Dom rodzinny Klemensa | godzina 11.20
Kilka dni temu byłam w stanie wykrzyczeć całemu światu, że w końcu w moim życiu zachodzą zmiany na lepsze, że chyba w końcu zaczynam być szczęśliwa, bo cienie przeszłości zostały zażegnane, a przy moim boku dumnie stał Bartek, który z coraz większym zaangażowaniem postrzegał nasz związek. Teraz jedyne na co było mnie stać to stanięcie na wysokiej skarpie nad urwiskiem, wykrzyczenie, że pozbyłam się przeszłości, ale przy okazji i Bartka, a potem bezinteresowne rzucenie się w ciemną przepaść. Od rozstania z Bartkiem nie mogłam zmrużyć oka, nie potrafiłam skupić się na jakiejkolwiek czynności, bo lawirował w moim umyśle na każdym kroku. Ileż to razy ciotka Janka wyganiał mnie z kuchni, bo zamiast pomóc jej w przygotowaniu posiłku czy zmyciu naczyń, wszystko wylatywało mi z rąk i tłukło się na drobny mak albo rozsypywało po całym pomieszczeniu. Wątpiłam w swoje uczucia co do niego, gdy był przy mnie i okazywał mi tyle ciepła, serca, miłości i zaufania, a teraz - gdy na własne życzenie z tego zrezygnowałam - zaczynałam za tym tęsknić. Zaczynałam tęsknić za całym nim. Za jego głosem, który czasem tak mnie irytował, że miałam ochotę zakneblować go taśmą albo rzucić telefonem o ścianę. Za uśmiechem, którym obdarzał mnie na każdym kroku. Za jego spojrzeniem, jego dotykiem..
- Widziałaś może moją niebieską, sponsorską koszulkę? - zagadnął wchodzący do salonu Klemens, który dziś pakował się już od samego rana, a nadal był w proszku.
- Sprawdź pod łóżkiem w swoim pokoju. - odparłam beznamiętnie wpatrując się w ekran telewizora.
- Przecież pamiętałbym, gdybym ją tam wrzucił. - wywrócił oczyma z poirytowaniem.
- Ostatnio wróciliście z Agnieszką w takich dobrych humorach, że ja jednak poszukałbym jej pod łóżkiem. - zgasiłam telewizor widząc napisy końcowe jakiegoś dennego filmu obyczajowego i odłożyłam pilota na stolik, po czym zabrałam pustą szklankę po soku i udałam się do wyjścia. Klimek oczywiście pobiegł na górę szukać koszulki, którą tak naprawdę widziałam w suszarni na wieszaku, ale jak ktoś codziennie zapomina po co i od czego ma głowę to niech sobie szuka jak kura ziarenka. - Co robisz? - zagadnęłam stojącego przodem do kuchenki wujka. Odwrócił się z przestrachem w oczach, zupełnie jakbym złapała go na kradzieży w jubilerskim, a potem starannie chciał coś zakryć swoim ciałem. - Wujku, co tak śmierdzi? - popatrzyłam na niego podejrzliwie, czując swąd unoszący się zza jego pleców.
- Cholera! - krzyknął, natychmiastowo wyciągając trzymaną w ręce szmatkę, która płonęła żywym ogniem.
- Nie patrz na mnie, bo nie mam papierów strażaka! -zapiszczałam. - Pod zlew z tym! - dopadłam do kranu i odkręciłam zimną wodę, zaś wujek wrzucił płonącą ścierkę i cały dygotał ze strachu. Jeden lata po mieszkaniu w poszukiwaniu swojej garderoby, a drugi trzęsie się jak galareta, bo przecież jego życie zawisło na włosku. - Święty jeżu! - wrzasnęłam, spoglądając na czerwony garnek znad którego unosił się jeszcze większy dym, a czerwień zakrywała się porządną czernią z przypalenia. Zakręciłam gaz, po czym założyłam rękawice i zrzuciłam garnek z palnika, ale patrząc na niego z każdej strony, stwierdziłam, że tu już nie ma czego ratować - ani garnek, ani tym bardziej jego zawartość (cokolwiek nią było) nie nadaje się do użytku. - Ciotka wyjechała na dwa dni, a ty chcesz puścić chałupę z dymem?!
- Zostawiła w lodówce trochę sosu i chciałem sobie go podgrzać. - tłumaczył.
- Bezpieczniej byłoby to zrobić w mikrofali, wiesz? Przynajmniej nic by się nie spaliło, wujku. - pokręciłam głową, ujmując w rękę spaloną do połowy ścierkę. - Albo chociaż mnie zawołać..
- Ty i tak ostatnio psujesz wszystko czego się dotkniesz.
- Widać, że to ty mnie spłodziłeś, bo fajtłapstwo odziedziczyłam po tobie. - powiedziałam śmiertelnie poważnie, patrząc na niego. Minęła chwila, gdy obydwoje wybuchnęliśmy śmiechem i zostałam zagarnięta w mocny uścisk wujka.
- Grabisz sobie moja droga. - pogroził.
- Skoro już poruszyłeś ten temat to czy ciotka przypadkiem nie kazała ci przeplewić całego ogródka, a potem go zagrabić? - popatrzyłam na niego pytająco.
- Masz ochotę na pizzę? - bezczelnie zmienił temat, ale chcąc nie chcąc - przystałam ochoczo na jego pytanie.
Mieszkanie na obrzeżach Zakopanego | godzina 11.40
- Możesz ze mnie zejść? Pierwszy zauważyłem te żelki! - jęczał Krzysiek Miętus spod siedzącego na nim jego brata, Grześka.
- Ale to mnie pierwszego zawołały. - wytknął mu język, pakując jednego różowego misia do ust.
- Ty jesteś po prostu głupi!
- Możesz się w końcu uspokoić? Próbuję rozkoszować się Mańkiem! - strzelił go w głowę.
- Jaki debil nazywa żelka Maniek?!
- Jaki debil w wieku ponad dwudziestu lat śpi z pluszowym bananem? - wytknął. Miałem wrażenie, że za chwilę do mojego domu wleci cała zgraja ekipy szpitala psychiatrycznego i zabiorą ich w białych kaftanach, bo ich dziwnie dwuznaczne krzyki słyszał chyba cały blok. Kobiety pewnie zatykały uszy swoim dzieciom ostatnimi kawałkami sera żółtego ze śniadania, a stare babcie odmawiały już z piętnasty raz tę samą litanię. - Jesteś pieprzonym gejem, że jara cię spanie z bananem? Lubisz jak cię mizia w to i owo?! - wrzeszczał Grzesiek. Nie byłem na siłach do wsłuchiwania się w ich wymianę zdań i patrzenia na ten cały cyrk dlatego niepostrzeżenie opuściłem salon i udałem się do kuchni po coś do picia. Pierwsze co zrobiłem to wyjąłem szklankę, potem przeszedłem kilka kroków w stronę lodówki, ale w międzyczasie dostrzegłem migającą diodę w moim telefonie. Odblokowałem go z myślą, że napisała.. Że napisał do mnie Olek Zniszczoł, bo po przedwczorajszej imprezie zgubiłem w jego aucie pięćdziesiąt złotych, jednakże było to jedynie powiadomie o zeżartej ilości pieniędzy z konta, bo dzwoniłem po pizzę nim przyszli do mnie Miętusy.
- A może zrobimy ognisko? - usłyszałem zbliżających się chłopaków i nawet ucieszyłem się, że skończyli się wydzierać na cały budynek. - Takie przedsezonowe party z litrami bezalkoholowego piwa i gotowanym, dietetycznym mięskiem! - ekscytował się Grzegorz.
- Wpadliśmy na pomysł zrobienia ogniska. - powiedział Krzysiek, siadając na stołku. - Melka wróciła to możemy zrobić taką imprezę powitalną.
Człowiek staje na głowie, by zapomnieć o drugiej osobie, ale wtedy znajduje się taki Miętus Krzysztof i cały plan lega w gruzach. Szczerze powiedziawszy przez ostatnie dni wcale o niej nie myślałem, bo starałem się zajmować jakimiś arcyważnymi zajęciami lub chodziłem z kolegami na "posiedzenie w sprawie życia." Oczywiście - tęskniłem za nią, ale to ona podjęła decyzję o skończeniu tego, co tak naprawdę się dopiero zaczęło i mogło potrwać sporo czasu. Widocznie nie czuła do mnie tego samego co ja do niej i chciała się mną tylko pobawić przez jakiś czas, a teraz gdy ma wolną rękę pewnie spędza czas z jakimś innym naiwnym facetem.
- Kłusek żyj! - ryknął Grześ.
- Żyję. - mruknąłem.
- Piszesz się na imprezę? - zapytał Krzysiek. - Bo trzeba zadzwonić po resztę i zrobić jakieś małe zakupy.
- Działkę też trzeba trochę ogarnąć.
- To akurat najmniejszy problem, to się zrobi na końcu.
- A co z Kotem? - Grzesiek popatrzył to na mnie, to na swojego brata.
- Jak zaprosimy Maćka to wtedy ty nie przyjdziesz, prawda? - po chwili namysłu skinąłem głową. - Wolę mieć na imprezie najlepszego kumpla niż Kota, który może się na mnie rzucić w każdej chwili. - powiedział Krzysiek, posyłając mi znaczący uśmiech.
- To idziemy na zakupy?
- Idziemy. - przytaknąłem na pytanie Grześka. Pomimo tego, że chcieli zaprosić Melkę, ja nie miałem zamiaru rozgrzebywać "starych" ran i chciałem się dobrze bawić. Nie ważne czy kosztem jej humoru czy chwilowego zaspokojenia swojego sumienia - byłem wolny, więc mogłem robić co żywnie mi się podobało.
Pizzeria | godzina 12.10
- ... i w końcu teraz sama nie wiem czego chcę, ale wiem na pewno, że u Bartka jestem już na straconej pozycji. - dokończyłam opowieść, bawiąc się w przesuwanie okruszka po talerzu. Wujek w tym czasie analizował każde moje słowo, zajadając się hawajską pizzą, a ja czułam się jak małe dziecko, które spowiada się po raz pierwszy przed własną komunią.
- Próbowałaś się do niego odezwać? - zaprzeczyłam. - No to skąd możesz wiedzieć, że już cię nie chce znać?
- Bo gdyby było inaczej to sam by się odezwał.
- A pomyślałaś dlaczego się nie odzywał? - ponownie zaprzeczyłam. - Dlaczego pierwszy miał wyciągać do ciebie rękę jeśli to ty, nazwijmy rzeczy po imieniu, dałaś ciała i spieprzyłaś sprawę? - o tym nie pomyślałam, ale dobrze, że żył sobie taki wujek Krzyś, który pamiętał o każdym najdrobniejszym szczególe. - Nie oczekuj, że przyleci do ciebie z bukietem róż i padnie na kolana. Jesteś dorosła i chyba nie muszę ci mówić, że kto zawinił ten przeprasza.
- To co według ciebie mam zrobić?
- Kieruj się własnym rozumem. - zaśmiał się, upijając łyk piwa.
- Już raz się pokierowałam i widzisz co się stało. - mruknęłam, piorunując go wzrokiem.
- Ja na twoim miejscu bym po prostu z nim porozmawiał, wyjaśnił mu dlaczego się tak zachowałem, a potem przeprosił. Melka, to nie jest trudne.
- Wcale... - wzruszyłam beznamiętnie ramionami.
- Nie poznaję cię dziewczyno. - westchnął, patrząc na mnie. - Ty, której boi się połowa męskiej płci i każda możliwa istota, mówi mi, że trudne jest dla niej porozmawianie z chłopakiem? Nie rozbawiaj mnie. - zaśmiał się.
- Dzięki. Takiego wsparcia było mi potrzeba. - powiedziałam ironicznie. W tym samym momencie usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości. Wymieniłam znaczące spojrzenia z wujkiem, który uśmiechnął się jakby miał nadzieję, że to Kłusek (i ja w sumie też miałam taką nadzieję), ale była to jedynie informacja, a raczej "zaproszenie" na małą imprezę organizowaną przez braci Miętus. - Kolega napisał, czy mam ochotę na ognisko. - powiedziałam, wiedząc, że wujek aby czeka na jakąkolwiek informację. - Ale będzie tam Bartek, więc raczej sobie odpuszczę. - dodałam, chowając telefon do spodenek.
- To będzie dobra okazja do rozmowy.
- Naprawdę? Popijawa na działce przy kiełbasie z ogniska to dla ciebie idealne miejsce do takich rozmów? - kolejny raz dzisiejszego południa przewróciłam oczami.
- Rób co uważasz, ja na twoim miejscu bym poszedł. - powiedział dobitnie.
- Tak sądzisz? - zapytałam z niepewnością w głosie, a ten skinął głową gryząc kawałek pizzy. - No dobra.. - wyciągnęłam ponownie telefon i wystukałam szybką odpowiedź do Krzyśka, w której zapytałam o której mam się pojawić i czy coś kupić. Nie minęła minuta jak dostałam wiadomość, że impreza zaczyna się około dziewiętnastej, ale mogę przyjść wcześniej żeby pomóc im ogarnąć trochę domek i jego okolice oraz mogę zaopatrzyć się w kilka piw. Nie odpisałam już na tego sms'a, schowałam ponownie telefon i oddałam się w już nieco przyjemniejszą rozmowę z wujkiem.
Działka Miętusów | godzina 17.30
Ubrana w czarne rurki, biały podkoszulek, żółtą bluzę i obowiązkowe buty nike, przekroczyłam rdzewiejącą bramkę i odmachałam starszemu z braci Miętus, który siłował się z taczką, na której ulokowane były kawałki drewna na ognisko. Chwila jego nieuwagi wystarczyła, by taczka się przewróciła i cała jej zawartość się wysypała. Niezadowolony z przebiegu sytuacji kopnął taczkę i zaczął wydzierać się na nią jakby to była jej wina.
- Okres robi z człowiekiem dziwne rzeczy. - z tyłu usłyszałam głos Krzyśka Bieguna, więc odwróciłam się w jego stronę i przytuliłam na powitanie. Stęskniłam się za nim i jego uśmiechem przez te kilkanaście dni.
- Nie śmiej się z niego, szkoda mi go. - oboje spojrzeliśmy na biednego Krzysztofa, który wyklinał na cały głos swoją życiową tragedię sprzed trzech minut.
- Daj to. - powiedział, zabierając ode mnie torbę z napojami rozweselającymi jakim były trzy butelki bimbru z piwniczki wujka Krzyśka. Powiedział, że nikt nie oprze się jego wyrobom, bo są dopracowane do perfekcji i jeszcze żadna osoba się na nie nie skarżyła, ciekawe... - Skąd to masz? - zapytał, szczerząc się znad siatki.
- Napój Bogów ma tajne źródło pochodzenia, więc wybacz, ale nie mogę ci zdradzić tejże strzeżonej tajemnicy. - odpowiedziałam.
- Że niby co?
- Piwnica wujka Krzyśka. - machnęłam ręką, śmiejąc się. - Podobno każdy uwielbia i chwali, i nikogo jeszcze nie sponiewierało. - Krzysiek uniósł brwi w geście zdziwienia, po czym wybuchnął śmiechem. W dobrych humorach ruszyliśmy na pomoc w sprzątaniu i przygotowywaniu miejsc siedzących. Na miejscu, prócz mnie, Bieguna i niezastąpionych braci Miętus, był jeszcze Dawid Kubacki ze swoją dziewczyną, Kuba Wolny i Krzysiek Leja. Zdecydowanie trzech Krzysztofów to za dużo jak na tak małe miejsce, bo wzywając jednego odzywali się wszyscy i robiło się jeszcze większe zamieszanie. Jednakże było wesoło, a przecież podstawą jest dobry humor na imprezie.
- Siema! - Krzysiek wychylił się i z kimś przywitał. Usłyszałam jak każdy po kolei wita się z daną osobą i już chyba wiedziałam kto to taki. Sekundę później wyszłam zza ściany domku i od razu natknęłam się na jego mierzące mnie spojrzenie. W ręce ściskał puszkę z jeszcze nie otwartym piwem i uśmiech zszedł mu z twarzy. Niewiele myśląc schowałam się pod rozpuszczonymi włosami i ruszyłam w stronę dziewczyny Dawida, który nawoływała mnie gestem ręki. Miałam dziwne przeczucia, że ten wieczór wcale nie będzie taki miły..
***** | godzina 22.45
Wielkim zaskoczeniem dla każdego było to, że w połowie imprezy odmówiłam picia wujkowych specjałów i zostałam przy jednym piwie, które już wieku temu się wygazowało i jego smak był okropny. Siedziałam skulona między wesołą panną Kubacką, a konającym Kubą i przypatrywałam się wszystkim "tańczącym" nieopodal, a szczególnie jednej osobie. Tańczył w towarzystwie jakiejś dziewczyny - przedstawiła się jako znajoma Miętusów, ale mi bardziej wyglądała na pannę do towarzystwa, chociaż kto ich tam wie z kim się zadają.
- Melka, chodź. - nagle z tyłu pojawił się Biegun i położył mi dłonie na ramionach.
- Nie chce mi się tańczyć. - jęknęłam, biorąc łyk piwa. Krzysztof patrzył na mnie uważnie. - No co?
- Co jest grane? - zapytał. - Już trochę czasu cię znam i wiem, że na imprezie nie odmawiasz ani alkoholu, ani tańca, więc coś musi być na rzeczy.
- Po prostu mam kiepski dzień.
- To może się przejdziemy? - zaproponował. Odstawiłam piwo na bok, po czym z jego pomocą wstałam, narzuciłam na ramiona bluzę i w ciszy oddaliliśmy się z miejsca zbiorowej popijawy. Przez dobre pięć minut spacerowaliśmy w ciszy. Ja nie wiedziałam co mam mówić, a Krzysiek coś zawzięcie analizował, bo widziałam to po jego minie.
- Kiepski dzień nazywa się Bartek? - wystrzelił pytaniem jak z armaty, a mnie kompletnie zatkało. Skąd mógł wiedzieć, że ja i Bartek... Przecież umawialiśmy się, że nikomu o tym nie powiemy, przynajmniej jak na razie.
- Skąd ten pomysł? - głos mi zadrżał.
- Słyszałem przez przypadek waszą rozmowę wtedy pod skocznią. - wyjaśnił. W jego głosie czułam nutkę żalu i złości, ale dlaczego i skąd to miałoby się u niego przejawiać?
- Podsłuchiwałeś?
- Nie! - zaprzeczył. - Melka... - westchnął. - Wiesz, że cię bardzo lubię?
- Wiem. Ja ciebie też, choć czasem jesteś denerwujący. - uśmiechnęłam się lekko.
- I skoro cię bardzo lubię to chyba powinnaś wiedzieć, że nie jesteś mi obojętna i martwię się o ciebie, twoje dobro..
- Do czego zmierzasz? - zapytałam.
- Bartek to nie jest facet dla takiej dziewczyny jak ty. Ty jesteś inna, taka delikatna, a zarazem twarda, zadziorna, pyskata, ale masz dobre serce i masz taki niesamowity uśmiech.. - zaczął wymieniać. - Dlaczego upatrzyłaś sobie akurat jego? - zapytał, patrząc mi w oczy i ujął moją dłoń w swoją. Natychmiastowo ją wyrwałam i odsunęłam się od niego o kilka centymetrów, gdyż byliśmy zdecydowanie za blisko.
- Zaczynam się ciebie bać, Krzysiu. - zaśmiałam się, ale widząc jego poważną, zamyśloną minę szybko minął mi dobry nastrój.
- Podobasz mi się... Strasznie mi się podobasz i.. nie potrafię już tego ukrywać.. - wyznał. - Melka, może spróbujemy..
- Przestań! - warknęłam. - Alkohol uderzył ci do głowy i bredzisz głupoty, których jutro nie będziesz nawet pamiętał.
- Przecież słowa pijanych to myśli trzeźwych. Sama kiedyś tak mówiłaś. - burknął. - Kocham cię, Melka..
Przez moment jeszcze patrzyłam na jego zbolały wyraz twarzy, lecz potem odwróciłam się na pięcie i zaczęłam biec w stronę działki Miętusów. Miałam dość tej całej imprezy, która wcale nie poprawiła mi humoru, a jedynie zepsuła go do reszty. Chłód i obojętność Bartka, wyznania Krzyśka.. to stanowczo za dużo jak na jeden wieczór. Przechodząc obok rządku ustawionych samochodów należących do zebranych ludzi, zauważyłam, że w jednym świeci się światełko. Mimowolnie przesunęłam wzrok na tylne siedzenia i... zobaczyłam tam Bartka całującego się z koleżanką Miętusów, z którą jeszcze kwadrans temu tańczył. Oczy zaszły łzami, dłonie niemiłosiernie się trzęsły i nie miałam siły na jakikolwiek ruch. Dopiero gdy zorientowałam się, że Bartek patrzy na mnie przez szybę, a roześmiana blondynka całuje go w szyję, zebrałam w sobie trochę sił i z płynącymi po twarzy łzami udałam się przed siebie..
Samochód Bartka | godzina 23.15
- Strasznie wygodne masz tutaj te siedzenia.. - mruknęła blondynka, nadal całując mnie po szyi. Jeszcze chwilę temu byłem gotów do zrobienia tego z nią właśnie tutaj, ale potem zobaczyłem zapłakaną twarz Melki.. Nie mogłem tego zrobić. Nie chciałem tego zrobić. Nie z tą dziewczyną, nie tutaj, nie teraz..
- Przestań. - odepchnąłem ją lekko od siebie. - I zapnij tę koszulę, bo wyglądasz jak lafirynda. - dodałem, obrzucając ją karcącym spojrzeniem. Otworzyła usta ze zdziwienia i chciałam coś powiedzieć, ale nakazałem jej wysiadać i się ode mnie odwalić. - No głucha jesteś? Wypad! - wrzasnąłem.
- Palant! - jej dłoń momentalnie wylądowała na moim policzku i zostawiła lekko czerwony ślad, ale przynajmniej wysiadła i wróciła do reszty. Uczyniłem to samo uprzednio zamykając samochód, a potem.. potem postanowiłem pójść za Melką..
Minęło dziesięć minut, a ja wciąż szedłem i nigdzie jej nie widziałem. Przecież to niemożliwe żeby w tak krótkim odstępie czasu przeszła szmat drogi!
- Melka! - krzyknąłem, lecz echo rozniosło się po rosnącym przydrożnym lesie. - Melka! - nie ustępowałem. Po sekundzie wyciągnąłem telefon z zamiarem skontaktowania się z nią, bo naprawdę zaczynałem się martwić. A co jeśli zgubiła się w lesie? Jest ciemno, zimno, a w dodatku zbierają się chmury.. Jeden sygnał, drugi, trzeci.. w oddali słyszałem stłumiony dźwięk jej dzwonka. Szedłem w tym kierunku jakieś pięć metrów, po czym zobaczyłem dzwoniące urządzenie leżące na poboczu.. - Melka, jesteś tu?! Melka!
W głowie miałem same czarne scenariusze, które starałem się jakoś załagodzić sensownymi opcjami. Jednak z tyłu głowy miałem wrażenie, że w jej zniknięcie zamieszana jest osoba trzecia.. Piotrek.
Od autorki:
O mamusiu.. jak dobrze jest wrócić do pisania. Internet sprawia trochę psikusów, ale w tym tygodniu postaram się uzupełnić braki na pozostałych blogach ;v
O rajciu.. już w przyszły weekend zaczyna się LGP.. jak szybko to zleciało ^^ Kto z was się wybiera? ;)
UWAGA UWAGA; czy posiada ktoś z was adres Johanna Forfanga i się nim podzieli? ;)
Buźka! ;))
Powtórzę się ale jak zwykle świetny rozdział ;D
OdpowiedzUsuńCóż Melka musi ponieść konsekwencje swoich czynów, sama rozstała się z Barkiem... Najbardziej szkoda mi Krzysia :c jest taki słodki i niewinny xd Jeśli Melka nie jest mu pisana, mam nadzieję, że kogoś znajdzie ;D
Pozdrawiam i do następnego! ;*
O Boziu, boziu jak ja się cieszę, że mamy w końcu kolejny mega giga fenomenalny rozdział ;* Kochana usychałam z tęsknoty i to bardzo... nawet sobie nie wyobrażasz z jaką fascynacją czytałam to cudo <3 tylko teraz błagam nie dobij mnie i dodaj moja droga rozdział jak najszybciej, no bo normalnie umrę ze strachu o Melkę... dałabym wszystko żeby w końcu Melka związała się z Bartkiem, bo z tego co przeczytałam to wynika, że jest pewna uczuć do niego... ale tego Kłuska to zabiję za tą lafiryndę! Jak mógł się z nią całować skoro wiedział, że Mela jest na ognisku! Kolejny- pan szanowny Biegun i tu również mam nadzieję że alkohol mu zaszkodził i dlatego zachował się tak jak zachował. Poprawiłaś mi humor (i to bardzo ;P) sprzeczką braci Miętus :D o lujuniu! Co to było normalnie :'D jak skończysz to opowiadanie to wydrukuję sobie każdy rozdział (jeżeli pozwolisz ;*) i będę mieć najlepszą książkę pod słońcem :)) i do tego moją najulubieńszą <3 i na koniec się potwórzę, ale błagam niech Melce nic złego się nie stanie i niech Bartuś ją znajdzie...
OdpowiedzUsuńDużo weny, "braków problemów z internetem" (nwm czy dobrze napisałam ;P dlatego cudzysłów), gorąco pozdrawiam i do jak najszybciejszego następnego rozdziału ;*
Buziaki Kochana <3 ;*
Haha, jasne - pozwalam na druk. Będziesz moim pierwszym wydawcą książki xoxo
UsuńProblemy internetowe rozwiązane, więc rozdział będzie na dniach ;)
Buźka ;))
Jestem :)
OdpowiedzUsuńKochana, rozdział równie świetny jak dwadzieścia jeden poprzednich :) To rozstanie Melki z Bartkiem nie wyszło za bardzo na dobre... ale cóż, tak widocznie miało być. Co nie zmienia faktu, że Bartek zachował się strasznie głupio, zajmując się od razu tą lafiryndą, skoro Melka była w pobliżu -.- Ale ta kłótnia Miętusów... wiesz, jak w szybki sposób poprawić humor :D Szkoda mi trochę Krzyśka, ale niestety, nikt nie mówił, że życie będzie łatwe, proste i przyjemne. Jestem pewna, że prędzej czy później i tak znajdzie jakąś fajną dziewczynę :)
Hmm, adres Johanna powiadasz... Z tego, co wiem (co sama wysyłałam), to musiałabyś pisać do norweskiego związku, bo skoczkowie nie mają osobnych, prywatnych adresów. Ale lepiej poszperaj jeszcze, może pojawiło się coś nowego :)
Buziaki :**
świetne ale wrócą do siebie prawda
OdpowiedzUsuńNawaliłam z komentowaniem,teraz też komentuję z opóźnieniem, przepraszam :(
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz jak bardzo brakowało mi tego opowiadanie. Codziennie wchodziłam i sprawdzałam, czy nie pojawił się nowy rozdział...
Nie bardzo rozumiem decyzję Melki dotyczącą rozstania. Widać, że kocha Bartka, a on kocha ją. Mam nadzieję, że sobie wszystko dokładnie wyjaśnią i do siebie wrócą. No i oczywiście mam nadzieję, że ten telefon po prostu wypadł jej jak wsiadała do taksówki, a Piotrek nie będzie się mieszał w ich życie...
Wyznanie Krzysia... wiedziałam, że on coś do niej czuje i bardzo mi go szkoda. Taki biedny, odrzucony, ze złamanym serduszkiem :'(
Kłótnia Miętusów rozwaliła system. W sumie to teraz przez to mam ochotę na żelki, wielkie dzięki :( :D
Z niecierpliwością czekam na kolejny :)
Buziaki ;*
PS. Do czego poszukujesz adresu? W sensie zależy Ci, by przeczytał list, czy może chodzi o autograf? Jeśli o to drugie możesz spróbować pisać na adres związku, z tym, że oni chyba nie przekazują listów skoczkom...
UsuńWitam!
OdpowiedzUsuńNo co to ma byc z tym Bartkiem? Chyba niepotrzebnie szuka zemsty. Mela i tak cierpi a ten sie jeszcze na niej odgrywa. Chociaz z drugiej strony kompletnie nie rozumiem powodow dla ktorych rzucila Bartka. Fakt, chciala i nadal chce go chronic oraz nie robic mu w zyciu problemow ale to chyba szczerosc jest najwazniejsza w zwiazku. Nie rozmawiala z nim o swoich obawach i twraz wszystko stalo sie pokomplikowane.
Mam nadzieje ze nic sie jej nie stalo w tym lesie. I ze to nie jest sprawka Piotrka. Tak mi sie chce widziec ich dwoje zakochanych ze wreszcie musisz spelnic moje zyczenie!
Przepraszam za tak chaotyczny komentatz ale jest 5 rano a ja czekam pod drzwiami do pracy :)
Oczywiscie licze na szybka kolejna czesc. Piszesz jak zwykle cudownie i za kazdym razem wkrecam sie na maxa.
Buziaki :*
Witaj.
OdpowiedzUsuńTrafiłam do Ciebie pierwszy raz ale na pewno nie ostatni.
Całe opowiadanie jest mega ciekawe i wciągające.
Bardzo podoba styl Twojego pisania.
Bartek moim zdaniem zachował się jak ostatni frajer.
Kocha Melkę, a w samochodzie zabawia się z inną.
Dobrze,że za nią poszedł.
Mam nadzieje, że Amelii nic nie będzie.
Czekam z niecierpliwością na kolejny.
Pozdrawiam :*