piątek, 5 czerwca 2015

Rozdział trzynasty.

Wielka Krokiew | godzina 12.00

Po deszczowym dniu nie było ani najmniejszego śladu, więc dzisiejszego dnia chłopaków czekał trening. Kruczek nie odpuszczał im, gdyż zbliżały się zawody LGP i twierdził, że trzeba pokazać klasę oraz przestraszyć formą przeciwników. Szkoda, że jedynie on wbił sobie to dosadnie do głowy, a każdemu innemu było obojętne co robić. No bo co tu począć, jak jednego dnia na termometrze jest ledwie piętnaście stopni, a kolejnego ponad trzydzieści w cieniu. Biednym chłopakom parują się tyłki w tych obcisłych kombinezonach! Jeszcze trochę, a będą mieli większe odparzenia niż niemowlaki od pampersów.
- Ja wiem, że wam gorąco. Ja to wszystko rozumiem.. - westchnął pan Łukasz, siadając na stołku w klimatyzowanym pomieszczeniu. Pot lał się z niego strumieniami, ale co tam - przecież nie można pokazywać swoich słabości, gdy chce się kogoś czegoś nauczyć, prawda? - Ale nic na to nie poradzę, że robota jest taka, a nie inna. - machnął dłonią, po czym otarł czoło w skrawek koszulki i zerknął na Łukasza Gębalę, który wyglądał jakby miał zaraz wyzionąć ducha. - Nie powinieneś czasem masować Kamila? - uniósł brwi w geście zdziwienia. 
- Powinienem. - odparł. - Ale nie mogę masować ludzi, kiedy się do nich przyklejam jak ośmiornica. 
- O Boże.. - westchnął po raz kolejny Kruczek. - Zabierzcie mnie do domu. 
- Może zróbcie sobie po prostu przerwę? - zabrałam głos, kiedy cisza zaczęła wyjadać mi wszystkie najmniejsze narządy w uszach. - Nie da się skakać w południe, bo wtedy jest największe słońce. Nie uczyli was tego na szkoleniach? - Kruczek przytaknął, a jego asystent zaczął pogwizdywać sobie pod nosem. - No ludzie, naprawdę? - przewróciłam oczyma.
- Nie możemy zrobić przerwy, bo na potem mamy zaplanowane zajęcia. - powiedział trener. 
- Woli pan ugotować im tyłki albo coś innego w kombinezonach? - po pomieszczeniu rozniósł się śmiech skoczków. - Piotrek jak Piotrek, ale Kubacki chciałby mieć jeszcze dzieci. 
- Amelia na prezydenta! - krzyknął wspomniany blondas, ale uciszył go srogi wzrok Kruczka. - Sorki. - zrobił minę potulnego baranka i nie odzywał się już ani słowem. 
- Chyba lepiej masować im plecy niż wsmarowywać kremik na odparzenia w tyłek. - skwitował Gębala. Był chyba jedynym facetem ze sztabu szkoleniowego, który trzymał moją stronę. 
- Kiedy my musimy sprawdzić ich skoki przez płotki, pozycje najazdową... - Klimowski zaczął wymieniać wszelkie możliwe zajęcia jakie tylko mogły być. 
- Z tego co wiem to są to zajęcia, które można by było wykonać na sali. - przytaknęli mi. - Co za baran odwołał wczoraj trening, gdy można było to zrobić! 
- Hamuj się panienko. - ostrzegł pan Zbigniew. Przeprosiłam go, żeby nie było między nami jakichś zgrzytów i zajęłam miejsce pomiędzy umierającym Kamilem Stochem, a wachlującym się Jankiem i spojrzałam znacząco na panów trenerów. 
- Macie dwie godziny czasu wolnego na odpoczynek. - powiedział Kruczek, po czym zgarnął teczkę z papierkami, jakieś inne szpargały i udał się na pogawędkę z panem Zbyszkiem. 
- Nie musicie dziękować. - powiedziałam do chłopaków z wymuszonym uśmiechem, gdyż sądziłam, że sami się domyślą, że za pomoc się dziękuje. 
- Dziękujemy! - krzyknęli chórem i wyszczerzyli się jak stąd do Maroka.

- 4,50 - powiedziała miła, starsza kasjerka. Zapłaciłam za loda i butelkę wody, po czym wyszłam ze sklepu i zajęłam się rozpakowywaniem loda. Spotkałam się też z pytającym wzrokiem jakiegoś przejeżdżającego rowerem pana, kiedy patrzył na butelkę wody ulokowaną między moimi nogami. Nie byłam feministką, co to to nie! Usiadłam na schodku i miałam zamiar zacząć delektowanie się lodem, kiedy na horyzoncie ujrzałam Bartka. Byłam przygotowana na jakiekolwiek docinki i przyznam szczerze, że byłam w cholernym szoku, kiedy przeszedł obok mnie obojętnie i nawet powietrze wstrzymał. A przecież myłam się poprzedniego dnia..
- Cholera! - mruknęłam, widząc, jak lód skapuje mi na spodenki i nogę, a przy okazji leci też po ręce. Niewiele myśląc wrzuciłam go do otwartego kubła na śmieci i weszłam ponownie do sklepu po chusteczki higieniczne. Stanęłam za Bartkiem, który był właśnie obsługiwany i czekałam aż wreszcie zapłaci i sobie stąd pójdzie. 
- Pięć złotych. - głos kasjerki wyrwał mnie zamyślenia. Zwróciłam uwagę na Kłuska, który szukał pieniędzy w kieszeniach i uśmiechnęłam się pod nosem. Jak mi było wtedy przykro to nawet sobie nie wyobrażacie! 
- Zapisze mi pani? Zapłacę po południu. - zapytał z miną niewinnego chłopca. 
- Nie zapisuję, przepraszam pana. - odparła. Zrezygnowany chłopak odszedł od kasy i wyszedł, a swoje "zakupy" zostawił na ladzie. 
- Chusteczki higieniczne poproszę. - powiedziałam. - I to niech pani też doliczy. - przysunęłam bartkowy napój energetyzujący i loda. Ze sklepu wyszłam chwilę później, nawet Kłusek nie zdążył daleko odejść, bo śmiało zdążyłam go dogonić i zajść mu drogę, bo księżniczka nie chciała zwrócić na mnie swojej królewskiej uwagi. - Zatrzymajże się, bo nie dam rady cię już gonić. - wysapałam. 
- Nikt ci nie każe. - prychnął i chciał mnie wyminąć. Patrząc na niego z ukosa przypominałam sobie dlaczego jest dla mnie jeszcze bardziej nie miły niż był. Przedwczorajsza impreza, wydarzenia na niej. - Wiem, że nie chcesz ze mną gadać, ale chciałam dać ci tylko to. - wyciągnęłam zza pleców rzeczy, które chciał zakupić i delikatnie się uśmiechnęłam. 
- Kupiłaś to? - zdziwił się. 
- Żyjemy w dziwnych relacjach, ale nie pozwolę ci zdychać w taki upał bez picia, czy nawet loda. - odparłam. Przez chwilę patrzył na mnie jak na brzydkiego chochlika, który wyskoczył mu nago z tortu, a potem się uśmiechnął. 
- Dzięki. - pokiwał głową i odebrał ode mnie swoje rzeczy. - Oddam ci pieniądze po treningu, okey? 
- Nie ma problemu. - machnęłam ręką i miałam na myśli oddalenie się od chłopaka, kiedy ten zapytał:
- Może usiądziemy? - wskazał na ławkę stojącą między świerkami. Niepewnie skinęłam głową i ruszyłam w stronę siedzenia. Czułam się normalnie w jego towarzystwie, ale denerwowałam się tym, że zaraz zapyta o tamten wieczór, że padnie pytanie "naprawdę jestem dla ciebie nikim?". Dlatego byłam wdzięczna, gdy po kilku nijakich zdaniach, na horyzoncie pojawił się Krzysiek Leja i trochę starszy od niego Maciek Kot. 
- A tu co za randkowanie? - młodszy wepchnął się pomiędzy mnie a Bartka. 
- No chyba nie. - mruknął Kłusek.
- Przyszliśmy cię szukać, bo zaraz trening. - Maciek skierował swoje słowa do Bartka. Ten zaś spojrzał na niego spod byka i zgniótł pustą puszkę po napoju i rzucił za siebie. 
- Jaka świnia! - wrzasnął Krzysiek. - Wiesz, że biedne dżdżownice mogą przez ciebie zginąć? Wiesz ile ta zwykła dla ciebie puszka może im wyrządzić krzywdy?
- Co z tobą jest nie tak? - zapytałam. 
- Krzychu nie może sobie znaleźć dziewczyny, więc postanowił zostać ekologiem. - skwitował Bartek i klepnął blondyna po plecach. We dwóch, zawzięcie o czymś rozmawiając, udali się przede mnie i Maćka i kierowali się w stronę skoczni, a ja w towarzystwie Kota ciągnęłam się na szarym końcu i rozmawiałam z nim o wszystkim i niczym.

Dom rodzinny Klemensa | godzina 20.10

Wieczór w domu był nadzwyczaj spokojny. Rodzice wyjechali dzisiaj rano, co dało mi w końcu święty spokój, a wujostwo zakopało topór wojenny ( zapewne na kilka porządnych minut ). Jedynie Klemens powodował spięcia na linii i przez  niego miałam zamiar wcześniej udać się do swojego pokoju. Nadal był na mnie wkurzony. 
Siedziałam na fotelu z nogami założonymi na stoliku i przeglądałam typowe plotkarskie strony. Zawsze się tym zajmowałam, kiedy naprawdę nie miałam co robić i nudziło mi się do potęgi entej. Już miałam zamykać laptopa z myślą pójścia pod prysznic, kiedy drzwi uderzyły z hukiem o ścianę, a w nich stanął Klemens. Gdyby można było dodać efekt piorunów to idealnie nadawałyby się do jego "wejścia smoka".
- Cóż za zaszczyt mnie spotkał. - mruknęłam najciszej jak tylko się dało i usiadłam na fotelu tak jak Bóg przykazał. - Jaki jest powód twojej wizyty? - popatrzyłam na milczącego Klimka, który zdążył zadomowić się na moim tymczasowym łóżku. - Przyszedłeś sobie posiedzieć? Okey, to ja idę pod prysznic. - wstałam z miejsca, by wziąć czyste rzeczy i udać się do łazienki.
- Przyszedłem pogadać. - powiedział. Usiadłam ponownie na swoim miejscu i patrzyłam na niego wyczekująco. - No nie może tak być, że jesteśmy rodzeństwem i nie rozmawiamy ze sobą przez jakieś byle pierdoły. - przytaknęłam mu. - Gadałem z Agnieszką.. Nawet ona mnie ochrzaniła i w dodatku zaczęła mówić, że cieszy się, że w końcu ktoś wjechał mi na ambicję, bo może w reszcie się trochę ogarnę i przestanę być upierdliwym piernikiem.. - zaśmiałam się z określenia jakie sobie przypisał. - W każdym bądź razie byłem na ciebie cholernie zły, ale... no jesteśmy różni, Melka, nasze życie wygląda inaczej i nikt nie każe nam się dogadywać w każdej sprawie..
- Dopiero to zauważyłeś? - wtrąciłam mu się w zdanie. 
- Nie przerywaj mi. - spojrzał na mnie znacząco, więc zamilkłam. - Zawsze byliśmy inni. - westchnął. - Nawet teraz jesteśmy inni. Ty żyjesz z tym od dziecka, a ja od wczorajszego wieczoru..
- Czekaj, ale o czym ty mówisz? - zaśmiałam się. 
- Jak to o czym? - uniósł brwi ku górze. - Ty o niczym nie wiesz? Nikt ci nie powiedział, czy po prostu wyleciało ci to z głowy?
- Naprawdę o niczym nie wiem.
Klemens spuścił głowę w dół i głośno wypuścił powietrze, po czym podrapał się po karku. Zaczynałam obawiać się tego, co miałabym wiedzieć, a nie wiem i już byłam pewna tego, że nie będzie to nic miłego. 
- Jesteśmy rodzeństwem, Melka. - powiedział poważnym tonem. - Nie ciotecznym, ale rodzonym.. 

Od autorki:
Obiecałam, że będzie szybciej, więc jest! Podoba mi się, ale ocenę zostawiam Wam :)
Miłego ( mega słonecznego ) dnia Wam życzę ;*



10 komentarzy:

  1. Wchodzę na bloga a tu taka niespodzianka! Z rozdziałem uwinęłaś szybciutko a i tak wyszedł Ci fenomenalny ;* Klimek i Melka rodzeństwem ;O ale czyli, że co? Rodzice Klimka są rodzicami Melki, czy rodzice Melki to rodzice Klimka? XD i było spotkanie z Bartkiem, nawet dosyć spokojne jak na nich ;P choć ja i tak liczę, że Bartek w końcu wyzna jej miłość i zostaną parą <3 weny życzę i pozdrawiam ;* do jak "najszybciejszego" kolejnego rozdziału :))
    Buziaki Kochana <3

    OdpowiedzUsuń
  2. AŁŁŁŁŁŁ! Spadłam z krzesła po wyznaniu Klimcia.
    Jak to rodzeństwem? Kto wpadł? Jakim cudem? Dlaczego? Po co? Pod jakim warunkiem?
    Nie no... dawaj szybko nowość, bo uschnę z ciekawości!

    OdpowiedzUsuń
  3. Na wstępie chcę Cię przeprosić za to,że ten komentarz nie będzie powołał długością. ;c
    Rozdział cudowny,a czytając końcówkę o mało nie zadławiłam się piciem. Melka i Klimek rodzeństwem? Ale kto w takim razie jest ich rodzicami? Mam nadzieję,że w kolejnym rozdziale się tego dowiem. :)
    Weny życzę i serdecznie pozdrawiam!
    Buziaki. ❤

    OdpowiedzUsuń
  4. Zaczynam czytać. Jakiś trening, jakieś lody, ogólnie takie duperelki. :D No i wchodzi Klimek. Mówi, że ,,przecież są rodzeństwem", a mi pojawia się wyraz zrozumienia na twarzy, bo stwierdzam, że ucięło ci słowo ,,ciotecznym". Każdemu się przecież może zdarzyć, co nie? Ale nagle dostaję zimną rybą po policzku, bo sprzęt działa poprawnie, ty nie zapomniałaś o żadnym wyrazie, a do mnie dociera, o co kaman.
    Tutaj wyobraź sobie, że wstaję i zaczynam bić brawo za najlepsze wprowadzanie czytającego w stan pozornego zrozumienia tekstu. Jesteś Ś- W- I- E- T-N-A! :D
    Pozdrawiam. :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Już jestem :)
    O kurczę... Zamurowało mnie. Genialny rozdział! Niepozorny początek to taka przystawka do dania głównego, czyli końcówki... Jak to Klimek i Melka są rodzeństwem??? To w takim razie... co z ich rodzicami? Domagam się wyjaśnień w następnym rozdziale! :)
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  6. Ojejejjeje..... teraz to mnie dopiero zaskoczyłaś! Kobieto, ty jesteś niesamowita! Ja tu się skupiam na relacjach Melka-Bartek, a ty mi z czymś takim... ja nie powiem, żeby nie zaskoczyło mnie opanowanie Bartusia. Jasne, że zaskoczyło. Nie myślałam że chłopak będzie taki spokojny. Nadal jednak nie rozumiem Melki. Na co ona czeka? Czego chce?
    Wyznanie Klimka to całkiem inna para kaloszy. Brak słowa "ciotecznym" dał się we znaki, ale jakoś nie przywiązałam do niego większej wagi. Za to później... ale heca. Zastanawiam się tylko... jak? Kto jest czyim rodzicem? Kto tam z kim....?
    Rety.
    Pora taka późna, a ja zmuszona jestem do takich głębokich przemyśleń. Analizuję różne możliwe kombinacje, ale żadna nie wydaje się być sensowna.
    Do następnego rozdziału, weny kochana!
    Pozdrawiam cieplutko, Lilka :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Co?! Rodzonym? Czyli w rodzinie jest ten teges... Wowow, nie wierzę... No ale dobrze że chociaż Melka się dowiedziała, szkoda że przez Klimka, a nie rodziców, no ale...
    A poza tym miałabym taką maleńką prośbę - chciałabyś może wpleść tu trochę więcej Bartka i jego relacji z Melą? :)) Bo oni są bardzo intrygujący ;)
    Jestem tu od początku, a to dopiero mój pierwszy komentarz ;p
    Weny! ;*

    OdpowiedzUsuń
  8. świetny rozdział czekam dalej życzę dużej weny

    OdpowiedzUsuń
  9. Przepraszam cię mocno, z całego serduszka, ale nie miałam zbytnio czasu ostatnio, aby zostawić na chwilę i skomentować.
    Nadal nie mogę uwierzyć, że Melka i Klimek są rodzonym rodzeństwem. Mam kilka teorii, co mogło się wydarzyć w przeszłości, ale poczekam na twoją wersję wydarzeń :)
    Zachowanie Bartka mnie zadziwiło. Coś mi się wydaje, że on coś knuje, ale jak zwykle nie zgadnę, więc nie drążę tematu.
    Czekam na kolejny i weny życzę :)
    Pozdrawiam!
    P.S. Niedługo wyjeżdżam, więc nie będę dodawać często komentarzy, ale na pewno gdy wrócę coś napiszę ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. WTF?! O.o

    W głowie zaczyna mi się układać jakiś milion różnych teorii spiskowych, dlaczego Amelia i Klimek są rodzeństwem, ale nie będę robić z siebie idiotki, więc cierpliwie zaczekam, aż sama wszystko wyjaśnisz :)

    Rozdział świetny, czekam na kolejny.

    Pozdrawiam serdecznie i życzę dużo weny :*

    OdpowiedzUsuń