuchni, przygotowując kolację. Obserwatorzy siedzący teraz w domu mieliby czelność pomyśleć, że jest tak jak w rodzinnie być powinno: kochająca mama gotuje posiłek mężowi, który wrócił z pracy oraz córce, którą kochają nad życie, i która przy posiłku będzie rozmawiać z nim jak z najlepszymi przyjaciółmi. Żywiłam do nich wielki uraz i żal, i odkąd pojawiłam się w domu, traktowałam ich raczej chłodno. Pomimo rozmowy z Agnieszką jakoś nie mogłam znaleźć w sobie sił do porozmawiania z nimi, a przecież poniekąd dlatego wróciłam wcześniej niż ustawa przewidywała. 
- Melka, nakryjesz do stołu? - mama wystawiła głowę zza drzwi, a jej błagalny ton wzroku sprawił, że skinęłam głową i ruszyłam swój tyłek w poszukiwaniu serwetek i sztućców. Wszedłszy do kuchni natknęłam się na dziwnie uśmiechniętą twarz Grzegorza, lecz olałam to i skupiłam się na zadaniu, czyli sięgnęłam na półkę po serwetnik i wyjęłam z szuflady odpowiednią ilość noży i widelców.
Pięć minut później siedzieliśmy przy stole i jedliśmy rodzinną kolację. Trochę dziwnie czułam się w ich towarzystwie, gdy po głowie błądziły mi myśli, że to nie moi prawdziwi rodzice. U nas nigdy nie było szczęśliwie i perfekcyjnie, ale tak niezręcznej atmosfery jeszcze nie było. Zazwyczaj przy stole odbywały się pouczające gadki, ganienie za moje zachowanie oraz wytykanie błędów, albo to ja obwiniałam ich za całe zło na świecie. 
Chrząknięcie Anny sprowadziło mnie spowrotem na ziemię i wtedy ogarnęłam, że zamiast dłubać widelcem w talerzu robię to na obrusie. Całe szczęście, że nic nie zabrudziłam, bo już byłby powód do kłótni. 
- U cioci i wujka jest o wiele przyjemniej podczas jedzenia. - wypowiedziałam te słowa bez żadnej kontroli. Miałam chęć wbić sobie tego widelca w łeb! Grzegorz odłożył sztućce na bok, natomiast Anna otarła usta serwetką i na mnie spojrzała. 
- Amelia.. - zaczęła niepewnie.
- Chyba powinniśmy w końcu o tym porozmawiać. - wtrącił się jej mąż. 
- No chyba powinniśmy. - oparłam się o krzesło i czekałam na rozwój wydarzeń. Stwierdziłam, że nie będę się odzywać. Niech sami się rozgadają, a może dowiem się jeszcze kilku nowych faktów. 
- Janina i Krzysiek już ci mówili o wypadku, prawda? - skinęłam głową. - My naprawdę chcieliśmy mieć dziecko..  Nawet nie wyobrażasz sobie naszego szczęścia, gdy Janka z Krzyśkiem zaproponowali nam adopcję.. 
- Zrozum, że nikt nie chciał cię skrzywdzić. - tym razem głos zabrał mój dotychczasowy ojciec. - Oni chcieli dla ciebie dobrze, a my mogliśmy zaoferować ci wszystko co najlepsze. Miałaś dom, udane dzieciństwo, naszą miłość, opiekę, miałaś to wszystko, czego oni nie byliby w stanie dać wam wszystkim..
- Mieliście zamiar kiedykolwiek mi o tym powiedzieć? - zapytałam. 
- Chciałam to zrobić tuż po twoich dwunastych urodzinach, ale Grzegorz stwierdził, że zrobimy to jak będziesz już dorosła, żeby ci nie mieszać jak na rozum małej dziewczynki. 
- Będąc w Zakopanem postanowiliśmy, że w końcu nadszedł czas na powiedzenie ci całej prawdy, ale... nagle stchórzyliśmy i chcieliśmy wyjechać, tylko że Janka z Krzyśkiem nie chcieli tego przeciągać.. Oni spędzali z tobą każde wakacje, ferie, niekiedy weekendy.. Oni chcieli żebyś wiedziała czyim jesteś dzieckiem, żebyś na nich też przelała trochę tej rodzicielskiej miłości.. 
- Amelko, musisz... - Anna przerwała wypowiedź, zamykając powieki, spod których chciały uwolnić się łzy. Szczerze mówiąc sama miałam ochotę rozpłakać się jak małe dziecko. Najgorsze było to, że mając rodziców adopcyjnych i prawdziwych, czułam się cholernie samotna. Czułam, że nie mam nikogo, że zostałam sama z tym wszystkim.. - Co dalej będzie to już twoja decyzja, ale.. Pomimo tego, że nie zawsze byliśmy dobrzy dla ciebie, że poniekąd byliśmy winni temu, że odsunęłaś się od nas i znalazłaś wsparcie u dziwnych osób, że przez ściany tego domu przewinęło się tyle kłótni.. To my cię zawsze kochaliśmy. - powiedziała cicho. - Nigdy nie pomyśleliśmy o tobie jako problemie, bo dwadzieścia lat temu biorąc cię na ręce doszło do nas, że jesteś naszą ukochaną córeczką i nigdy to się nie zmieni. - dodała, zakrywając twarz w dłonie, po czym w przepełnionym ciszą salonie dało się słyszeć cichy szloch. 
- Możesz nas nienawidzić za wszystko, ale chcemy tylko, żebyś zrozumiała, że kochamy cię całym sercem. - odezwał się milczący do tej pory Grzegorz.
I wtedy coś we mnie pękło. Cała nieczuła na świat osłonka zniknęła, a atmosfera i przygnębione twarze rodziców doprowadziły do tego, że na moich policzkach pojawiły się łzy. Dotychczas uważałam ich za kłamców, a w sercu czułam do nich głęboki żal, ale teraz.. 
- Nie mam prawa was nienawidzić za to co dla mnie zrobiliście przez tyle lat. - odezwałam się. - Nie było lekko, nie zawsze bywało różowo, ale za każdym razem gdy mnie opieprzaliście, okazywaliście mi miłość.. Od małego daliście mi wszystko, widzieliście jak stawiałam pierwsze kroki, jak wychodził mi głupi ząb, czy.. - w tym momencie przerwałam ze względu na cisnące się kolejne strumienie łez. -... czy wtedy, jak mając sześć lat zachciało mi się golić i poharatałam sobie całą twarz . - zaśmiałam się, a to samo uczynili oni. - Byliście zawsze i...
- Melka...
- Nie przerywaj mi. - zwróciłam uwagę Annie, która powiedziała ciche przepraszam. - Spłodził mnie Krzysiek, urodziła Janka, ale to wy byliście, jesteście i będzie... Dlatego powinnam wam dziękować, a nie obrażać się jak mała dziewczynka. - powiedziałam. - I jeszcze jedno; kocham was najmocniej na świecie. - popatrzyłam na nich i ich zatroskane twarze. Zapłakana Anna spojrzała na Grzegorza, któremu też zaczęły się świecić oczy, a następnie delikatnie się uśmiechnęła. To był ten moment, w którym do nich podeszłam, przytuliłam i wyszeptałam ciche dziękuję za wszystko...
Centralny Ośrodek Sportu | Cetniewo | godzina 20.20
  - Macie ponad dwadzieścia lat, a zachowujecie się jak zwykli gamonie! - krzyczał trener Kruczek. - Czy ty wiesz, że on teraz powinien na ciebie złożyć doniesienie za pobicie?! - wydarł się na siedzącego Maćka, którego opatrywał doktor Winiarski, w międzyczasie wskazując na mnie. Nie miałem nawet siły na wtrącanie się w jego monolog, bo dopiero co odzyskałem świadomość tego co się dzieje i nie chciałem zginąć pod jego wściekłym spojrzeniem. - Mogłeś złamać mu kręgosłup! - dodał. To był fakt. Nie spodziewałem się, że Maciek tak szybko wyrwie się chłopakom i mnie dogoni. Po kopnięciu w plecy upadłem i wtedy zaczął urywać mi się film. Pamiętałem jeszcze jak zaczął okładać mnie pięściami, a potem głos któregoś z chłopaków i odpłynąłem. 
- Założę ci pas usztywniający, bo nieciekawie to wygląda, ale masz o tyle szczęścia, że nie doszło do uszkodzenia żadnego z kręgów. - odezwał się fizjoterapeuta naszej kadry B. - No i na kilkanaście dni masz zapomnieć o treningach. 
- Mhm. - mruknąłem. 
- Frajer. - syknął Maciek, któremu doktor zakładał szew nad brwią, którą zdążyłem rozwalić mu jeszcze podczas okładania się w hali. 
- Nie ciesz się, bo za ten wybryk nie startujesz w pierwszym konkursie LGP. - rzekł Kruczek ze stoickim spokojem. Człowiek, który miał nagłe zmiany humoru, jak kobieta w bliźniaczej ciąży. 
- Co?! - oburzył się. - Przecież to on zaczął! 
- Jeszcze słowo, a gwarantuje, że w drugim konkursie też się nie pojawisz. - powiedział na odchodne, po czym opuścił salę w towarzystwie swojego asystenta i trenerów naszej kadry. Dobrze, że był z nami Winiarski, Gębala i Kwiatkowski, bo po spojrzeniu Maćka wiedziałem, że runda się jeszcze nie skończyła i przy najbliższej okazji wrócimy do ringu. Po niecałym kwadransie, wraz z pomocą Gębali i Kwiatkowskiego, doszedłem do pokoju, który dzieliłem ze Stefanem Hulą i od razu położyłem się na zaścielone łóżko. Stefan w tym czasie siedział pod prysznicem i nie domyśliłem się tego po lecącej wodzie, a po jego wrzaskach, które oznaczały cover najnowszej piosenki zespołu Boys. 
Przymknąłem powieki, zatkałem uszy słuchawkami i miałem zamiar udać się na krótką drzemkę, lecz w momencie, gdy byłem po drugiej stronie, mój telefon zaczął wibrować. 
- Znowu nieznany? - zapytałem sam siebie, patrząc na ekran. Odpiąłem słuchawki od urządzenia, po czym przesunąłem zieloną słuchawkę. - Halo. - przewróciłem oczami. Pieprzone dzieciaki pewnie bawią się w dobrze znane każdemu "Chodzi panu lodówka?". - Halo. - powtórzyłem ze zniecierpliwieniem. 
- Cześć, Bartek... - usłyszałem dobrze znany mi głos po drugiej stronie. 
- Melka? - z przyzwyczajenia chciałem podnieść się do pozycji siedzącej, a to wywołało cholerny ból w plecach i aż syknąłem, krzywiąc się. 
- Coś się stało? - po jej głosie wywnioskowałem, że wie, że coś jest nie tak. 
- Nic takiego. Mały uraz. - odparłem. - Dlaczego dzwonisz z zastrzeżonego? 
- Bartek, ja... - zacięła się. - Tęsknię za tobą, Bartek.. - wyszeptała, po czym usłyszałem dźwięk przerywanego połączenia. Od razu wybrałem jej numer z kontaktów, ale był nieosiągalny. Wychodziło na to, że zmieniła numer i dzwoniła z innego, ale jaki byłby temu powód? Miałem nieodmowne wrażenie, że coś nie jest tak, jak być powinno. Tylko co do cholery...
- Ooops - z łazienki wyszedł zadowolony Stefan w negliżu, któremu mina od razu zrzedła na mój widok. - Eeee... - wymachiwał rękoma, by zakryć to i owo. 
- Stary, nie obchodzą mnie twoje klejnoty. - parsknąłem. - Przyjechałeś tutaj autem, prawda? - zapytałem, a ten niepewnie przytaknął. - Świetnie, więc ubieraj się szybko, bo jedziemy do Wrocławia. 

Od autorki:
Wszystkie obstawiałyście, że to Piotr dopadł Bartka, a tu niespodzianka! Ktoś zaskoczony? ^^
Do następnego! ;*

PS. zapraszam na opowiadanie o Nejcu Dezmanie ( ale żem zrymowała! ) : http://really-like-you.blogspot.com/  :D

PS2. Zapraszam do ankiety na dole! ;))

9 komentarzy:

  1. Jest i kolejny rozdział mojego najulubieńszego opowiadania <3 czyli, że to jednak Maciek okazał się tym wredotą?! Oj ja już Ci panie Kot pokaże co się dzieje jak się zadziera z Kłuskiem i jego fankami! ;D rozdział świetny, ale odrobinę jak dla mnie za krótki. Mam nadzieję, że kolejny już niedługo ;* uszczęśliwiłaś mnie tym wyznaniem Melki podczas "rozmowy" z Bartkiem ^^ widać, że obie są w sobie zakochani, ale jak to zazwyczaj bywa muszą być jakieś komplikacje ;P cieszę się też, że Melka w końcu pogodziła się z rodzicami, którzy ją wychowywali :)) najbardziej jednak rozwaliło mnie wyjście Stefana spod prysznica ;P haha xd i Bartek ze Stefkiem jadą do Wrocka, no będzie ciekawie, oj będzie ;) weny Ci życzę i pozdrawiam ;*
    Buziaki Kochana <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem :)
    Wiem, powtarzam się, ale bardzo fajny rozdział ^^ Jakoś ostatnio przestałam lubić Maćka i będzie się musiał sporo natrudzić, żeby odzyskać moją sympatię :) To wyznanie Melki... Jejku, ale nam się tutaj uroczo zrobiło :) Widać, że bardzo go kocha. "Nagłe zmiany humoru, jak kobieta w bliźniaczej ciąży", kochana, wiesz jak wywołać uśmiech na mojej twarzy, bo twoje porównania są po prostu mistrzowskie! Ale dzisiejszy rozdział i tak wygrał Stefan :D Nie mogę się doczekać tego wyjazdu do Wrocławia, bo na pewno coś się wydarzy :)
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  3. Kocie ty niegrzeczny!! A co jakbyś nam Bartusia połamał? :'((( Melka by cię znienawidziła do końca życia... Ale Melka, no kurde no i ten Piotrek... Skąd ona weźmie tyle kasy?? Oby wszystko dobrze się ułożyło, bo mam złe przeczucia. :/
    Weny ;**

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem! ♥
    Dobrze,że Melka wyjaśniła sobie wszytko z rodzicami. Przecież widać,że oni ją kochają i zrobią dla niej wszystko,aby tylko była szczęśliwa.
    Jeśli chodzi o Maćka,to nie darzyłam go sympatią od początku tego opowiadania. (ogólnie za nim nie przepadam)
    Szczerze,to myślałam,ze to Piotr dopadł Bartka,a tu się okazuje,że jednak Kot był tak bezmyślny,aby kopnąć kolegę w plecy. Dobrze,że nie uszkodził mu kręgosłupa. Karę dostał należytą.
    Widać,że Melka czuje coś do Kłuska i jest to coś głębszego niż zwykła koleżeńska sympatia.
    Jestem bardzo ciekawa co wydarzy się we Wrocławiu.
    Czekam na kolejny i weny życzę!
    Pozdrawiam i dziękuję za poprawienie humoru, tym cudeńkiem u góry.♥
    Buziaki. ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem :)
    Muszę ci się przyznać, że czytam to opowiadanie od początku, ale nie miałam czasu, żeby komentować, ale postanawiam to zmienić i od dziś staram się być tutaj tak często jak tylko będę mogła.
    Mam nadzieję, że Melce i Bartkowi nic się nie stanie. Ale boję się co wykombinuje ten Piotrek jak ona nie da mu odpowiedniej sumy.
    Żałuję, że Bartek nie powiedział Maćkowi prawdy. Może gdyby ten wiedział, że Melka jest dziewicą wcale by jej tak nie przezywał, poza tym jak on w ogóle mógł tak o niej mówić..
    Jakoś jak się z nią całował to był potulny jak baranek, a teraz taki cham i sukinsyn. Nie wierzę, jak ludzie się podle potrafią zachować...
    Czekam na kolejny
    Buziole i weny :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie wiem jakim cudem wczoraj nie zobaczyłam, że pojawił się nowy rozdział :O
    Maciek...Co on do cholery wyrabia? Czy on na prawdę chciał uszkodzić Bartka? A może jakaś cząstka Kociej dumy była urażona tym, że Melka woli Bartka od niego? Hmmm...
    Cieszę się, że Amelka pogodziła się z rodzicami. Mimo że oni okłamywali ją przez tyle lat to faktycznie zasługiwali na drugą szansę...
    Bartek jedzie do Wrocławia? Z jednej strony fajnie, że tak się martwi o Melkę, ale z drugiej strony wtedy będzie większe ryzyko, że wpadne na Piotrka... Mam nadzieję, że ani jemu ani Amelii włos z głowy nie spadnie :)
    Już nie mogę się doczekać nowego rozdziału :)
    Dużo weny życzę :D
    Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Kocham to opowiadania nie mam słów mam pytani to opowiadanie będzie złożone w 2 części cz więcej

    OdpowiedzUsuń
  8. No nareszcie Melka pogodziła się z rodzicami. To naprawdę dobry krok ku temu, żeby coś zmienić w swoim życiu i może wreszcie znaleźć jakąś taką swoją drogę.
    Bartek rusza do Wrocławia? Aż nie mogę się doczekać rozwoju akcji! :)

    OdpowiedzUsuń