Dom rodzinny Klemensa | godzina 11.20
Kilka dni temu byłam w stanie wykrzyczeć całemu światu, że w końcu w moim życiu zachodzą zmiany na lepsze, że chyba w końcu zaczynam być szczęśliwa, bo cienie przeszłości zostały zażegnane, a przy moim boku dumnie stał Bartek, który z coraz większym zaangażowaniem postrzegał nasz związek. Teraz jedyne na co było mnie stać to stanięcie na wysokiej skarpie nad urwiskiem, wykrzyczenie, że pozbyłam się przeszłości, ale przy okazji i Bartka, a potem bezinteresowne rzucenie się w ciemną przepaść. Od rozstania z Bartkiem nie mogłam zmrużyć oka, nie potrafiłam skupić się na jakiejkolwiek czynności, bo lawirował w moim umyśle na każdym kroku. Ileż to razy ciotka Janka wyganiał mnie z kuchni, bo zamiast pomóc jej w przygotowaniu posiłku czy zmyciu naczyń, wszystko wylatywało mi z rąk i tłukło się na drobny mak albo rozsypywało po całym pomieszczeniu. Wątpiłam w swoje uczucia co do niego, gdy był przy mnie i okazywał mi tyle ciepła, serca, miłości i zaufania, a teraz - gdy na własne życzenie z tego zrezygnowałam - zaczynałam za tym tęsknić. Zaczynałam tęsknić za całym nim. Za jego głosem, który czasem tak mnie irytował, że miałam ochotę zakneblować go taśmą albo rzucić telefonem o ścianę. Za uśmiechem, którym obdarzał mnie na każdym kroku. Za jego spojrzeniem, jego dotykiem..
- Widziałaś może moją niebieską, sponsorską koszulkę? - zagadnął wchodzący do salonu Klemens, który dziś pakował się już od samego rana, a nadal był w proszku.
- Sprawdź pod łóżkiem w swoim pokoju. - odparłam beznamiętnie wpatrując się w ekran telewizora.
- Przecież pamiętałbym, gdybym ją tam wrzucił. - wywrócił oczyma z poirytowaniem.
- Ostatnio wróciliście z Agnieszką w takich dobrych humorach, że ja jednak poszukałbym jej pod łóżkiem. - zgasiłam telewizor widząc napisy końcowe jakiegoś dennego filmu obyczajowego i odłożyłam pilota na stolik, po czym zabrałam pustą szklankę po soku i udałam się do wyjścia. Klimek oczywiście pobiegł na górę szukać koszulki, którą tak naprawdę widziałam w suszarni na wieszaku, ale jak ktoś codziennie zapomina po co i od czego ma głowę to niech sobie szuka jak kura ziarenka. - Co robisz? - zagadnęłam stojącego przodem do kuchenki wujka. Odwrócił się z przestrachem w oczach, zupełnie jakbym złapała go na kradzieży w jubilerskim, a potem starannie chciał coś zakryć swoim ciałem. - Wujku, co tak śmierdzi? - popatrzyłam na niego podejrzliwie, czując swąd unoszący się zza jego pleców.
- Cholera! - krzyknął, natychmiastowo wyciągając trzymaną w ręce szmatkę, która płonęła żywym ogniem.
- Nie patrz na mnie, bo nie mam papierów strażaka! -zapiszczałam. - Pod zlew z tym! - dopadłam do kranu i odkręciłam zimną wodę, zaś wujek wrzucił płonącą ścierkę i cały dygotał ze strachu. Jeden lata po mieszkaniu w poszukiwaniu swojej garderoby, a drugi trzęsie się jak galareta, bo przecież jego życie zawisło na włosku. - Święty jeżu! - wrzasnęłam, spoglądając na czerwony garnek znad którego unosił się jeszcze większy dym, a czerwień zakrywała się porządną czernią z przypalenia. Zakręciłam gaz, po czym założyłam rękawice i zrzuciłam garnek z palnika, ale patrząc na niego z każdej strony, stwierdziłam, że tu już nie ma czego ratować - ani garnek, ani tym bardziej jego zawartość (cokolwiek nią było) nie nadaje się do użytku. - Ciotka wyjechała na dwa dni, a ty chcesz puścić chałupę z dymem?!
- Zostawiła w lodówce trochę sosu i chciałem sobie go podgrzać. - tłumaczył.
- Bezpieczniej byłoby to zrobić w mikrofali, wiesz? Przynajmniej nic by się nie spaliło, wujku. - pokręciłam głową, ujmując w rękę spaloną do połowy ścierkę. - Albo chociaż mnie zawołać..
- Ty i tak ostatnio psujesz wszystko czego się dotkniesz.
- Widać, że to ty mnie spłodziłeś, bo fajtłapstwo odziedziczyłam po tobie. - powiedziałam śmiertelnie poważnie, patrząc na niego. Minęła chwila, gdy obydwoje wybuchnęliśmy śmiechem i zostałam zagarnięta w mocny uścisk wujka.
- Grabisz sobie moja droga. - pogroził.
- Skoro już poruszyłeś ten temat to czy ciotka przypadkiem nie kazała ci przeplewić całego ogródka, a potem go zagrabić? - popatrzyłam na niego pytająco.
- Masz ochotę na pizzę? - bezczelnie zmienił temat, ale chcąc nie chcąc - przystałam ochoczo na jego pytanie.
Mieszkanie na obrzeżach Zakopanego | godzina 11.40
- Możesz ze mnie zejść? Pierwszy zauważyłem te żelki! - jęczał Krzysiek Miętus spod siedzącego na nim jego brata, Grześka.
- Ale to mnie pierwszego zawołały. - wytknął mu język, pakując jednego różowego misia do ust.
- Ty jesteś po prostu głupi!
- Możesz się w końcu uspokoić? Próbuję rozkoszować się Mańkiem! - strzelił go w głowę.
- Jaki debil nazywa żelka Maniek?!
- Jaki debil w wieku ponad dwudziestu lat śpi z pluszowym bananem? - wytknął. Miałem wrażenie, że za chwilę do mojego domu wleci cała zgraja ekipy szpitala psychiatrycznego i zabiorą ich w białych kaftanach, bo ich dziwnie dwuznaczne krzyki słyszał chyba cały blok. Kobiety pewnie zatykały uszy swoim dzieciom ostatnimi kawałkami sera żółtego ze śniadania, a stare babcie odmawiały już z piętnasty raz tę samą litanię. - Jesteś pieprzonym gejem, że jara cię spanie z bananem? Lubisz jak cię mizia w to i owo?! - wrzeszczał Grzesiek. Nie byłem na siłach do wsłuchiwania się w ich wymianę zdań i patrzenia na ten cały cyrk dlatego niepostrzeżenie opuściłem salon i udałem się do kuchni po coś do picia. Pierwsze co zrobiłem to wyjąłem szklankę, potem przeszedłem kilka kroków w stronę lodówki, ale w międzyczasie dostrzegłem migającą diodę w moim telefonie. Odblokowałem go z myślą, że napisała.. Że napisał do mnie Olek Zniszczoł, bo po przedwczorajszej imprezie zgubiłem w jego aucie pięćdziesiąt złotych, jednakże było to jedynie powiadomie o zeżartej ilości pieniędzy z konta, bo dzwoniłem po pizzę nim przyszli do mnie Miętusy.
- A może zrobimy ognisko? - usłyszałem zbliżających się chłopaków i nawet ucieszyłem się, że skończyli się wydzierać na cały budynek. - Takie przedsezonowe party z litrami bezalkoholowego piwa i gotowanym, dietetycznym mięskiem! - ekscytował się Grzegorz.
- Wpadliśmy na pomysł zrobienia ogniska. - powiedział Krzysiek, siadając na stołku. - Melka wróciła to możemy zrobić taką imprezę powitalną.
Człowiek staje na głowie, by zapomnieć o drugiej osobie, ale wtedy znajduje się taki Miętus Krzysztof i cały plan lega w gruzach. Szczerze powiedziawszy przez ostatnie dni wcale o niej nie myślałem, bo starałem się zajmować jakimiś arcyważnymi zajęciami lub chodziłem z kolegami na "posiedzenie w sprawie życia." Oczywiście - tęskniłem za nią, ale to ona podjęła decyzję o skończeniu tego, co tak naprawdę się dopiero zaczęło i mogło potrwać sporo czasu. Widocznie nie czuła do mnie tego samego co ja do niej i chciała się mną tylko pobawić przez jakiś czas, a teraz gdy ma wolną rękę pewnie spędza czas z jakimś innym naiwnym facetem.
- Kłusek żyj! - ryknął Grześ.
- Żyję. - mruknąłem.
- Piszesz się na imprezę? - zapytał Krzysiek. - Bo trzeba zadzwonić po resztę i zrobić jakieś małe zakupy.
- Działkę też trzeba trochę ogarnąć.
- To akurat najmniejszy problem, to się zrobi na końcu.
- A co z Kotem? - Grzesiek popatrzył to na mnie, to na swojego brata.
- Jak zaprosimy Maćka to wtedy ty nie przyjdziesz, prawda? - po chwili namysłu skinąłem głową. - Wolę mieć na imprezie najlepszego kumpla niż Kota, który może się na mnie rzucić w każdej chwili. - powiedział Krzysiek, posyłając mi znaczący uśmiech.
- To idziemy na zakupy?
- Idziemy. - przytaknąłem na pytanie Grześka. Pomimo tego, że chcieli zaprosić Melkę, ja nie miałem zamiaru rozgrzebywać "starych" ran i chciałem się dobrze bawić. Nie ważne czy kosztem jej humoru czy chwilowego zaspokojenia swojego sumienia - byłem wolny, więc mogłem robić co żywnie mi się podobało.
Pizzeria | godzina 12.10
- ... i w końcu teraz sama nie wiem czego chcę, ale wiem na pewno, że u Bartka jestem już na straconej pozycji. - dokończyłam opowieść, bawiąc się w przesuwanie okruszka po talerzu. Wujek w tym czasie analizował każde moje słowo, zajadając się hawajską pizzą, a ja czułam się jak małe dziecko, które spowiada się po raz pierwszy przed własną komunią.
- Próbowałaś się do niego odezwać? - zaprzeczyłam. - No to skąd możesz wiedzieć, że już cię nie chce znać?
- Bo gdyby było inaczej to sam by się odezwał.
- A pomyślałaś dlaczego się nie odzywał? - ponownie zaprzeczyłam. - Dlaczego pierwszy miał wyciągać do ciebie rękę jeśli to ty, nazwijmy rzeczy po imieniu, dałaś ciała i spieprzyłaś sprawę? - o tym nie pomyślałam, ale dobrze, że żył sobie taki wujek Krzyś, który pamiętał o każdym najdrobniejszym szczególe. - Nie oczekuj, że przyleci do ciebie z bukietem róż i padnie na kolana. Jesteś dorosła i chyba nie muszę ci mówić, że kto zawinił ten przeprasza.
- To co według ciebie mam zrobić?
- Kieruj się własnym rozumem. - zaśmiał się, upijając łyk piwa.
- Już raz się pokierowałam i widzisz co się stało. - mruknęłam, piorunując go wzrokiem.
- Ja na twoim miejscu bym po prostu z nim porozmawiał, wyjaśnił mu dlaczego się tak zachowałem, a potem przeprosił. Melka, to nie jest trudne.
- Wcale... - wzruszyłam beznamiętnie ramionami.
- Nie poznaję cię dziewczyno. - westchnął, patrząc na mnie. - Ty, której boi się połowa męskiej płci i każda możliwa istota, mówi mi, że trudne jest dla niej porozmawianie z chłopakiem? Nie rozbawiaj mnie. - zaśmiał się.
- Dzięki. Takiego wsparcia było mi potrzeba. - powiedziałam ironicznie. W tym samym momencie usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości. Wymieniłam znaczące spojrzenia z wujkiem, który uśmiechnął się jakby miał nadzieję, że to Kłusek (i ja w sumie też miałam taką nadzieję), ale była to jedynie informacja, a raczej "zaproszenie" na małą imprezę organizowaną przez braci Miętus. - Kolega napisał, czy mam ochotę na ognisko. - powiedziałam, wiedząc, że wujek aby czeka na jakąkolwiek informację. - Ale będzie tam Bartek, więc raczej sobie odpuszczę. - dodałam, chowając telefon do spodenek.
- To będzie dobra okazja do rozmowy.
- Naprawdę? Popijawa na działce przy kiełbasie z ogniska to dla ciebie idealne miejsce do takich rozmów? - kolejny raz dzisiejszego południa przewróciłam oczami.
- Rób co uważasz, ja na twoim miejscu bym poszedł. - powiedział dobitnie.
- Tak sądzisz? - zapytałam z niepewnością w głosie, a ten skinął głową gryząc kawałek pizzy. - No dobra.. - wyciągnęłam ponownie telefon i wystukałam szybką odpowiedź do Krzyśka, w której zapytałam o której mam się pojawić i czy coś kupić. Nie minęła minuta jak dostałam wiadomość, że impreza zaczyna się około dziewiętnastej, ale mogę przyjść wcześniej żeby pomóc im ogarnąć trochę domek i jego okolice oraz mogę zaopatrzyć się w kilka piw. Nie odpisałam już na tego sms'a, schowałam ponownie telefon i oddałam się w już nieco przyjemniejszą rozmowę z wujkiem.
Działka Miętusów | godzina 17.30
Ubrana w czarne rurki, biały podkoszulek, żółtą bluzę i obowiązkowe buty nike, przekroczyłam rdzewiejącą bramkę i odmachałam starszemu z braci Miętus, który siłował się z taczką, na której ulokowane były kawałki drewna na ognisko. Chwila jego nieuwagi wystarczyła, by taczka się przewróciła i cała jej zawartość się wysypała. Niezadowolony z przebiegu sytuacji kopnął taczkę i zaczął wydzierać się na nią jakby to była jej wina.
- Okres robi z człowiekiem dziwne rzeczy. - z tyłu usłyszałam głos Krzyśka Bieguna, więc odwróciłam się w jego stronę i przytuliłam na powitanie. Stęskniłam się za nim i jego uśmiechem przez te kilkanaście dni.
- Nie śmiej się z niego, szkoda mi go. - oboje spojrzeliśmy na biednego Krzysztofa, który wyklinał na cały głos swoją życiową tragedię sprzed trzech minut.
- Daj to. - powiedział, zabierając ode mnie torbę z napojami rozweselającymi jakim były trzy butelki bimbru z piwniczki wujka Krzyśka. Powiedział, że nikt nie oprze się jego wyrobom, bo są dopracowane do perfekcji i jeszcze żadna osoba się na nie nie skarżyła, ciekawe... - Skąd to masz? - zapytał, szczerząc się znad siatki.
- Napój Bogów ma tajne źródło pochodzenia, więc wybacz, ale nie mogę ci zdradzić tejże strzeżonej tajemnicy. - odpowiedziałam.
- Że niby co?
- Piwnica wujka Krzyśka. - machnęłam ręką, śmiejąc się. - Podobno każdy uwielbia i chwali, i nikogo jeszcze nie sponiewierało. - Krzysiek uniósł brwi w geście zdziwienia, po czym wybuchnął śmiechem. W dobrych humorach ruszyliśmy na pomoc w sprzątaniu i przygotowywaniu miejsc siedzących. Na miejscu, prócz mnie, Bieguna i niezastąpionych braci Miętus, był jeszcze Dawid Kubacki ze swoją dziewczyną, Kuba Wolny i Krzysiek Leja. Zdecydowanie trzech Krzysztofów to za dużo jak na tak małe miejsce, bo wzywając jednego odzywali się wszyscy i robiło się jeszcze większe zamieszanie. Jednakże było wesoło, a przecież podstawą jest dobry humor na imprezie.
- Siema! - Krzysiek wychylił się i z kimś przywitał. Usłyszałam jak każdy po kolei wita się z daną osobą i już chyba wiedziałam kto to taki. Sekundę później wyszłam zza ściany domku i od razu natknęłam się na jego mierzące mnie spojrzenie. W ręce ściskał puszkę z jeszcze nie otwartym piwem i uśmiech zszedł mu z twarzy. Niewiele myśląc schowałam się pod rozpuszczonymi włosami i ruszyłam w stronę dziewczyny Dawida, który nawoływała mnie gestem ręki. Miałam dziwne przeczucia, że ten wieczór wcale nie będzie taki miły..
***** | godzina 22.45
Wielkim zaskoczeniem dla każdego było to, że w połowie imprezy odmówiłam picia wujkowych specjałów i zostałam przy jednym piwie, które już wieku temu się wygazowało i jego smak był okropny. Siedziałam skulona między wesołą panną Kubacką, a konającym Kubą i przypatrywałam się wszystkim "tańczącym" nieopodal, a szczególnie jednej osobie. Tańczył w towarzystwie jakiejś dziewczyny - przedstawiła się jako znajoma Miętusów, ale mi bardziej wyglądała na pannę do towarzystwa, chociaż kto ich tam wie z kim się zadają.
- Melka, chodź. - nagle z tyłu pojawił się Biegun i położył mi dłonie na ramionach.
- Nie chce mi się tańczyć. - jęknęłam, biorąc łyk piwa. Krzysztof patrzył na mnie uważnie. - No co?
- Co jest grane? - zapytał. - Już trochę czasu cię znam i wiem, że na imprezie nie odmawiasz ani alkoholu, ani tańca, więc coś musi być na rzeczy.
- Po prostu mam kiepski dzień.
- To może się przejdziemy? - zaproponował. Odstawiłam piwo na bok, po czym z jego pomocą wstałam, narzuciłam na ramiona bluzę i w ciszy oddaliliśmy się z miejsca zbiorowej popijawy. Przez dobre pięć minut spacerowaliśmy w ciszy. Ja nie wiedziałam co mam mówić, a Krzysiek coś zawzięcie analizował, bo widziałam to po jego minie.
- Kiepski dzień nazywa się Bartek? - wystrzelił pytaniem jak z armaty, a mnie kompletnie zatkało. Skąd mógł wiedzieć, że ja i Bartek... Przecież umawialiśmy się, że nikomu o tym nie powiemy, przynajmniej jak na razie.
- Skąd ten pomysł? - głos mi zadrżał.
- Słyszałem przez przypadek waszą rozmowę wtedy pod skocznią. - wyjaśnił. W jego głosie czułam nutkę żalu i złości, ale dlaczego i skąd to miałoby się u niego przejawiać?
- Podsłuchiwałeś?
- Nie! - zaprzeczył. - Melka... - westchnął. - Wiesz, że cię bardzo lubię?
- Wiem. Ja ciebie też, choć czasem jesteś denerwujący. - uśmiechnęłam się lekko.
- I skoro cię bardzo lubię to chyba powinnaś wiedzieć, że nie jesteś mi obojętna i martwię się o ciebie, twoje dobro..
- Do czego zmierzasz? - zapytałam.
- Bartek to nie jest facet dla takiej dziewczyny jak ty. Ty jesteś inna, taka delikatna, a zarazem twarda, zadziorna, pyskata, ale masz dobre serce i masz taki niesamowity uśmiech.. - zaczął wymieniać. - Dlaczego upatrzyłaś sobie akurat jego? - zapytał, patrząc mi w oczy i ujął moją dłoń w swoją. Natychmiastowo ją wyrwałam i odsunęłam się od niego o kilka centymetrów, gdyż byliśmy zdecydowanie za blisko.
- Zaczynam się ciebie bać, Krzysiu. - zaśmiałam się, ale widząc jego poważną, zamyśloną minę szybko minął mi dobry nastrój.
- Podobasz mi się... Strasznie mi się podobasz i.. nie potrafię już tego ukrywać.. - wyznał. - Melka, może spróbujemy..
- Przestań! - warknęłam. - Alkohol uderzył ci do głowy i bredzisz głupoty, których jutro nie będziesz nawet pamiętał.
- Przecież słowa pijanych to myśli trzeźwych. Sama kiedyś tak mówiłaś. - burknął. - Kocham cię, Melka..
Przez moment jeszcze patrzyłam na jego zbolały wyraz twarzy, lecz potem odwróciłam się na pięcie i zaczęłam biec w stronę działki Miętusów. Miałam dość tej całej imprezy, która wcale nie poprawiła mi humoru, a jedynie zepsuła go do reszty. Chłód i obojętność Bartka, wyznania Krzyśka.. to stanowczo za dużo jak na jeden wieczór. Przechodząc obok rządku ustawionych samochodów należących do zebranych ludzi, zauważyłam, że w jednym świeci się światełko. Mimowolnie przesunęłam wzrok na tylne siedzenia i... zobaczyłam tam Bartka całującego się z koleżanką Miętusów, z którą jeszcze kwadrans temu tańczył. Oczy zaszły łzami, dłonie niemiłosiernie się trzęsły i nie miałam siły na jakikolwiek ruch. Dopiero gdy zorientowałam się, że Bartek patrzy na mnie przez szybę, a roześmiana blondynka całuje go w szyję, zebrałam w sobie trochę sił i z płynącymi po twarzy łzami udałam się przed siebie..
Samochód Bartka | godzina 23.15
- Strasznie wygodne masz tutaj te siedzenia.. - mruknęła blondynka, nadal całując mnie po szyi. Jeszcze chwilę temu byłem gotów do zrobienia tego z nią właśnie tutaj, ale potem zobaczyłem zapłakaną twarz Melki.. Nie mogłem tego zrobić. Nie chciałem tego zrobić. Nie z tą dziewczyną, nie tutaj, nie teraz..
- Przestań. - odepchnąłem ją lekko od siebie. - I zapnij tę koszulę, bo wyglądasz jak lafirynda. - dodałem, obrzucając ją karcącym spojrzeniem. Otworzyła usta ze zdziwienia i chciałam coś powiedzieć, ale nakazałem jej wysiadać i się ode mnie odwalić. - No głucha jesteś? Wypad! - wrzasnąłem.
- Palant! - jej dłoń momentalnie wylądowała na moim policzku i zostawiła lekko czerwony ślad, ale przynajmniej wysiadła i wróciła do reszty. Uczyniłem to samo uprzednio zamykając samochód, a potem.. potem postanowiłem pójść za Melką..
Minęło dziesięć minut, a ja wciąż szedłem i nigdzie jej nie widziałem. Przecież to niemożliwe żeby w tak krótkim odstępie czasu przeszła szmat drogi!
- Melka! - krzyknąłem, lecz echo rozniosło się po rosnącym przydrożnym lesie. - Melka! - nie ustępowałem. Po sekundzie wyciągnąłem telefon z zamiarem skontaktowania się z nią, bo naprawdę zaczynałem się martwić. A co jeśli zgubiła się w lesie? Jest ciemno, zimno, a w dodatku zbierają się chmury.. Jeden sygnał, drugi, trzeci.. w oddali słyszałem stłumiony dźwięk jej dzwonka. Szedłem w tym kierunku jakieś pięć metrów, po czym zobaczyłem dzwoniące urządzenie leżące na poboczu.. - Melka, jesteś tu?! Melka!
W głowie miałem same czarne scenariusze, które starałem się jakoś załagodzić sensownymi opcjami. Jednak z tyłu głowy miałem wrażenie, że w jej zniknięcie zamieszana jest osoba trzecia.. Piotrek.
Od autorki:
O mamusiu.. jak dobrze jest wrócić do pisania. Internet sprawia trochę psikusów, ale w tym tygodniu postaram się uzupełnić braki na pozostałych blogach ;v
O rajciu.. już w przyszły weekend zaczyna się LGP.. jak szybko to zleciało ^^ Kto z was się wybiera? ;)
UWAGA UWAGA; czy posiada ktoś z was adres Johanna Forfanga i się nim podzieli? ;)
Buźka! ;))