Wielka Krokiew | godzina 9.35
Pobyt na skoczni był od zawsze jednym z ważniejszych celów podczas pobytu w Zakopanem, dlatego też nie miałam nic przeciwko gdy Klimek zerwał mnie po siódmej z łóżka i kazał się szykować, choć trening mieli mieć dopiero w okolicach dziesiątej. Aktualnie mojego kuzyna gdzieś wcięło i nie wiedziałam nawet gdzie, a ja siedziałam na trawie i wpatrywałam się w obiekt przez okulary słoneczne. Pogoda była idealna do długich posiedzeń na świeżym powietrzu i służyła refleksjom życiowym, których ostatnio miewałam sporo. Jedną z nich był przyjazd na stałe tutaj i rzucenie wszystkiego co mam we Wrocławiu. Przerażała mnie myśl o dużym, zatłoczonym mieście, a bardziej optymistycznie zaczynałam patrzeć na małe, górskie wioski, w których ludzie są serdeczni, uśmiechnięci i sprawiają wrażenie naprawdę pozytywne.
- Kogo moje oczy widzą. - dobrze znany mi już głos dobiegł gdzieś z niedaleka i spowodował zniknięcie uśmiechu z mojej twarzy. - Po jaką cholerę tutaj przyszłaś? - ściągnęłam okulary i zawiesiłam je na dekolcie, a chłopak podszedł bliżej i usiadł.
- Ja przyszłam, bo mogę. - odparłam. - Ale zastanawia mnie, co ty tutaj robisz skoro z ciebie dupa wołowa, a nie żaden skoczek. - dodałam.
- Nie obraża mnie to. - zaśmiał się, wyrywając trawę i rzucając ją przed siebie. Zajęcie godne Oscara. Patrze dziewczyny jaki to z Bartka odkrywca roku!
- Mówi się trudno. - wzruszyłam ramionami. - Chcesz ode mnie coś konkretnego, czy marnujesz mi tlen bez powodu?
- Nic nie chcę - zamyślił się - chociaż w sumie.. Ile bierzesz za jedną noc? - uniosłam brew w górę, na co ten zareagował denerwującym chichotem i wypalał we mnie dziurę spojrzeniem.
- Twój problem z moją osobą jest niezrozumiały i głupi, więc sorry, ale takie błahe teksty mnie nie obchodzą. - uśmiechnęłam się w odpowiedzi i wstałam z miejsca. Chciałam odejść. Nie miałam zamiaru siedzieć z tym psychopatą i patrzeć na jego denerwującą mnie twarz.
- Nie mów, że nie kręcą cię numerki na jedną noc. - puścił w moją stronę oczko. Kręcąc głową, podniosłam z ziemi mój telefon i włożyłam go w kieszonkę od spodenek, a następnie kroczyłam w stronę siedzącego Bartka. Wyminęłam go, ale po chwili odkręciłam się i nachyliłam do jego ucha.
- Nawet gdyby mnie kręciły to nie chodzę do łóżka z byle kim. - wyszeptałam, po czym cmoknęłam go delikatnie w policzek i odeszłam z satysfakcją, że właśnie teraz siedzi osłupiały i nie wie co zrobić ze swoim nędznym życiem. Udałam się w stronę licznej grupki, która zebrała się przed jednym z domków i po cichu liczyłam, że jest już z nimi Maciek. Przegrał zakład, więc niech nie myśli, że mu odpuszczę albo przypadkowo zapomnę. Nie po to pół nocy wymyślałam najbardziej żenujący napis dla niego, by teraz nie kazać mu z tym paradować.
- Boże nie. - usłyszałam głos szukanej przeze mnie osoby, która właśnie skryła swoją twarz w dłoniach i myślała, że da to jakiś skutek.
- Cześć chłopaki. - przywitałam się. - Cześć Maciuś! - krzyknęłam do ucha brunetowi i zaśmiałam się, gdy odskoczył ode mnie niczym poparzony.
- Miałem nadzieję, że zapomnisz. - jęknął.
- Miałabym przepuścić taką akcję? Stary, błagam! - klepnęłam go pocieszająco w plecy. Zawył z bólu. Naprawdę miałam taką parę w ręce, czy on był aż taki delikatny?
- Jaką akcję? - zaciekawił się Miętus. Dziś wyglądał o niebo lepiej niż tego feralnego dnia po imprezie.
- Zaraz zobaczycie. - puściłam mu oczko. - Maciej, zapraszam. - wskazałam na drzwi prowadzące do domku. Z głośnym westchnięciem spuścił głowę i wszedł wraz ze mną do drewnianego budynku.
- A nie możemy tego jakoś zastąpić np. wypasioną kolacją we włoskiej knajpce? - zapytał, stając w miejscu i mierząc mnie błagalnym spojrzeniem.
- Sam wyszedłeś z inicjatywą zakładu. - odparłam. - Wyskakuj z ubranek. Już już!
- Melka proszę cię.. - jęknął, łapiąc za brzegi koszulki. Pokręciłam głową, opierając się o ścianę i obserwowałam, jak niechętnie zrzuca z siebie koszulkę. Zestresował się, gdy przyszła pora na spodnie, ale mój chichot sprawił, że chyba przestał mieć wątpliwości, czy dobrze robi. Po kilku minutach stał przede mną w samym butach oraz bokserkach z Calvina Kleina i kręcił niedowierzająco głową. - Odegram się kiedyś. - wymierzył we mnie palcem wskazującym i nim pomachał.
- Nie gadaj tyle tylko dawaj brzuszek. - nakazałam, otwierając czarnego markera, którego zupełnie przypadkowo miałam w kieszeni bluzy. Przykucnęłam i to samo z siebie wyglądało głupio, dlatego w duchu modliłam się, by tylko nikt nie wszedł w danym momencie do środka. I po chwili drzwi się otworzyły..
- To może ja potem przyjdę. - powiedział speszony Łukasz Gębala i odwróciwszy się na pięcie, wyszedł. Wyobraziłam sobie takową scenkę z jego perspektywy i wyglądało to gorzej niż myślałam. Maciek śmiał się pod nosem, a ja zabijałam go za to wzrokiem. Jednakże cieszyłam się, że był to tylko i aż Łukasz. Gdyby pojawił się tutaj Kłusek to zapewne byłoby o wiele ciekawiej.
- Gotowe. - powiedziałam, zatykając marker.
- Napalony dzik pozna fajną loszkę? - przeczytał napis, stając przed wiszącym lusterkiem. - Jeśli na treningu pojawią się jakieś dziewczyny to jestem spalony!
- Nie przesadzaj. - powiedziałam. - Te zainteresowane nie będą patrzeć na twoją klatę, a na całokształt. - zaśmiałam się, klepiąc go po ramieniu. - A teraz chodź, bo Kruczek już jest. - dodałam, patrząc w okno.
- Boże nie. - usłyszałam głos szukanej przeze mnie osoby, która właśnie skryła swoją twarz w dłoniach i myślała, że da to jakiś skutek.
- Cześć chłopaki. - przywitałam się. - Cześć Maciuś! - krzyknęłam do ucha brunetowi i zaśmiałam się, gdy odskoczył ode mnie niczym poparzony.
- Miałem nadzieję, że zapomnisz. - jęknął.
- Miałabym przepuścić taką akcję? Stary, błagam! - klepnęłam go pocieszająco w plecy. Zawył z bólu. Naprawdę miałam taką parę w ręce, czy on był aż taki delikatny?
- Jaką akcję? - zaciekawił się Miętus. Dziś wyglądał o niebo lepiej niż tego feralnego dnia po imprezie.
- Zaraz zobaczycie. - puściłam mu oczko. - Maciej, zapraszam. - wskazałam na drzwi prowadzące do domku. Z głośnym westchnięciem spuścił głowę i wszedł wraz ze mną do drewnianego budynku.
- A nie możemy tego jakoś zastąpić np. wypasioną kolacją we włoskiej knajpce? - zapytał, stając w miejscu i mierząc mnie błagalnym spojrzeniem.
- Sam wyszedłeś z inicjatywą zakładu. - odparłam. - Wyskakuj z ubranek. Już już!
- Melka proszę cię.. - jęknął, łapiąc za brzegi koszulki. Pokręciłam głową, opierając się o ścianę i obserwowałam, jak niechętnie zrzuca z siebie koszulkę. Zestresował się, gdy przyszła pora na spodnie, ale mój chichot sprawił, że chyba przestał mieć wątpliwości, czy dobrze robi. Po kilku minutach stał przede mną w samym butach oraz bokserkach z Calvina Kleina i kręcił niedowierzająco głową. - Odegram się kiedyś. - wymierzył we mnie palcem wskazującym i nim pomachał.
- Nie gadaj tyle tylko dawaj brzuszek. - nakazałam, otwierając czarnego markera, którego zupełnie przypadkowo miałam w kieszeni bluzy. Przykucnęłam i to samo z siebie wyglądało głupio, dlatego w duchu modliłam się, by tylko nikt nie wszedł w danym momencie do środka. I po chwili drzwi się otworzyły..
- To może ja potem przyjdę. - powiedział speszony Łukasz Gębala i odwróciwszy się na pięcie, wyszedł. Wyobraziłam sobie takową scenkę z jego perspektywy i wyglądało to gorzej niż myślałam. Maciek śmiał się pod nosem, a ja zabijałam go za to wzrokiem. Jednakże cieszyłam się, że był to tylko i aż Łukasz. Gdyby pojawił się tutaj Kłusek to zapewne byłoby o wiele ciekawiej.
- Gotowe. - powiedziałam, zatykając marker.
- Napalony dzik pozna fajną loszkę? - przeczytał napis, stając przed wiszącym lusterkiem. - Jeśli na treningu pojawią się jakieś dziewczyny to jestem spalony!
- Nie przesadzaj. - powiedziałam. - Te zainteresowane nie będą patrzeć na twoją klatę, a na całokształt. - zaśmiałam się, klepiąc go po ramieniu. - A teraz chodź, bo Kruczek już jest. - dodałam, patrząc w okno.
****
- Maciek! Boże, to Maciek Kot! - właśnie przechodziłam obok grupki nastolatek, gdy moje lewe ucho zostało momentalnie ogłuszone, a trochę zimnej lemoniady wydostało się z plastikowego kubeczka i zmoczyło mi dłoń. Spojrzenie, którym obrzuciłam małolaty, nie należało do najprzyjemniejszych, ale też nie było najgorsze. Nie chciałam psuć im dobrego humoru spowodowanego nagą klatą Maćka i jego "seksownym" uśmiechem w ich stronę.
- Maciek idź się z fankami przywitaj. - Kamil Stoch klepnął chłopaka w plecy, na co wszyscy wybuchnęli śmiechem, a Kot zgromił mnie spojrzeniem.
- Czyżbyś się czegoś wstydził? - zapytałam usiadając między rozchichotanym Żyłą, a znudzonym życiem Dawidem. Ten drugi od razu wyrwał mi z rąk kubek z napojem i szybkim haustem opróżnił całą zawartość. - Odkupujesz mi picie. - powiedziałam. Machnął ręką i złapał się za głowę.
- Z Dawidka dziś życie uszło, bo wczoraj balował u teściów. - zaśmiał się Piotrek. - Całe życie powtarzałem mu, że teściowie to zło i trzeba na nich uważać, a szczególnie gdy na stole stoi wódka, hehe.
- Możesz ze mnie zejść? - mina Dawida była jeszcze gorsza od miny Krzysia Miętusa w stanie upojenia poalkoholowego.
- Nawet na tobie nie siedzę. - uniósł dłonie w geście obronnym. - Wiecie co? - popatrzył na nas, a my zaprzeczyliśmy. - Pierwszy raz w życiu mam taki nudny trening, no jak babcię kocham! Maciek się chowa za tym krzakiem jakby bawił się w Rambo - wskazał na Kota, zaś potem popatrzył na Kłuska, Bieguna i Miętusa. - Krzysiek ma minę jakby mu dynię na siłę wpychali do ust, Kłusek się patrzy w ziemię, jak szpak w pomarańcze, a Biegun... Biegun ty żyjesz? - pomachał chłopakowi przed oczyma ręką.
- Co jest? - potrząsnął głową uśmiechając się przyjaźnie. Nie wiem o czym myślał, ale ten rumieniec na twarzy jakoś dawał mi za wiele do myślenia. Ktoś nam zboczuszkował albo po prostu się opalił - istniała taka możliwość. - Co się stało?
- Stare ciele wyzdychało, hehe. - rzekł Pieter. - Panowie gdzie jest w was życie? Czemu wszyscy siedzimy tutaj jak na pogrzebie? Czemu skazujecie mnie biednego na męki? No co ja wam zrobiłem?! - rozhisteryzowany złapał biednego Kamila Stocha za koszulkę i potrząsnął. Żyła furiat niebezpieczny dla otoczenia.
- Chcecie coś ze sklepu? - jak jeden mąż spojrzeliśmy na Bartka, który w końcu oderwał się od swojego niewidzialnego obiektu w ziemi i w końcu pokazał, że jest z nami nadal.
- Chcę loda! - krzyknął Maciek.
- Dla mnie jakiegoś energetyka weź. - rzucił Kamil.
- Kup mi żelki, hehe. - powiedział Piotrek.
- Ja chcę jakiś sok. Tylko nie porzeczkowy, bo potem mam wysypkę w intymnych częściach ciała. - ostatnie kilka słów Miętus wyszeptał i wrócił na swoje poprzednie miejsce.
- Bartek skoro idziesz to proszę cię o coś do jedzenia i jakiś napój. - dodał podchodzący Kruczek.
- Nie jestem tirem ludzie. - jęknął Bartek. - Mieliście powiedzieć, że nic nie chcecie, a nie składać zamówienia jak w knajpie.
- Bez nerwów. - powiedział spokojnie trener kadry. - Melka ci pomoże. - rzekł posyłając mi spojrzenie i uśmiechając się przy tym lekko.
- Ja?
- Ona? - odezwaliśmy się w tym samym czasie. W końcu on spojrzał na mnie pierwszy, więc prychnęłam i odwróciłam się do niego tyłem.
- Macie jakiś problem?
- Właśnie! Macie jakiś problem? No macie? Mówcie trenerowi, już! - wtrącił się Żyła.
- Lecisz sto przysiadów, już! - trener warknął w stronę podopiecznego, a ten oddalił się od nas z nietęgim humorem.
- Dobra chodź. - mruknął Bartek wymijając mnie.
Całe szczęście do sklepu nie było aż tak daleko i za to byłam wdzięczna losowi. Co prawda, chłopak nie odzywał się do mnie ani słowem w drodze, ale łapałam go na nic nie znaczących spojrzeniach, a wtedy odwracał wzrok i z zaciekawieniem patrzył na niebo. Dziwak. Ale przystojny dziwak i to musiałam przyznać. Dziwiło mnie też to, że miał taką okazję do denerwowania i ubliżania mi, a nie robił tego. I nawet miał dobry humor, który popsuł się po telefonie jakiejś Kaśki. Wnioskowałam, że chodzi o jego dziewczynę, bo Maciek opowiadał mi co nieco o ich dziwnym związku, który od dawna związkiem już nie był.
- Która godzina? - byłam zmuszona zadać mu to pytanie. Ewidentnie wyrwałam go z zamysłu, bo spojrzał na mnie z miną największego cioty na świecie. - Godzina. - postukałam palcem o nadgarstek, a z jego gardła wypłynęło ciche aaa.
- 11.30 - odparł.
- Dzięki. - mruknęłam.
I to byłoby na tyle naszej rozmowy, ale po upływie kilku minut sam się odezwał. Zapytał z wielkim wyrzutem dlaczego sama sobie nie sprawdziłam godziny, a gdy wyjaśniłam, że padła mi bateria to zamilkł i już nie odzywał się ani słowem. Potem wrócił do swoich czynności na treningu i zostawił mnie samą, więc miałam trochę czasu na napawanie się piękną pogodą i gorącym słońcem.
- Maciek idź się z fankami przywitaj. - Kamil Stoch klepnął chłopaka w plecy, na co wszyscy wybuchnęli śmiechem, a Kot zgromił mnie spojrzeniem.
- Czyżbyś się czegoś wstydził? - zapytałam usiadając między rozchichotanym Żyłą, a znudzonym życiem Dawidem. Ten drugi od razu wyrwał mi z rąk kubek z napojem i szybkim haustem opróżnił całą zawartość. - Odkupujesz mi picie. - powiedziałam. Machnął ręką i złapał się za głowę.
- Z Dawidka dziś życie uszło, bo wczoraj balował u teściów. - zaśmiał się Piotrek. - Całe życie powtarzałem mu, że teściowie to zło i trzeba na nich uważać, a szczególnie gdy na stole stoi wódka, hehe.
- Możesz ze mnie zejść? - mina Dawida była jeszcze gorsza od miny Krzysia Miętusa w stanie upojenia poalkoholowego.
- Nawet na tobie nie siedzę. - uniósł dłonie w geście obronnym. - Wiecie co? - popatrzył na nas, a my zaprzeczyliśmy. - Pierwszy raz w życiu mam taki nudny trening, no jak babcię kocham! Maciek się chowa za tym krzakiem jakby bawił się w Rambo - wskazał na Kota, zaś potem popatrzył na Kłuska, Bieguna i Miętusa. - Krzysiek ma minę jakby mu dynię na siłę wpychali do ust, Kłusek się patrzy w ziemię, jak szpak w pomarańcze, a Biegun... Biegun ty żyjesz? - pomachał chłopakowi przed oczyma ręką.
- Co jest? - potrząsnął głową uśmiechając się przyjaźnie. Nie wiem o czym myślał, ale ten rumieniec na twarzy jakoś dawał mi za wiele do myślenia. Ktoś nam zboczuszkował albo po prostu się opalił - istniała taka możliwość. - Co się stało?
- Stare ciele wyzdychało, hehe. - rzekł Pieter. - Panowie gdzie jest w was życie? Czemu wszyscy siedzimy tutaj jak na pogrzebie? Czemu skazujecie mnie biednego na męki? No co ja wam zrobiłem?! - rozhisteryzowany złapał biednego Kamila Stocha za koszulkę i potrząsnął. Żyła furiat niebezpieczny dla otoczenia.
- Chcecie coś ze sklepu? - jak jeden mąż spojrzeliśmy na Bartka, który w końcu oderwał się od swojego niewidzialnego obiektu w ziemi i w końcu pokazał, że jest z nami nadal.
- Chcę loda! - krzyknął Maciek.
- Dla mnie jakiegoś energetyka weź. - rzucił Kamil.
- Kup mi żelki, hehe. - powiedział Piotrek.
- Ja chcę jakiś sok. Tylko nie porzeczkowy, bo potem mam wysypkę w intymnych częściach ciała. - ostatnie kilka słów Miętus wyszeptał i wrócił na swoje poprzednie miejsce.
- Bartek skoro idziesz to proszę cię o coś do jedzenia i jakiś napój. - dodał podchodzący Kruczek.
- Nie jestem tirem ludzie. - jęknął Bartek. - Mieliście powiedzieć, że nic nie chcecie, a nie składać zamówienia jak w knajpie.
- Bez nerwów. - powiedział spokojnie trener kadry. - Melka ci pomoże. - rzekł posyłając mi spojrzenie i uśmiechając się przy tym lekko.
- Ja?
- Ona? - odezwaliśmy się w tym samym czasie. W końcu on spojrzał na mnie pierwszy, więc prychnęłam i odwróciłam się do niego tyłem.
- Macie jakiś problem?
- Właśnie! Macie jakiś problem? No macie? Mówcie trenerowi, już! - wtrącił się Żyła.
- Lecisz sto przysiadów, już! - trener warknął w stronę podopiecznego, a ten oddalił się od nas z nietęgim humorem.
- Dobra chodź. - mruknął Bartek wymijając mnie.
Całe szczęście do sklepu nie było aż tak daleko i za to byłam wdzięczna losowi. Co prawda, chłopak nie odzywał się do mnie ani słowem w drodze, ale łapałam go na nic nie znaczących spojrzeniach, a wtedy odwracał wzrok i z zaciekawieniem patrzył na niebo. Dziwak. Ale przystojny dziwak i to musiałam przyznać. Dziwiło mnie też to, że miał taką okazję do denerwowania i ubliżania mi, a nie robił tego. I nawet miał dobry humor, który popsuł się po telefonie jakiejś Kaśki. Wnioskowałam, że chodzi o jego dziewczynę, bo Maciek opowiadał mi co nieco o ich dziwnym związku, który od dawna związkiem już nie był.
- Która godzina? - byłam zmuszona zadać mu to pytanie. Ewidentnie wyrwałam go z zamysłu, bo spojrzał na mnie z miną największego cioty na świecie. - Godzina. - postukałam palcem o nadgarstek, a z jego gardła wypłynęło ciche aaa.
- 11.30 - odparł.
- Dzięki. - mruknęłam.
I to byłoby na tyle naszej rozmowy, ale po upływie kilku minut sam się odezwał. Zapytał z wielkim wyrzutem dlaczego sama sobie nie sprawdziłam godziny, a gdy wyjaśniłam, że padła mi bateria to zamilkł i już nie odzywał się ani słowem. Potem wrócił do swoich czynności na treningu i zostawił mnie samą, więc miałam trochę czasu na napawanie się piękną pogodą i gorącym słońcem.
Szatnia | godzina 15.25
- Jezu jak mnie boli kostka. - jęknął Krzysiek osuwając się po ścianie na ławkę, następnie łapiąc się za kostkę. - Jezu umieram.
- Jezu zamknij się wreszcie, bo to nie ty musiałeś robić karne okrążenia. - powiedziałem do kolegi i zrzuciłem z siebie przepoconą koszulkę. Na całe szczęście przeżyłem dzisiejszy trening i w duchu cieszyłem się, że teraz mamy kilka dni na regenerację. Cały czas rozmyślałem o moim związku z Kaśką i dlatego byłem niezbyt obecny na treningu, a co za tym idzie - dostałem kilka kółek truchtu w nagrodę. Doszedłem jednak do wniosku, że zabiorę ją na te kilka dni w jakieś ustronne miejsce, zobaczę i ocenię czy jest o co walczyć, a jeśli nie to po prostu zakończę ten związek bez zbędnych ceregieli. Pytaniem było tylko jedno - czy rzuci dla mnie wszystkie zajęcia na kilka dni i czy nie będzie mi z tego powodu robiła kolejnych wyrzutów.
- Co powiecie na jakąś imprezę? - zapytał Maciek. - Już nie chodzi o zalanie się w trupa - spojrzał w tym miejscu na Krzyśka Miętusa - ale o sporadyczne picie dla rozluźnienia się.
- Ja idę z dzieciakami na basen. - powiedział Piotrek.
- Jadę do teściów. - Kamil był niezbyt szczęśliwy na samo wspomnienie, ale uśmiechał się. Ten człowiek uśmiecha się zawsze i chyba dlatego jeszcze nigdy mnie nie zdenerwował tak, jak cała reszta.
- A ja w sumie mogę. - powiedział Biegun, a zaraz po nim cała reszta łącznie ze mną. Już nie mogłem doczekać się wieczora, kolejnych docinek pod adresem kuzynki Klemensa, a szczególnie tego, że będe miał okazję do pobycia z nią sam na sam..
Od autorki:
Rozdział taki trochę do bani, ale przeziębienie mnie rozłożyło i mózg paruje :/
Następny w okolicach weekendu, a tymczasem zapraszam tutaj do zapoznania się z bohaterami--> Nie oddam Cię nikomu . Prolog niebawem! ;*
Pięknie zgasiła Bartka, ale sądzę, że niedługo im przejdzie takie wzajemne odgryzanie się :)
OdpowiedzUsuńMaciek i zakład to to, co uwielbiam.
Świetny rozdział!
OdpowiedzUsuńGdy czytam prawie każdy twój rozdział, to uśmiech nie schodzi mi z buzi. Te docinki Kłuska, są śmieszne, a za razem takie dziecinne. Chyba się biedaczek zakochał. Ale dobrze, że Amelia nie bierze te docinki na serio.
Maciek dzisiaj wygrał wszystko. Jak to Piotrek powiedział : ,, Maciek się chowa za tym krzakiem jakby bawił się w Rambo ''
I ten napis :D
Oj nie ładnie, zrobili z Miętusa pijaka. To że raz się chłopak zalał w trupa, to nie oznacza, że będzie robił tak cały czas :P
Czekam na następny i weny życzę :)
Pozdrawiam!
Oj tak, coraz bardziej wydaje mi się, że Bartek zakochał się w Amelii :)
OdpowiedzUsuńSzykuje się imprezka :) Nasi skoczkowie to tylko by bawić się chcieli i pić, nic więcej :)
Świetny rozdział, czekam na następny.
Pozdrawiam serdecznie i życzę dużo weny :*
W końcu jestem :)
OdpowiedzUsuńBartek naprawdę mnie denerwuje, od samego początku. Ale... chyba się zakochał w naszej Amelce :) Ja tu wyczuwam coś zdecydowanie większego niż "przyjaźń"... Dobrze, że dziewczyna nie przejmuje się tymi jego dziecinnymi docinkami. Raz Krzyśkowi bąbelki za bardzo uderzyły do głowy i od razu pijak... :) Oj tam, każdemu się czasami zdarza. Dla mnie ten rozdział wygrał Maciek ^^
Buziaki :**
Środek nocy, a ja wybucham śmiechem, bo ,,napalony dzik pozna fajną loszkę"... No nic, jakoś się rano rodzicom wytłumaczę. :) W każdym razie, opowiadanie bardzo mi się podoba i czekam na kolejne rozdziały, a i większą ilością sytuacji z Maciejem nie pogardzę. Weny życzę i do kolejnego! :D
OdpowiedzUsuńPrzepraszam za spóźnienie i nieskomentowanie poprzedniego, ale to wszystko wina egzaminów.
OdpowiedzUsuńRozdziały po prostu boskie. Cała ta sytuacja z Maćkiem tak mnie ubawiła, że zaczęłam się szczerzyć jak głupia do telefonu. Skąd ty bierzesz takie genialne pomysły? Czytam i aż mi się humor sam poprawia. Piotrek też świetny, chociaż chwilę pogadał to ja już się wczułam w sytuację :D Bartuś tradycyjnie wredny jak nie wiem i widzę, że narazie nie ma zamiaru tego zmieniać, a wręcz przeciwnie. Więc czuję mściwą satysfakcję, że Mela potrafi mu dopiec. Oby tak dalej!
Pozdrawiam i lecę na nowego bloga ♥