Jego dotyk
przedmieścia Wrocławia | 13 lipca | godzina 16.00
Przeszło dobrych kilka godzin od kiedy wyszłam z pustego domu i zaczęłam błądzić zakamarkami Wrocławia. Nogi nosiły mnie gdzie tylko było można wejść i nie miałam zamiaru na zatrzymywanie się w połowie drogi. Miałam za dużo do przemyślenia, a to był dobry patent na wysnuwanie wniosków o swoim życiu. Zgodnie ze swoim sumieniem doszłam do wniosku, że lepiej byłoby rzucić się z mostu, na którym w danej chwili stoję, albo od razu przywiązać się do torów i czekać na pociąg z niewinnymi ludźmi lub węglem. Wszystko lepsze od patrzenia na twarz uśmiechającego się Piotrka, który nie wiadomo skąd dowiedział się, że jestem w mieście i dość szybko mnie znalazł.
- Stanie nade mną nic nie wskóra. - odwróciłam się przodem do chłopaka, który stał z założonymi rękoma i bezpardonowo żuł gumę, jak krowa liście. - Zamykaj te usta, bo nałykasz się komarów i ci morda spuchnie gorzej niż jest teraz. - rzuciłam od tak.
- Widzę, że charakterek nadal masz. - zaśmiał się, podsuwając bliżej, więc cofnęłam się o dwa kroki w tył. - Schowaj cięty język do kieszeni, bo moja wyrozumiałość się wyczerpała. Radziłbym ci też zacząć ze mną współpracować, bo obydwoje mamy swoje sekrety i przykro by było, gdybyś ktoś dowiedział się ciekawostek o tobie, prawda? - bezczelnie zakręcił na placu kosmyk moich włosów i szeroko się uśmiechnął. Z trudem przełknęłam ślinę, gdyż był zbyt blisko i w dodatku przeczuwałam, że zaraz zacznie się wyciąganie spraw z przeszłości.
- Wsadź sobie swoje rady w dupę. - warknęłam, mierząc się z nim na spojrzenia. - Po pierwsze, nic na mnie nie masz, Piotrek. A po drugie, sam święty nie byłeś. - uśmiechnęłam się cwaniacko, a wtedy z jego twarzy zniknął cień uśmieszku. - Nie pamięta wół jak cielęciem był? - przymrużyłam powieki, patrząc na niego z wyższością.
- Piśnij słówko komukolwiek, a pożałujesz. - wymierzył we mnie palcem i wbił spojrzenie niczym sztylet. - Czekam do jutra na pieniądze. - syknął.
- To sobie poczekasz jeszcze trochę. - parsknęłam, co nie uszło jego uwadze i wtedy zacisnął dłonie na moich ramionach.
- Nie pogrywaj sobie ze mną. - powiedział. - Nie jestem chętny do zabawy w kotka i myszkę.. Chyba, że mam zaproponować tę grę twojemu Bartkowi. - zaśmiał się. A ja zbladłam, straciłam pewność siebie i hardość, bo przed oczyma stanął mi obraz zwijającego się z bólu Bartka i znęcającego się nad nim Piotrka. Przeszły mnie dreszcze, chciałam wyrzucić tę myśl z głowy, ale nadzwyczajnie w świecie nie mogłam.
- Jego w to nie mieszaj. - powiedziałam cicho.
- A ja już myślałem, że naprawdę nie jest dla ciebie ważny. Mile mnie zaskakujesz, skarbie.
- Daj mi czas do soboty... Proszę.
- Jutro punkt 22 stawiam się pod twoim domem po pieniądze. - odparł. - Powiedzmy, że daję ci maksymalnie pół godziny spóźnienia, a potem jadę prosto do Zakopanego.
- Nie dam rady zebrać trzech tysięcy na jutro!
- Na twoim miejscu skakałbym z radości, że nie musisz oddać mi wszystkiego naraz. Nie zapominaj, że to dopiero dwie piąte długu. - wyszczerzył się jak typowy cwaniak, po czym nachylił się i szepnął wprost do mojego ucha. - Zapłatą w naturze nie pogardzę. - odchylił się, ucałował w policzek i odszedł.
- Dupek. - mruknęłam pod nosem, opierając się ponownie o barierkę. Tym razem naprawdę zaczęłam zastanawiać się nad spadnięciem z tego mostu. Przynajmniej miałabym święty spokój, a tak nie dość, że muszę spiąć się i ogarniać pieniądze, to jeszcze martwię się, czy pożal się Boże gangsterowi nie przyjdzie na myśl wycieczka do Zakopanego jeszcze dziś...
Centralny Ośrodek Sportu | Cetniewo | godzina 17.50
- Kłusek! Cholero jasna, zaraz zamówię ci transport do domu. - zdenerwowany trener omal nie wyrwał sobie resztki włosów z głowy, gdy tak stał przede mną i wrzeszczał, a ja i tak żyłem swoim życiem. Nie mogłem odnaleźć w sobie chęci i motywacji do ćwiczeń, gdy wiedziałem, że Amelia wróciła do Wrocławia i nawet nie wiedziałem dlaczego. Może nie byłem dla niej przyjazny od początku, ale do cholery nie wyjeżdża się z dnia na dzień i to bez słowa! - Bartek! - krzyknął raz jeszcze, więc skierowałem na niego wzrok.
- No ćwiczę przecież. - mruknąłem, podnosząc ciężarki.
- Bartuś myszko, co ci leży na serduszku? - przechodzący obok Piotrek Żyła przystanął i usiadł obok, po czym zarzucił mi rękę na ramię i patrzył jak zbity szczeniak. Tylko tego brakowało mi do szczęścia; rozregulowanego trenera do granic możliwości i opiekuńczego Żyły.
- Piotrek, zajmij się sobą. - powiedziałem, spoglądając na niego.
- Co tutaj za zebranie? - cześć Maciek, właśnie ciebie nam brakowało do kolekcji. Jak gdyby nigdy nic usiadł na podłodze przede mną i wyszczerzył swoją kocią mordkę, a ja już miałem ochotę go zamordować. Przestałem darzyć go jakąkolwiek sympatią od momentu jego powrotu na imprezę, gdy przytulał Melkę, a ta miała na sobie jego bluzę. - Zdychasz czy co z tobą? - zapytał, śmiejąc się.
- Mam alergię na koty. - powiedziałem sardonicznie i skupiłem na podnoszeniu ciężarków.
- Słyszałem, że Melka wyjechała. - powiedział. Maciej agent Kot wkracza na polowanie i myśli, że będzie anonimowy. - Kurde, szkoda. Takiej laski tutaj potrzeba. - poruszał brwiami.
- Powiem ci, że gdyby nie obrączka to mogłoby być ze mną różnie. - Żyła jak zawsze musiał zabrać głos i palnąć największą głupotę świata, ale czego można się było po nim spodziewać? Że zachowa jakieś resztki normalności i nie wyjdzie na głupka, a przy okazji nie podniesie mi poziomu zdenerwowania?
- O co chodzi z obrączką? - do tematu wtrącił się Kamil. - Odnawiacie przysięgę małżeńską z Justynką? - popatrzył znacząco na Piotra.
- Piotrek właśnie wyznał, że gdyby nie żona, to Melka nosiłaby już jego dzieci. - Kot wybuchnął niepohamowanym śmiechem, a Stoch również się śmiejąc, popukał się w czoło.
- Cicho siedź. - Żyła zamachnął się na bruneta, lecz ten zrobił unik. - Nie mówiłem nic o dzieciach! Nie przelewaj na mnie swoich fantazji. - wytknął mu, na co tamten przyłożył do ust palec na znak milczenia. Już w tym momencie miałem ochotę wstać i rzucić się na niego, tylko za co? Za to, że żartuje z pierwszej lepszej dziewczyny? Za to, że mówi o niej zupełnie jakby była zwykłą szynką na wystawie, a nie normalną, żyjącą osobą?
- Biegun! - krzyknął Maciek, a wspomniany przez niego osobnik czym prędzej pojawił się przy naszej grupce. - Biegun pytanie jest.
- Nie mam alkoholu w torbie. - odparł. - Zapomniałem, że mamy dziś trening na hali i wziąłem złą torbę.
- Po powrocie masz się stawić z tą torbą u mnie w pokoju. - odezwał się trener.
- Ale trenerze ja tylko żartowałem! - oburzył się.
- Za to ja nie.
- Bo trenerzy nie mają wódki pod łóżkami. - westchnął Kot.
- To co mamy pod łóżkami to nasza sprawa chłopaki. - powiedział, zbierając jakieś papiery z ławki.
- Kajdanki, gumki i te sprawy. - zażartował Biegun, co nie uszło uwadze trenera i tylko pokręcił z politowaniem głową. Odszedł, zostawiając mnie samego z dwoma błaznami, jednym opanowanym i niewyrośniętą wiewiórką. Towarzystwo moich marzeń, szczególnie w momentach największego doła. - O co się chciałeś pytać? - zwrócił się do Maćka.
- Bo widzisz... Właśnie rozmawiamy z chłopakami o Melce. - poruszał brwiami. - Bartek milczy, Kamil jest wierny żonie nawet myślami, więc potrzebujemy kogoś kto podzieli nasze zdanie na temat tego, że gdyby tutaj była to pewnie każdy by skorzystał. - kolejny raz dało się słyszeć jego paskudny śmiech. Wyrażał się o niej jak o zwykłej panience do towarzystwa, a podobno mówił niedawno, że chciałby, żeby między nimi coś było. Ktoś grał tutaj dwulicowo.
- Ona ci się przypadkiem nie podobała? - zapytał Krzysiek, patrząc znacząco na Maćka.
- Stare dzieje. - odpowiedział. - Kto chciałby chodzić z laską, która się puszcza.
- Nie mów tak o niej. - warknąłem, patrząc na jego uśmiechniętą twarz, na której po chwili pojawiło się zdezorientowanie. - Po pierwsze, nie jest dziewczyną do towarzystwa, że każdy mógłby tutaj skorzystać, a po drugie, nie masz prawda tak o niej mówić, skoro jej nie znasz!
- Co proszę? - zapytał. - Chcesz mnie uczyć jak mam się o niej wyrażać? Mam ci przypomnieć, jak do niedawna sam mówiłeś, że to zwykła dziwka, która poleci na wypchany portfel i ładną buźkę?
- Było minęło. - syknąłem.
- A może ty masz z nią jakiś układ, co? Może ona daje ci za darmo, a ty masz robić za jej bodyguarda? - parsknął.
Dłużej nie potrafiłem już nad sobą panować. Denerwował mnie sposób w jaki się o niej wyrażał. Denerwowało mnie to, że w ogóle o niej mówił. Rzuciłem się na niego i wykorzystałem fakt, że przez moment nie wiedział co się dzieje. Wtedy zdążyłem otłuc mu twarz, ale potem poczułem, że ktoś szarpie mnie za rękaw. Kątem oka dostrzegłem Kamila i Piotrka, którzy na siłę chcieli mnie od niego odciągnąć, ale emanowała ode mnie taka złość, że kurczowo czepiłem się Maćka i nie było żadnej mocy na to, by mnie od niego odciągnąć. Miałem zamiar szarpnąć się w przód, by chłopaki przestali mi przeszkadzać i odeszli, lecz wtedy Kot zebrał w sobie siły i zaczęła się walka o tzw. dominację. Kilkakrotnie moja pięść lądowała na jego twarzy, szczególnie upodobałem sobie nos, a potem skorzystałem z tego, że przecież mam jeszcze kolana.
- Co tutaj się dzieje!? - usłyszałem poddenerwowany głos trenera Kruczka. - Cholera, pomóżcie mi ich rozdzielić, bo się pozabijają! - krzyknął.
- Po mojemu to mogą się tłuc do oporu. - powiedział spokojnie Klimowski.
Kot wymierzył mi cios tuż nad brew, gdy ja zaciskałem dłonie na jego szyi. Lecz wtedy do akcji weszli chłopaki i najpierw oderwali ode mnie Maćka, którego zaciągnęli w kąt, a potem zaczęli mnie zatrzymywać, gdy chciałem się do niego dorwać.
- Jesteś popieprzony do kwadratu! - krzyknął brunet, trzymając się za krwawiący nos. Ponowna próba wyrwania się w jego stronę poszła na marne, więc dałem sobie spokój.
- Jeszcze raz usłyszę, że tak o niej mówisz. - warknąłem, po czym zebrałem w sobie siły i wyrwałem się chłopakom, a następnie wyszedłem na dwór. Byłem cholernie wściekły i gdyby przyszło nam być sam na sam to jutro jego rodzina szykowała by już pogrzeb, a ja zacząłbym ukrywać się po starych magazynach. Szedłem powoli przed siebie, gdy rozdzwonił się mój telefon. Dziwne, że nie wypadł mi podczas bijatyki, ani nie odniósł żadnych obrażeń. Na wyświetlaczu widniał numer prywatny. Zazwyczaj nie miałem w nawyku odbierania takich połączeń, ale tym razem coś nakazało mi to zrobić. Przyłożyłem telefon do ucha, czekając aż ktoś się odezwie, ale w słuchawce panowała cisza.
- Co jest do cholery. - mruknąłem, odsuwając od ucha telefon i patrząc jeszcze raz na ekran. To był ostatni moment, kiedy jeszcze funkcjonowałem jak należy, bo potem runąłem jak długi na ziemię, a w plecach poczułem przeraźliwy ból..
Od autorki:
Miałam zaczekać z kolejnym rozdziałem do następnego tygodnia, ale za bardzo lubię to opowiadanie i... Rozdział jest gotowy! :D
Jak wam się podoba?
Miłego dnia, buźka! ;*
- Cicho siedź. - Żyła zamachnął się na bruneta, lecz ten zrobił unik. - Nie mówiłem nic o dzieciach! Nie przelewaj na mnie swoich fantazji. - wytknął mu, na co tamten przyłożył do ust palec na znak milczenia. Już w tym momencie miałem ochotę wstać i rzucić się na niego, tylko za co? Za to, że żartuje z pierwszej lepszej dziewczyny? Za to, że mówi o niej zupełnie jakby była zwykłą szynką na wystawie, a nie normalną, żyjącą osobą?
- Biegun! - krzyknął Maciek, a wspomniany przez niego osobnik czym prędzej pojawił się przy naszej grupce. - Biegun pytanie jest.
- Nie mam alkoholu w torbie. - odparł. - Zapomniałem, że mamy dziś trening na hali i wziąłem złą torbę.
- Po powrocie masz się stawić z tą torbą u mnie w pokoju. - odezwał się trener.
- Ale trenerze ja tylko żartowałem! - oburzył się.
- Za to ja nie.
- Bo trenerzy nie mają wódki pod łóżkami. - westchnął Kot.
- To co mamy pod łóżkami to nasza sprawa chłopaki. - powiedział, zbierając jakieś papiery z ławki.
- Kajdanki, gumki i te sprawy. - zażartował Biegun, co nie uszło uwadze trenera i tylko pokręcił z politowaniem głową. Odszedł, zostawiając mnie samego z dwoma błaznami, jednym opanowanym i niewyrośniętą wiewiórką. Towarzystwo moich marzeń, szczególnie w momentach największego doła. - O co się chciałeś pytać? - zwrócił się do Maćka.
- Bo widzisz... Właśnie rozmawiamy z chłopakami o Melce. - poruszał brwiami. - Bartek milczy, Kamil jest wierny żonie nawet myślami, więc potrzebujemy kogoś kto podzieli nasze zdanie na temat tego, że gdyby tutaj była to pewnie każdy by skorzystał. - kolejny raz dało się słyszeć jego paskudny śmiech. Wyrażał się o niej jak o zwykłej panience do towarzystwa, a podobno mówił niedawno, że chciałby, żeby między nimi coś było. Ktoś grał tutaj dwulicowo.
- Ona ci się przypadkiem nie podobała? - zapytał Krzysiek, patrząc znacząco na Maćka.
- Stare dzieje. - odpowiedział. - Kto chciałby chodzić z laską, która się puszcza.
- Nie mów tak o niej. - warknąłem, patrząc na jego uśmiechniętą twarz, na której po chwili pojawiło się zdezorientowanie. - Po pierwsze, nie jest dziewczyną do towarzystwa, że każdy mógłby tutaj skorzystać, a po drugie, nie masz prawda tak o niej mówić, skoro jej nie znasz!
- Co proszę? - zapytał. - Chcesz mnie uczyć jak mam się o niej wyrażać? Mam ci przypomnieć, jak do niedawna sam mówiłeś, że to zwykła dziwka, która poleci na wypchany portfel i ładną buźkę?
- Było minęło. - syknąłem.
- A może ty masz z nią jakiś układ, co? Może ona daje ci za darmo, a ty masz robić za jej bodyguarda? - parsknął.
Dłużej nie potrafiłem już nad sobą panować. Denerwował mnie sposób w jaki się o niej wyrażał. Denerwowało mnie to, że w ogóle o niej mówił. Rzuciłem się na niego i wykorzystałem fakt, że przez moment nie wiedział co się dzieje. Wtedy zdążyłem otłuc mu twarz, ale potem poczułem, że ktoś szarpie mnie za rękaw. Kątem oka dostrzegłem Kamila i Piotrka, którzy na siłę chcieli mnie od niego odciągnąć, ale emanowała ode mnie taka złość, że kurczowo czepiłem się Maćka i nie było żadnej mocy na to, by mnie od niego odciągnąć. Miałem zamiar szarpnąć się w przód, by chłopaki przestali mi przeszkadzać i odeszli, lecz wtedy Kot zebrał w sobie siły i zaczęła się walka o tzw. dominację. Kilkakrotnie moja pięść lądowała na jego twarzy, szczególnie upodobałem sobie nos, a potem skorzystałem z tego, że przecież mam jeszcze kolana.
- Co tutaj się dzieje!? - usłyszałem poddenerwowany głos trenera Kruczka. - Cholera, pomóżcie mi ich rozdzielić, bo się pozabijają! - krzyknął.
- Po mojemu to mogą się tłuc do oporu. - powiedział spokojnie Klimowski.
Kot wymierzył mi cios tuż nad brew, gdy ja zaciskałem dłonie na jego szyi. Lecz wtedy do akcji weszli chłopaki i najpierw oderwali ode mnie Maćka, którego zaciągnęli w kąt, a potem zaczęli mnie zatrzymywać, gdy chciałem się do niego dorwać.
- Jesteś popieprzony do kwadratu! - krzyknął brunet, trzymając się za krwawiący nos. Ponowna próba wyrwania się w jego stronę poszła na marne, więc dałem sobie spokój.
- Jeszcze raz usłyszę, że tak o niej mówisz. - warknąłem, po czym zebrałem w sobie siły i wyrwałem się chłopakom, a następnie wyszedłem na dwór. Byłem cholernie wściekły i gdyby przyszło nam być sam na sam to jutro jego rodzina szykowała by już pogrzeb, a ja zacząłbym ukrywać się po starych magazynach. Szedłem powoli przed siebie, gdy rozdzwonił się mój telefon. Dziwne, że nie wypadł mi podczas bijatyki, ani nie odniósł żadnych obrażeń. Na wyświetlaczu widniał numer prywatny. Zazwyczaj nie miałem w nawyku odbierania takich połączeń, ale tym razem coś nakazało mi to zrobić. Przyłożyłem telefon do ucha, czekając aż ktoś się odezwie, ale w słuchawce panowała cisza.
- Co jest do cholery. - mruknąłem, odsuwając od ucha telefon i patrząc jeszcze raz na ekran. To był ostatni moment, kiedy jeszcze funkcjonowałem jak należy, bo potem runąłem jak długi na ziemię, a w plecach poczułem przeraźliwy ból..
Od autorki:
Miałam zaczekać z kolejnym rozdziałem do następnego tygodnia, ale za bardzo lubię to opowiadanie i... Rozdział jest gotowy! :D
Jak wam się podoba?
Miłego dnia, buźka! ;*
O jejku!
OdpowiedzUsuńW co takiego wpakowała się Amelia,że teraz musi za to płacić ? Czyżby jakieś narkotyki ? (tylko to przychodzi mi do głowy)
I o co wgl chodzi z tym Piotrkiem ?
Mam nadzieję,że niedługo się to wyjaśni.
Maciek to idiota... Najpierw chciał być z Melką,a teraz traktuje ją jak jakąś tanią dziwkę,za przeproszeniem.
Bartek dobrze zrobił stając w obronie dziewczyny,bo nikt nie powinien tak się do jej odnosić skoro jej nie zna.
Czyżby Piotr przyjechał do Zakopanego wcześniej niż mówił ?
Mam nadzieję,że Kłuskowi nic poważnego się nie stało.
Rozdział jak zwykle cudowny!♥
Czekam na kolejny i weny życzę!
Pozdrawiam i przepraszam za nieogarnięty komentarz.
Buziaki. ;*
Ej, to ten Piotrek chciał sprawdzić czy to na pewno Bartek i się później na niego rzucił, tak? Oby mu nic nie było, proooszę... Chłopak polubił Melkę, w końcu się zakochał, a tu taka sytuacja... :/
OdpowiedzUsuńZa co ty temu idiocie jesteś winna 7,5tys zł, Amelio, hmm? O.o
Nie mogę się doczekać następnego rozdziału <3 buziaki ;*
Nieee... w takim momencie musiałaś skończyć? Boże dlaczego?! Żeby się Bartkowi nic nie stało ale znając życie to pewnie ten "znajomy" Melki coś nakombinuje... Teraz już widać wyraźnie, że Melce bardzo zależy na Bartku i odwrotnie <3 A Maciek? Zachował się jak świnia! Dobrze mu tak! Mam nadzieję, że w Melka jakoś poradzi sobie z tymi problemami w które się wpakowała... Chociaż wydaję mi się, że sama nie da rady i będzie musiała kogoś w końcu poprosić o pomoc. Chciałabym oczywiście, żeby Kłuskowi nic się nie stało i żeby był już szczęśliwy z Melką, ale przecież po to jest kolejna część żeby za łatwo nie było ;D osobiście za to opowiadanie to ja bym Ci Nobla z czystym sumieniem mogła dać ;* rozdział znowu fenomenalny i znowu będę tu zaglądać kilka razy dziennie codziennie sprawdzając czy pojawiła się już 18 :D
OdpowiedzUsuńWeny! Chociaż akurat Tobie póki co jej nie brakuje... ;)
Pozdrawiam i Buziaki Kochana <3
ALE ŻE CO MU SIĘ STAŁO?! MATKO BORSKA ZAWAŁ!
OdpowiedzUsuńMaciek to skończony idiota i frajer. Nie mam na niego więcej słów. Co do Melki to mam nadzieję, że jakoś z tego wybrnie i jeszcze przywali Piotrkowi w ryj.
Ja też bardzo lubię to opowiadanie <3
OdpowiedzUsuńAle do rzeczy... W niezłe kłopoty wpakowała się nasza bohaterka. Trzy tysiące to dopiero dwie piąte długo? Fiu, fiu, fiu... :) No comments...
Oj Maciek, Maciek, zawiodłam się na tobie :( Miałam cię za porządnego chłopaka, a okazałeś się zwykłym dupkiem...
Tajemniczy telefon i ta utrata świadomości... Mam nadzieję, że ten Piotrek, czy jak mu tam, nie maczał w tym palców, co nie? Chociaż w sumie... Takie typki są zdolne do wszystkiego...
Rozdział świetny, jak zawsze. Czekam z niecierpliwością na kolejny.
Pozdrawiam serdecznie i życzę dużo weny :*
Już jestem :)
OdpowiedzUsuńKochana, rozdział genialny! Matko jedyna, ale się teraz porobiło... W co nasza Amelka się wplątała? Jakieś długi? Nie podoba mi się to wszystko, czuję ogromne problemy. No i jeszcze Bartek. Mam nadzieję, że nie zrobisz mu krzywdy, bo to już by była chyba kumulacja kłopotów... Panie Kot, straciłam z dniem dzisiejszym to pana szacunek, naprawdę. W życiu nie spodziewałabym się po nim czegoś takiego.
Weny i buziaki :**
kocham to opowiadanie a Maćka Nienawidzę Życzę dużo weny
OdpowiedzUsuńMogłabym czytać i czytać to opowiadanie. Nie chciałabyś może jednak przedłużyć tej historii? :)
OdpowiedzUsuńRozdział jak zawsze cudny. Bartuś naprawdę nam się tu zakochał i aż się zdziwiłam postawą Maćka. Ale zanim przeczytałam ten rozdział to akurat zastanawiałam się, co zrobisz z jego postacią, bo przecież Melka się z nim całowała a tu ani widu ani słychu :)
I ta postawa Kłuska była po prostu mistrzowska! :)
P.S. Zapraszam do mnie na siedemnastkę: http://gdybys-tu-byl.blogspot.com/2015/06/17-jedyne-wyjscie.html
Ann
Ta historia ma jeszcze daleki koniec, także jeszcze zdąży Ci się znudzić ^^
UsuńA Maciek i Melka... niech to zostanie moją słodką tajemnicą i niespodzianką dla Was :D
Bartek, który staje w obronie godności Melki >>>>>> Taki wspaniały <3
OdpowiedzUsuńMaciek, dupku, co Ty robisz? :v
Mam nadzieję, że Amelka jakoś skombinuje te pieniądze, ale obawiam się również, że jest już za późno :( Ta końcówka...Powiedz proszę, że mu nic nie będzie, no :(
Z niecierpliwoscią czekam na nowy :D
Buziaki ;*