sobota, 17 października 2015

Ogłoszenia parafialne.

Z wielką przyjemnością zapraszam na opowiadanie z panem Schlierenzauerem [KLIK
oraz opowiadanie z panem Kotem [KLIK]
Miłego wieczoru! ;))

poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Epilog

Miłość jest tym, czego nie można zgubić.
Miłość jest tym, co zmienia przeszłość.
Miłość jest tym, co czyni jedno z dwojga.
Miłość jest tym, co niszczy lęk. 
Miłość jest tym, co zalepia dziury. 
Miłość jest tym, mówi w ciszy.
Miłość jest tym, co pozwala cię zobaczyć.
_____________________

- Możesz się nie zgrywać i powiedzieć gdzie ona jest?! - wrzasnąłem na zdezorientowanego Maćka i uderzyłem pięścią w stół. Na jego twarzy malowało się przerażenie i strach. Czyżby z wiecznego chojraka nie pozostało ani śladu? - Przecież wiem, że maczałeś w tym swoje paluchy. Jako jedyny miałeś ochotę przelecieć ją w pierwszym lepszym miejscu, więc to na pewno twoja sprawka!
- Nie mam zielonego pojęcia gdzie ona jest. No ile razy mam ci to kurwa tłumaczyć?! 
- Gdybym cię nie znał to jeszcze byłbym skłonny uwierzyć na słowo. - warknąłem. 
Byłem tak zdenerwowany, że zaczynałem bać się sam siebie, ale miałem powód. Przez moje głupie zachowanie Melce mogło się coś stać. Nie darowałbym sobie, gdyby coś jej się stało, gdyby w telewizji powiedzieli o śmierci dziewczyny i byłaby to akurat ona. Wtedy byłbym skłonny zrobić sobie krzywdę i nie byłoby nikogo kto mógłby mnie powstrzymać.
- Szukaliście jej wszędzie? - zapytał Maciek.
- Pokręciliśmy się w okolicy działki, no ale nic istotnego nie znaleźliśmy. - odpowiedział Grzesiek.
- Jedynie Bartek znalazł wczoraj jej telefon i Grzesiu odkrył ślady na jezdni, ale to raczej żadna poszlaka. - dodała Agnieszka.
- Chodziliście po lesie?
- Nie zdążyłaby w tak krótkim czasie wbiec głęboko w las. Poza tym ją wołałem.
- Może się zgubiła, co? Ciemno było, biegła, wypadł jej telefon... potem się zorientowała, że ją wołasz, chciała iść do ciebie i zgubiła drogę. - Maciek filozofował na każdy możliwy sposób. Niby mogło być w tym trochę prawdy. Tylko że nie chciało mi się w to wierzyć.. - Tam jest rozgałęzienie dróg, no nie? Jedna prowadzi od waszej strony na działkę, a drugą można dojechać z mojej strony. Może trzeba pojechać  tą drugą drogą i sprawdzić czy jej tam gdzieś nie ma?
- Ty naprawdę jesteś taki głupi? - syknąłem.
- Nie widzisz, że stara się nam pomóc? - powiedział Miętus.
- Od kiedy go tak bronisz? - z nerwów wstałem z krzesła i byłem na równi z Krzyśkiem.
- Od wtedy, gdy ty zachowujesz się jak głupi psychopata i chcesz każdego okładać po ryju zamiast logicznie pomyśleć!
Usiadłem ponownie na krześle i wsłuchiwałem się w rozmowę Maćka z resztą. Tak nagle wszyscy stanęli po jego stronie jakby naprawdę był niewinny! A przecież wszystko było jego winą, na pewno maczał w tym swoje palce, a teraz zgrywał niewiniątko.
- Jedziemy. - zakomunikował Krzysiek.

****

- Uważajcie, bo tu będzie. - mruknąłem pod nosem, idąc za resztą. Od dobrych dwóch godzin kręciliśmy się po lesie i jakoś prócz kilku wron nie było tu żadnego żywego stworzenia. 
- On się może w końcu zamknąć? Mam go dość. - Biegun wymienił znaczące spojrzenie z Agnieszką. 
- Nadal tu jesteś? - zapytałem ironicznie. - Psujesz mi powietrze. 
- Oh zamknijcie się w końcu, bo przez wasze durne docinki nie można niczego usłyszeć! - ryknął Kot. 
I tak oto nastała głucha ciszą, którą od czasu do czasu przerywały rozmowy Maćka z Krzyśkiem. Dwaj pieprzeni detektywi. Malanowski i partnerzy na żywo! 
- Słyszeliście? - Kot obrócił się w naszą stronę i nastawił ucho. - Słyszycie to? - zapytał. Pomimo nasłuchiwania nie udało nam się niczego usłyszeć. Ruszyliśmy za Maćkiem, który powoli zaczął iść drugą stronę niż mieliśmy zamiar. 
- Gdzie ty leziesz? - zapytałem. 
- Wiem co to za okolica. - odparł, przystając na moment. - Jeśli pójdziemy w tę stronę to wyjdziemy przy starej leśniczówce. Nie słyszeliście jak trzaskały gałęzie? 
- Nie. - burknąłem. 
- Chodźcie...

****

- Przecież tutaj jest kompletny syf. Żadna normalna osoba nie skryłaby się w takiej norze. - powiedziała Agnieszka. 
- Jesteś idiotą. - rzucił Grzesiek w stronę Maćka, a ja uśmiechnąłem się pod nosem.
Obeszliśmy leśniczówkę dookoła. Zaglądaliśmy przez okna, lecz były one zasłonięte starymi gazetami. Chwilę później Grzesiek rzucił się w stronę wejścia, choć wszyscy spodziewaliśmy się, że drzwi są zamknięte. Jednakże bez problemu uchylił stare, drewniane drzwi i włączył latarkę w telefonie.
- Tam są same szczury. - bąknęła Agnieszka.
- Trudno. Właź. - rozkazał Maciek i powoli weszli do środka. Popatrzyłem na Bieguna, który wciąż denerwował mnie swoją obecnością, a potem na Grześka, który skinął głową i poszliśmy w ślad za chłopakami. - Boże Święty.. - usłyszałem głos Maćka.
Wbiegłem tam jak poparzony i pierwsze na co zwróciłem uwagę to związana Melka, która patrzyła na nas z widocznym szczęściem w oczach, ale nie mogła nic powiedzieć przez zaklejone usta. Kot oderwał taśmę z jej ust i rozwiązał liny.
- Myślałam, że tutaj umrę. - westchnęła, opierając głowę o drewnianą ścianę. Dopiero teraz rozejrzałem się po pomieszczeniu i zobaczyłem, że wcale na takie opuszczone miejsce to to nie wyglądało. Zdecydowanie ktoś dbał o to miejsce.. - Dziękuję.. - szepnęła.
- Jak się tu znalazłaś? - zapytał Krzysiek. - Wariowaliśmy ze strachu, dziewczyno!
- Ja... pamiętam, że biegłam.. a potem przystanęłam pod drzewem i nagle dostałam czymś w głowę, ale na tyle słabo, że pamiętałam jak zaczął wciągać mnie do swojego samochodu i potem odjechaliśmy właśnie tu..
- Zrobił ci coś? - tym razem to ja zebrałem w sobie odwagę na odezwanie się. Spojrzała na mnie i... miała takie zawiedzione, smutne spojrzenie, że miałem ochotę strzelić sobie w łeb. Przecież to ja byłem wszystkiemu winien..
- Wrzucił mnie tutaj i związał, a potem powiedział, że wróci rano... i rzeczywiście tak zrobił. Powiedział, że nie lubi jak ktoś się kręci po jego terytorium, a potem...włożył mi ręce pod bluzkę i zaczął mnie obmacywać, ale obiecał, że wróci wieczorem i dokończy to co zaczął... - po jej twarzy poleciało kilka łez. - Zabierzcie mnie stąd, błagam. - popatrzyła na nas. Niewiele myśląc wziąłem ją na ręce i poprosiłem chłopaków o przejście. Teraz liczyło się dla mnie tylko jej bezpieczeństwo...

****

- Na pewno nie chcesz jechać na pogotowie? - zapytał Krzysiek, gdy staliśmy już przy samochodach. Chwała, że teraz połowa mogła jechać z Maćkiem. Przynajmniej moje obite boki trochę odpoczną, bo wiem, że spuchły już ponad normę. Apropo Maćka.. 
- Dzięki. - powiedziałem po chwili patrzenia na niego. - I przepraszam. 
- Nie no.. przepraszać to mogę wyłącznie ja, a podziękowań nie trzeba. Kiedyś mi się jakoś odwdzięczysz, ale jak na razie - pilnuj jej, bo drugi raz już mogę nie mieć nosa w takiej sprawie. - zaśmiał się, podając mi dłoń.
- Poczekajcie to zrobię zdjęcie! - roześmiał się Grzesiek.
- Oj nie świruj. Już myślałem, że znormalniałeś, ale jednak nie. - Krzysiek przewrócił oczyma. - Ładuj się jak chcesz czymś wrócić do domu.  - rozkazał, wsiadając do swojej żółtej paczki zapałek i zapinając pas. Maciek wsiadł do swojego samochodu, wraz z nim Biegun i Agnieszka. Natomiast ja stałem jak debil oparty o bagażnik krzyśkowego wozu i patrzyłem na Melkę.
- Przepraszam. - odezwała się.
- Ty mnie?
- Nie przerywaj mi, proszę. - posłała mi znaczące spojrzenie. - Przepraszam za to, że.. że tak bardzo się w tobie zakochałam, ale przestraszyłam się tej całej bliskości, miłości.. Zachowałam się jak skończona kretynka zrywając z tobą, ale... dzięki temu zobaczyłam, że cholernie mi na tobie zależy i będę robić wszystko, żeby znowu z tobą być.. Chyba, że tego nie chcesz.. - niepewnie przygryzła wargę, patrząc w asfalt. Delikatnie ująłem jej podbródek i zmusiłem do spojrzenia na mnie, a potem namiętnie wpiłem się w jej usta. Tak bardzo brakowało mi pocałunków z nią, że byłem w stanie nie przerywać tejże chwili, lecz gwizdy chłopaków z samochodu zrobiły to za mnie.
- Kocham cię. - szepnąłem. - Nawet nie zdajesz sobie pojęcia jak wariowałem, gdy zniknęłaś.
- Ja też cię kocham. - uśmiechnęła się i ponownie złączyła nasze usta...


Od autorki:
Kurcze... to koniec, czujecie to?
Smutny koniec, bo uwielbiałam to opowiadanie.. i myślę, że wy również je w jakimś malutkim stopniu polubiliście ^^
1. Dziękuję za każdy komentarz z opinią. Dziewczyny, jestem ogromnie wdzięczna za komentowanie! Bez tego poddałabym się już dawno.
2. Dziękuję za tyle wejść. Jesteście niesamowici <3
3. Dziękuję Ann x za nominację tego bloga do Skocznego Opowiadania Wakacji. Kochana, nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, że to opowiadanie tak bardzo przypadło Ci do gustu!
4. Zapraszam na inne swoje blogi, do których linki znajdziecie poprzez wejście w mój profil bloggera. Mam nadzieję, że i tam będe mogła na was liczyć ;)
5. Melka i Bartek są razem - święto narodowe!
6. Każdą osobę która czytała to opowiadanie proszę o komentarz. Nawet jedno słowo będzie dobre. Chcę wiedzieć ile was było, kochane. ;)

Buziaki! ♥

piątek, 31 lipca 2015

Rozdział dwudziesty trzeci.

Mieszkanie na obrzeżach Zakopanego | godzina 10.00

- Może spróbuj jeszcze raz do niej zadzwonić. - trajkotał Grzesiek. Milion razy zastanawiało mnie czy on w ogóle słuchał co mówię. - Sorry... - jęknął przepraszającym tonem, gdy jego brat zmierzył go spojrzeniem. - W takim razie jedź na policję i zgłoś zaginięcie. 
- Pojadę i odeślą mnie z kwitkiem! - warknąłem. Od momentu zgubienia jej tropu w tym lesie chodziłem jak tykająca bomba. Wczoraj jeszcze z dobre pół godziny szukałem jej po okolicy, krzyczałem, przepraszałem, ale nie spotkałem się z jakimkolwiek odzewem. Coraz bardziej zaczynałem się martwić, bo Melka nie należała do osób, które od tak gubią swoje rzeczy po ulicy i znikają jak kamfora! 
- Bartek, spokojnie. - odezwała się Agnieszka. - Rozumiem twoje zdenerwowanie, ale nie możesz zgrywać niedostępnego gdy wszyscy próbujemy ci pomóc. 
- Jak ja mam być spokojny? Jak ty byś mogła być spokojna jakby tobie Klemens przepadł bez śladu!? 
- Opanuj się do cholery jasnej! - krzyknął zdenerwowany Krzysiek i pchnął mnie na sofę. Przy okazji uderzyłem głową o ścianę, ale ten ból niczym nie równał się z bólem serca i wyrzutami sumienia. 
- Opowiedz na spokojnie o wczorajszym wieczorze i najmniejszym wydarzeniu, okey? - dziewczyna Klemensa położyła dłoń na moim ramieniu i uśmiechnęła się. Chyba tylko ona w tym towarzystwie jeszcze potrafiła zachować zimną krew. Biegun mordował mnie wzrokiem, Miętus patrzył z pogardą, jego brat był obecny ciałem ale duchem już raczej błąkał się w myślach i brał pod uwagę najdziwniejsze opcje zniknięcia Amelii. 
- Tańczyłem z tą waszą koleżanką, z taką blondynką. - popatrzyłem na Krzyśka. - Nie miałem żadnych zamiarów wobec niej, chciałem się tylko pobawić, potańczyć, napić w dobrym towarzystwie, bo kilka dni temu... Melka ze mną zerwała. 
- To wy byliście razem? - Grzesiek natychmiastowo wrócił do żywych. - O przesłodki jeżu! 
- Zamknij się. - syknął jego brat. - Mów dalej. 
- Melka to widziała. Kilkakrotnie łapałem ją na tym jak na nas patrzyła i widziałem smutek w jej oczach, ale.. ale to dodawało mi jedynie motywacji do wzbudzania w niej zazdrości. Miałem nadzieję, że w pewnym momencie podejdzie do nas, odciągnie mnie i... ale po chwili podszedłeś do niej ty.. - syknąłem, mierząc spojrzeniem Bieguna. - Polecieli na spacer jak para zakochanych nastolatków! Pomyślałem sobie, że Melka poszła z nim bo już jej się znudziła samotność i będzie szukać pocieszenia w jego ramionach... dlatego...dlatego po chwili zacząłem całować tę blondynę i najpierw poszliśmy za róg domku, a potem do samochodu... Byłem w stanie zwyczajnie ją tam przelecieć, ale w pewnym momencie zobaczyłem jak Melka stoi za szybą i wszystko widzi, a potem uciekła z płaczem. Wywaliłem tę cizię z samochodu i za nią pobiegłem, ale to był odstęp jakichś pięciu minut, bo ta lafirynda nie chciała mnie zostawić!  Resztę już znacie.. 
- Zachowałeś się jak zwyczajny palant! - ryknął Krzysiek. Zdenerwowany Biegun to rzadki przypadek, więc jego furia wywołała u mnie ciarki na plecach. - Tylko idiota zachowa się tak jak ty! 
- Wiem, że to było głupie, ale...
- Ale co?! Ale nowa dupa się przyplątała to chciałeś sobie zamoczyć?! 
- Jak masz się na mnie wydzierać to stąd spieprzaj! 
- Współczuję jej, że to akurat w tobie się zakochała. - powiedział przez zaciśnięte zęby, patrząc mi w oczy. - A tobie współczuję, że zamiast myśleć głową to wybierasz myślenie tym co masz w spodniach! 
- A możecie się zamknąć obaj?! - do akcji wkroczył Miętus. Rzeczywiście atmosfera zrobiła się trochę za gęsta i głośna. Jeszcze chwila, a wszystkie szklane rzeczy popękają w drobny mak od hałasu. - Ty nie jesteś dobry, ale ty też lepszy nie jesteś! - wskazał równo na mnie i Bieguna. - Po jaką cholerę jej tą miłość wyznawałeś, co?! Gdybyś zamknął dziób to wróciłaby z tobą na spokojnie i teraz nie musielibyśmy jej szukać. 
- Ja się przesłyszałem? - wszyscy ucichli. Słychać było głęboki oddech Bieguna i co sekundowe pomrukiwania Krzyśka. - Wyznałeś miłość mojej dziewczynie?! - dorwałem się do niego i złapałem za skrawki koszulki. 
- Ty w tym czasie chciałeś pieprzyć jakąś cizię, więc wyluzuj może co?! - odepchnął mnie i ponownie poleciałem na kanapę. 
- Myślałem, że jesteśmy kumplami! - pokręciłem głową z niedowierzaniem. - A ty jedynie kombinowałeś jak się do niej dobrać! - znów dorwałem się do niego, ale tym razem nie dałem się odepchnąć. Kurczowo przywarłem go do ściany i byłem w stanie zrobić mu każdą najmożliwszą krzywdę!
- Chcesz go udusić idioto?! - mocne szarpnięcie Grześka pociągnęło mnie w tył, zaś Biegun nareszcie złapał dech i powoli czerwień znikała z jego twarzy. - Dziwisz się Maćkowi, że jest narwany jak byk na krowę, a sam lepszy nie jesteś. Prościej byłoby pojechać na działkę. W dzień będzie lepiej szukać jakiekolwiek śladu, ale jak wy się wolicie tłuc za nic to możemy siedzieć nadal na tyłku i nic nie robić! - wybuchnął. Na twarzy każdego z nas malowało się ogromne zdumienie, bo z łazjowatego i głupiutkiego Grześka w końcu wylazła jakaś rozsądna bestia. Zapanowała cisza. Znowu. Już zaczynała boleć mnie głowa, bo dotychczas w mieszkaniu nie było ani chwili bez krzyku. 
- Idę zapalić samochód w takim razie. - odezwał się Krzysiek i już go nie było. Trzy minut po nim wyszedł Biegun w towarzystwie Agnieszki, a ja i Grzesiek na samym końcu. Nie liczyło się nic więcej poza znalezieniem jej, ale było to jak szukanie igły w stogu siana..

Działka Miętusów | godzina 11.30

Żółte cinquecento Krzyśka gnało ponad sześćdziesiąt kilometrów na godzinę, co przy tej prędkości było bardziej niż pewne, że zostaniemy bez podwozia, ale na całe szczęście dojechaliśmy cali i zdrowi. Jedynie mnie, Agnieszkę i Grześka bolały ramiona i boki, bo siedzieliśmy ściśnięci na tylnych siedzeniach jak sardynki w puszce. Każdy milczał, ale radio w samochodzie ciągle dawało o sobie znać, bo słynna discopolowa składanka "DJ'a Krzycha co ledwie zdycha" leciała na okrągło. 
- Macie coś? - zapytałem. Spędziliśmy już tutaj pół godziny, a nikt nie znalazł niczego istotnego. 
- Nie. - odburknął Biegun. Jego obecność irytowała mnie tutaj najbardziej. Po jaką cholerę się tu z nami przyplątał? Przeszkadza jedynie w oddychaniu! 
- Tak. - powiedział Grzesiek, bacznie wpatrując się w coś na jezdni. Jak jeden mąż ruszyliśmy do bruneta, który oglądał ślad po zahamowaniu na szosie. 
- To jest twoja poszlaka? - Krzysiek wywrócił oczami. - Się kuźwa Scooby Doo znalazł. 
- A może jednak to jakiś ślad? Może ktoś zahamował, bo zobaczył błąkającą się dziewczynę, a potem wrzucił ją do samochodu i odjechał?
- Pij mniej tego actimela, bo zaczyna ci się pieprzyć.
- Staram się po prostu racjonalnie myśleć, bo ani ty, ani Bartek, ani Krzysiek nie potraficie się teraz skupić! - warknął.
- Zapomniałeś o mnie. - wtrąciła się narzeczona Klemensa.
- Nie chciałem cię mieszać w towarzystwo tych pajaców.
- Odezwała się Primadonna! - starszy Miętus kolejny raz uniósł głos.
- A nazywaj se mnie jak chcesz, ale najpierw popatrz na tych dwóch, co wyglądają jakby spadli z księżyca, a potem się drzyj na pół wsi! - wskazał na mnie i Bieguna, a potem odwrócił się na pięcie i zaczął iść w kierunku działki. Nie wiem dlaczego Krzysiek tak wsiadł na tego biednego Grześka, bo on chyba jako jedyny miał trzeźwą głowę do myślenia i potrafił coś skleić całość.
- Może jednak po niego pójdziesz? - zapytałem. Zimne spojrzenie Krzyśka wywołało na moim ciele dreszcze, więc postanowiłem się zamknąć. Usiadłem po turecku przy brzegu szosy, tym samym dając reszcie do zrozumienia, że opadam z sił i bezradności. Prościej byłoby gdyby chociaż miała ten telefon. Może wtedy odezwałaby się sama, może osoba która ją porwała dałaby jakiś znak.. Ale może ona wcale nie została porwana? Może ktoś po prostu jechał i podwiózł ją do miasta z dobrego serca, albo jechał tędy któryś z naszych znajomych...
- Znajdzie się. - powiedziała Agnieszka, siadając obok mnie na trawie. - Ja wiem, że takie pocieszne słowa teraz się na nic zdadzą, ale musisz wierzyć, że będzie dobrze. Myślenie o najgorszym tylko pogarsza sytuację i nie pomaga.
- Powiedziałaś Klimkowi?
- Nic mu nie mówiłam. - odparła. - Jutro konkurs, a on jedynie by się zdenerwował i nie daj Boże zrezygnował ze startu. Wierzę, że Melka znajdzie się do jego powrotu i wszyscy unikniemy kwasu.
- Wszyscy? Chyba tylko ja. - mruknąłem. - Jezu... po porostu nie wiem co już mam myśleć! Boję się, że coś jej się stało, ale mam nadzieje, że jednak nic jej nie jest,  że jest cała i zdrowa..
- Ona nie ma tutaj żadnych znajomych, u których mogłaby się zatrzymać? - zapytała.
Nasi znajomi...
Jakakolwiek znajoma nam osoba..
Osoba, którą znamy dobrze..
- Jedziemy. - momentalnie wstałem, otrzepałem spodnie i popatrzyłem na Agnieszkę, która nie wiedziałam o co mi chodzi, ale uczyniła to samo i poszliśmy do chłopaków. - Odpalaj auto. Jedziemy. - rzuciłem w stronę Miętusa i obszedłem cinquecento dookoła.
- Masz przebłyski weny jak Grzesiek? - Krzysiek przewrócił oczyma.
- Wiesz co Krzychu? Wpieniasz mnie dziś po całości. - syknąłem. - Ale chyba wiem kto może wiedzieć gdzie jest Melka, więc zanim ci przyłożę to mi się jeszcze przydasz.
- Dokąd? - popatrzył na moje odbicie w lusterku. W głowie miałem jedynie obraz twarzy Kota, więc Miętus nawet nie pytał dwa razy o kogo mi chodzi. Odruchowo zacisnąłem szczękę i dłonie w pięści, a ten ruszył...nawet z piskiem opon, co myślałem że jest niemożliwe w tym aucie!

Od autorki:
Krótki bo krótki, ale jest.
Czy to dobry moment na informację, że to przedostatni rozdział tejże historii? ;))
Buźka!

BRAWO CHŁOPAKI! ♥
 



niedziela, 26 lipca 2015

Rozdział dwudziesty drugi.

       Dom rodzinny Klemensa | godzina 11.20

Kilka dni temu byłam w stanie wykrzyczeć całemu światu, że w końcu w moim życiu zachodzą zmiany na lepsze, że chyba w końcu zaczynam być szczęśliwa, bo cienie przeszłości zostały zażegnane, a przy moim boku dumnie stał Bartek, który z coraz większym zaangażowaniem postrzegał nasz związek. Teraz jedyne na co było mnie stać to stanięcie na wysokiej skarpie nad urwiskiem, wykrzyczenie, że pozbyłam się przeszłości, ale przy okazji i Bartka, a potem bezinteresowne rzucenie się w ciemną przepaść. Od rozstania z Bartkiem nie mogłam zmrużyć oka, nie potrafiłam skupić się na jakiejkolwiek czynności, bo lawirował w moim umyśle na każdym kroku. Ileż to razy ciotka Janka wyganiał mnie z kuchni, bo zamiast pomóc jej w przygotowaniu posiłku czy zmyciu naczyń, wszystko wylatywało mi z rąk i tłukło się na drobny mak albo rozsypywało po całym pomieszczeniu. Wątpiłam w swoje uczucia co do niego, gdy był przy mnie i okazywał mi tyle ciepła, serca, miłości i zaufania, a teraz - gdy na własne życzenie z tego zrezygnowałam - zaczynałam za tym tęsknić. Zaczynałam tęsknić za całym nim. Za jego głosem, który czasem tak mnie irytował, że miałam ochotę zakneblować go taśmą albo rzucić telefonem o ścianę. Za uśmiechem, którym obdarzał mnie na każdym kroku. Za jego spojrzeniem, jego dotykiem.. 
- Widziałaś może moją niebieską, sponsorską koszulkę? - zagadnął wchodzący do salonu Klemens, który dziś pakował się już od samego rana, a nadal był w proszku. 
- Sprawdź pod łóżkiem w swoim pokoju. - odparłam beznamiętnie wpatrując się w ekran telewizora. 
- Przecież pamiętałbym, gdybym ją tam wrzucił. - wywrócił oczyma z poirytowaniem. 
- Ostatnio wróciliście z Agnieszką w takich dobrych humorach, że ja jednak poszukałbym jej pod łóżkiem. - zgasiłam telewizor widząc napisy końcowe jakiegoś dennego filmu obyczajowego i odłożyłam pilota na stolik, po czym zabrałam pustą szklankę po soku i udałam się do wyjścia. Klimek oczywiście pobiegł na górę szukać koszulki, którą tak naprawdę widziałam w suszarni na wieszaku, ale jak ktoś codziennie zapomina po co i od czego ma głowę to niech sobie szuka jak kura ziarenka. - Co robisz? - zagadnęłam stojącego przodem do kuchenki wujka. Odwrócił się z przestrachem w oczach, zupełnie jakbym złapała go na kradzieży w jubilerskim, a potem starannie chciał coś zakryć swoim ciałem. - Wujku, co tak śmierdzi? - popatrzyłam na niego podejrzliwie, czując swąd unoszący się zza jego pleców. 
- Cholera! - krzyknął, natychmiastowo wyciągając trzymaną w ręce szmatkę, która płonęła żywym ogniem. 
- Nie patrz na mnie, bo nie mam papierów strażaka! -zapiszczałam. - Pod zlew z tym! - dopadłam do kranu i odkręciłam zimną wodę, zaś wujek wrzucił płonącą ścierkę i cały dygotał ze strachu. Jeden lata po mieszkaniu w poszukiwaniu swojej garderoby, a drugi trzęsie się jak galareta, bo przecież jego życie zawisło na włosku. - Święty jeżu! - wrzasnęłam, spoglądając na czerwony garnek znad którego unosił się jeszcze większy dym, a czerwień zakrywała się porządną czernią z przypalenia. Zakręciłam gaz, po czym założyłam rękawice i zrzuciłam garnek z palnika, ale patrząc na niego z każdej strony, stwierdziłam, że tu już nie ma czego ratować - ani garnek, ani tym bardziej jego zawartość (cokolwiek nią było) nie nadaje się do użytku. - Ciotka wyjechała na dwa dni, a ty chcesz puścić chałupę z dymem?! 
- Zostawiła w lodówce trochę sosu i chciałem sobie go podgrzać. - tłumaczył.
- Bezpieczniej byłoby to zrobić w mikrofali, wiesz? Przynajmniej nic by się nie spaliło, wujku. - pokręciłam głową, ujmując w rękę spaloną do połowy ścierkę. - Albo chociaż mnie zawołać.. 
- Ty i tak ostatnio psujesz wszystko czego się dotkniesz. 
- Widać, że to ty mnie spłodziłeś, bo fajtłapstwo odziedziczyłam po tobie. - powiedziałam śmiertelnie poważnie, patrząc na niego. Minęła chwila, gdy obydwoje wybuchnęliśmy śmiechem i zostałam zagarnięta w mocny uścisk wujka. 
- Grabisz sobie moja droga. - pogroził. 
- Skoro już poruszyłeś ten temat to czy ciotka przypadkiem nie kazała ci przeplewić całego ogródka, a potem go zagrabić? - popatrzyłam na niego pytająco. 
- Masz ochotę na pizzę? - bezczelnie zmienił temat, ale chcąc nie chcąc - przystałam ochoczo na jego pytanie.   

                                        Mieszkanie na obrzeżach Zakopanego | godzina 11.40

- Możesz ze mnie zejść? Pierwszy zauważyłem te żelki! - jęczał Krzysiek Miętus spod siedzącego na nim jego brata, Grześka. 
- Ale to mnie pierwszego zawołały. - wytknął mu język, pakując jednego różowego misia do ust. 
- Ty jesteś po prostu głupi! 
- Możesz się w końcu uspokoić? Próbuję rozkoszować się Mańkiem! - strzelił go w głowę. 
- Jaki debil nazywa żelka Maniek?! 
- Jaki debil w wieku ponad dwudziestu lat śpi z pluszowym bananem? - wytknął. Miałem wrażenie, że za chwilę do mojego domu wleci cała zgraja ekipy szpitala psychiatrycznego i zabiorą ich w białych kaftanach, bo ich dziwnie dwuznaczne krzyki słyszał chyba cały blok. Kobiety pewnie zatykały uszy swoim dzieciom ostatnimi kawałkami sera żółtego ze śniadania, a stare babcie odmawiały już z piętnasty raz tę samą litanię. - Jesteś pieprzonym gejem, że jara cię spanie z bananem? Lubisz jak cię mizia w to i owo?! - wrzeszczał Grzesiek. Nie byłem na siłach do wsłuchiwania się w ich wymianę zdań i patrzenia na ten cały cyrk dlatego niepostrzeżenie opuściłem salon i udałem się do kuchni po coś do picia. Pierwsze co zrobiłem to wyjąłem szklankę, potem przeszedłem kilka kroków w stronę lodówki, ale w międzyczasie dostrzegłem migającą diodę w moim telefonie. Odblokowałem go z myślą, że napisała.. Że napisał do mnie Olek Zniszczoł, bo po przedwczorajszej imprezie zgubiłem w jego aucie pięćdziesiąt złotych, jednakże było to jedynie powiadomie o zeżartej ilości pieniędzy z konta, bo dzwoniłem po pizzę nim przyszli do mnie Miętusy. 
- A może zrobimy ognisko? - usłyszałem zbliżających się chłopaków i nawet ucieszyłem się, że skończyli się wydzierać na cały budynek. - Takie przedsezonowe party z litrami bezalkoholowego piwa i gotowanym, dietetycznym mięskiem! - ekscytował się Grzegorz. 
- Wpadliśmy na pomysł zrobienia ogniska. - powiedział Krzysiek, siadając na stołku. - Melka wróciła to możemy zrobić taką imprezę powitalną. 
Człowiek staje na głowie, by zapomnieć o drugiej osobie, ale wtedy znajduje się taki Miętus Krzysztof i cały plan lega w gruzach.  Szczerze powiedziawszy przez ostatnie dni wcale o niej nie myślałem, bo starałem się zajmować jakimiś arcyważnymi zajęciami lub chodziłem z kolegami na "posiedzenie w sprawie życia." Oczywiście - tęskniłem za nią, ale to ona podjęła decyzję o skończeniu tego, co tak naprawdę się dopiero zaczęło i mogło potrwać sporo czasu. Widocznie nie czuła do mnie tego samego co ja do niej i chciała się mną tylko pobawić przez jakiś czas, a teraz gdy ma wolną rękę pewnie spędza czas z jakimś innym naiwnym facetem. 
- Kłusek żyj! - ryknął Grześ. 
- Żyję. - mruknąłem. 
- Piszesz się na imprezę? - zapytał Krzysiek. - Bo trzeba zadzwonić po resztę i zrobić jakieś małe zakupy. 
- Działkę też trzeba trochę ogarnąć.
- To akurat najmniejszy problem, to się zrobi na końcu. 
- A co z Kotem? - Grzesiek popatrzył to na mnie, to na swojego brata. 
- Jak zaprosimy Maćka to wtedy ty nie przyjdziesz, prawda? - po chwili namysłu skinąłem głową. - Wolę mieć na imprezie najlepszego kumpla niż Kota, który może się na mnie rzucić w każdej chwili.  - powiedział Krzysiek, posyłając mi znaczący uśmiech. 
- To idziemy na zakupy? 
- Idziemy. - przytaknąłem na pytanie Grześka. Pomimo tego, że chcieli zaprosić Melkę, ja nie miałem zamiaru rozgrzebywać "starych" ran i chciałem się dobrze bawić. Nie ważne czy kosztem jej humoru czy chwilowego zaspokojenia swojego sumienia - byłem wolny, więc mogłem robić co żywnie mi się podobało.

                                                               Pizzeria | godzina 12.10

- ... i w końcu teraz sama nie wiem czego chcę, ale wiem na pewno, że u Bartka jestem już na straconej pozycji. - dokończyłam opowieść, bawiąc się w przesuwanie okruszka po talerzu. Wujek w tym czasie analizował każde moje słowo, zajadając się hawajską pizzą, a ja czułam się jak małe dziecko, które spowiada się po raz pierwszy przed własną komunią. 
- Próbowałaś się do niego odezwać? - zaprzeczyłam. - No to skąd możesz wiedzieć, że już cię nie chce znać? 
- Bo gdyby było inaczej to sam by się odezwał. 
- A pomyślałaś dlaczego się nie odzywał? - ponownie zaprzeczyłam. - Dlaczego pierwszy miał wyciągać do ciebie rękę jeśli to ty, nazwijmy rzeczy po imieniu, dałaś ciała i spieprzyłaś sprawę? - o tym nie pomyślałam, ale dobrze, że żył sobie taki wujek Krzyś, który pamiętał o każdym najdrobniejszym szczególe. - Nie oczekuj, że przyleci do ciebie z bukietem róż i padnie na kolana. Jesteś dorosła i chyba nie muszę ci mówić, że kto zawinił ten przeprasza. 
- To co według ciebie mam zrobić? 
- Kieruj się własnym rozumem. - zaśmiał się, upijając łyk piwa. 
- Już raz się pokierowałam i widzisz co się stało. - mruknęłam, piorunując go wzrokiem. 
- Ja na twoim miejscu bym po prostu z nim porozmawiał, wyjaśnił mu dlaczego się tak zachowałem, a potem przeprosił. Melka, to nie jest trudne. 
- Wcale... - wzruszyłam beznamiętnie ramionami. 
- Nie poznaję cię dziewczyno. - westchnął, patrząc na mnie. - Ty, której boi się połowa męskiej płci i każda możliwa istota, mówi mi, że trudne jest dla niej porozmawianie z chłopakiem? Nie rozbawiaj mnie. - zaśmiał się. 
- Dzięki. Takiego wsparcia było mi potrzeba. - powiedziałam ironicznie. W tym samym momencie usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości. Wymieniłam znaczące spojrzenia z wujkiem, który uśmiechnął się jakby miał nadzieję, że to Kłusek (i ja w sumie też miałam taką nadzieję), ale była to jedynie informacja, a raczej "zaproszenie" na małą imprezę organizowaną przez braci Miętus. - Kolega napisał, czy mam ochotę na ognisko. - powiedziałam, wiedząc, że wujek aby czeka na jakąkolwiek informację. - Ale będzie tam Bartek, więc raczej sobie odpuszczę. - dodałam, chowając telefon do spodenek. 
- To będzie dobra okazja do rozmowy. 
- Naprawdę? Popijawa na działce przy kiełbasie z ogniska to dla ciebie idealne miejsce do takich rozmów? - kolejny raz dzisiejszego południa przewróciłam oczami. 
- Rób co uważasz, ja na twoim miejscu bym poszedł. - powiedział dobitnie. 
- Tak sądzisz? - zapytałam z niepewnością w głosie, a ten skinął głową gryząc kawałek pizzy. - No dobra.. - wyciągnęłam ponownie telefon i wystukałam szybką odpowiedź do Krzyśka, w której zapytałam o której mam się pojawić i czy coś kupić. Nie minęła minuta jak dostałam wiadomość, że impreza zaczyna się około dziewiętnastej, ale mogę przyjść wcześniej żeby pomóc im ogarnąć trochę domek i jego okolice oraz mogę zaopatrzyć się w kilka piw. Nie odpisałam już na tego sms'a, schowałam ponownie telefon i oddałam się w już nieco przyjemniejszą rozmowę z wujkiem. 

                                                    Działka Miętusów | godzina 17.30

Ubrana w czarne rurki, biały podkoszulek, żółtą bluzę i obowiązkowe buty nike, przekroczyłam rdzewiejącą bramkę i odmachałam starszemu z braci Miętus, który siłował się z taczką, na której ulokowane były kawałki drewna na ognisko. Chwila jego nieuwagi wystarczyła, by taczka się przewróciła i cała jej zawartość się wysypała. Niezadowolony z przebiegu sytuacji kopnął taczkę i zaczął wydzierać się na nią jakby to była jej wina. 
- Okres robi z człowiekiem dziwne rzeczy. - z tyłu usłyszałam głos Krzyśka Bieguna, więc odwróciłam się w jego stronę i przytuliłam na powitanie. Stęskniłam się za nim i jego uśmiechem przez te kilkanaście dni. 
- Nie śmiej się z niego, szkoda mi go. - oboje spojrzeliśmy na biednego Krzysztofa, który wyklinał na cały głos swoją życiową tragedię sprzed trzech minut. 
- Daj to. - powiedział, zabierając ode mnie torbę z napojami rozweselającymi jakim były trzy butelki bimbru z piwniczki wujka Krzyśka. Powiedział, że nikt nie oprze się jego wyrobom, bo są dopracowane do perfekcji i jeszcze żadna osoba się na nie nie skarżyła, ciekawe... - Skąd to masz? - zapytał, szczerząc się znad siatki. 
- Napój Bogów ma tajne źródło pochodzenia, więc wybacz, ale nie mogę ci zdradzić tejże strzeżonej tajemnicy. - odpowiedziałam. 
- Że niby co? 
- Piwnica wujka Krzyśka. - machnęłam ręką, śmiejąc się. - Podobno każdy uwielbia i chwali, i nikogo jeszcze nie sponiewierało. - Krzysiek uniósł brwi w geście zdziwienia, po czym wybuchnął śmiechem. W dobrych humorach ruszyliśmy na pomoc w sprzątaniu i przygotowywaniu miejsc siedzących. Na miejscu, prócz mnie, Bieguna i niezastąpionych braci Miętus, był jeszcze Dawid Kubacki ze swoją dziewczyną, Kuba Wolny i Krzysiek Leja. Zdecydowanie trzech Krzysztofów to za dużo jak na tak małe miejsce, bo wzywając jednego odzywali się wszyscy i robiło się jeszcze większe zamieszanie. Jednakże było wesoło, a przecież podstawą jest dobry humor na imprezie. 
- Siema! - Krzysiek wychylił się i z kimś przywitał. Usłyszałam jak każdy po kolei wita się z daną osobą i już chyba wiedziałam kto to taki. Sekundę później wyszłam zza ściany domku i od razu natknęłam się na jego mierzące mnie spojrzenie. W ręce ściskał puszkę z jeszcze nie otwartym piwem i uśmiech zszedł mu z twarzy. Niewiele myśląc schowałam się pod rozpuszczonymi włosami i ruszyłam w stronę dziewczyny Dawida, który nawoływała mnie gestem ręki. Miałam dziwne przeczucia, że ten wieczór wcale nie będzie taki miły..
                                                      ***** |  godzina 22.45

Wielkim zaskoczeniem dla każdego było to, że w połowie imprezy odmówiłam picia wujkowych specjałów i zostałam przy jednym piwie, które już wieku temu się wygazowało i jego smak był okropny. Siedziałam skulona między wesołą panną Kubacką, a konającym Kubą i przypatrywałam się wszystkim "tańczącym" nieopodal, a szczególnie jednej osobie. Tańczył w towarzystwie jakiejś dziewczyny - przedstawiła się jako znajoma Miętusów, ale mi bardziej wyglądała na pannę do towarzystwa, chociaż kto ich tam wie z kim się zadają. 
- Melka, chodź. - nagle z tyłu pojawił się Biegun i położył mi dłonie na ramionach. 
- Nie chce mi się tańczyć. - jęknęłam, biorąc łyk piwa. Krzysztof patrzył na mnie uważnie. - No co?
- Co jest grane? - zapytał. - Już trochę czasu cię znam i wiem, że na imprezie nie odmawiasz ani alkoholu, ani tańca, więc coś musi być na rzeczy. 
- Po prostu mam kiepski dzień. 
- To może się przejdziemy? - zaproponował. Odstawiłam piwo na bok, po czym z jego pomocą wstałam, narzuciłam na ramiona bluzę i w ciszy oddaliliśmy się z miejsca zbiorowej popijawy. Przez dobre pięć minut spacerowaliśmy w ciszy. Ja nie wiedziałam co mam mówić, a Krzysiek coś zawzięcie analizował, bo widziałam to po jego minie. 
- Kiepski dzień nazywa się Bartek? - wystrzelił pytaniem jak z armaty, a mnie kompletnie zatkało. Skąd mógł wiedzieć, że ja i Bartek... Przecież umawialiśmy się, że nikomu o tym nie powiemy, przynajmniej jak na razie. 
- Skąd ten pomysł? - głos mi zadrżał. 
- Słyszałem przez przypadek waszą rozmowę wtedy pod skocznią. - wyjaśnił. W jego głosie czułam nutkę żalu i złości, ale dlaczego i skąd to miałoby się u niego przejawiać? 
- Podsłuchiwałeś?
- Nie! - zaprzeczył. - Melka... - westchnął. - Wiesz, że cię bardzo lubię? 
- Wiem. Ja ciebie też, choć czasem jesteś denerwujący. - uśmiechnęłam się lekko. 
- I skoro cię bardzo lubię to chyba powinnaś wiedzieć, że nie jesteś mi obojętna i martwię się o ciebie, twoje dobro..
- Do czego zmierzasz? - zapytałam. 
- Bartek to nie jest facet dla takiej dziewczyny jak ty. Ty jesteś inna, taka delikatna, a zarazem twarda, zadziorna, pyskata, ale masz dobre serce i masz taki niesamowity uśmiech.. - zaczął wymieniać. - Dlaczego upatrzyłaś sobie akurat jego? - zapytał, patrząc mi w oczy i ujął moją dłoń w swoją. Natychmiastowo ją wyrwałam i odsunęłam się od niego o kilka centymetrów, gdyż byliśmy zdecydowanie za blisko. 
- Zaczynam się ciebie bać, Krzysiu. - zaśmiałam się, ale widząc jego poważną, zamyśloną minę szybko minął mi dobry nastrój. 
- Podobasz mi się... Strasznie mi się podobasz i.. nie potrafię już tego ukrywać.. - wyznał. - Melka, może spróbujemy..
- Przestań! - warknęłam. - Alkohol uderzył ci do głowy i bredzisz głupoty, których jutro nie będziesz nawet pamiętał. 
- Przecież słowa pijanych to myśli trzeźwych. Sama kiedyś tak mówiłaś. - burknął. - Kocham cię, Melka..
Przez moment jeszcze patrzyłam na jego zbolały wyraz twarzy, lecz potem odwróciłam się na pięcie i zaczęłam biec w stronę działki Miętusów. Miałam dość tej całej imprezy, która wcale nie poprawiła mi humoru, a jedynie zepsuła go do reszty. Chłód i obojętność Bartka, wyznania Krzyśka.. to stanowczo za dużo jak na jeden wieczór. Przechodząc obok rządku ustawionych samochodów należących do zebranych ludzi, zauważyłam, że w jednym świeci się światełko. Mimowolnie przesunęłam wzrok na tylne siedzenia i... zobaczyłam tam Bartka całującego się z koleżanką Miętusów, z którą jeszcze kwadrans temu tańczył. Oczy zaszły łzami, dłonie niemiłosiernie się trzęsły i nie miałam siły na jakikolwiek ruch. Dopiero gdy zorientowałam się, że Bartek patrzy na mnie przez szybę, a roześmiana blondynka całuje go w szyję, zebrałam w sobie trochę sił i z płynącymi po twarzy łzami udałam się przed siebie..

 Samochód Bartka | godzina 23.15

- Strasznie wygodne masz tutaj te siedzenia.. - mruknęła blondynka, nadal całując mnie po szyi. Jeszcze chwilę temu byłem gotów do zrobienia tego z nią właśnie tutaj, ale potem zobaczyłem zapłakaną twarz Melki.. Nie mogłem tego zrobić. Nie chciałem tego zrobić. Nie z tą dziewczyną, nie tutaj, nie teraz..
- Przestań. - odepchnąłem ją lekko od siebie. - I zapnij tę koszulę, bo wyglądasz jak lafirynda. - dodałem, obrzucając ją karcącym spojrzeniem. Otworzyła usta ze zdziwienia i chciałam coś powiedzieć, ale nakazałem jej wysiadać i się ode mnie odwalić. - No głucha jesteś? Wypad! - wrzasnąłem. 
- Palant! - jej dłoń momentalnie wylądowała na moim policzku i zostawiła lekko czerwony ślad, ale przynajmniej wysiadła i wróciła do reszty. Uczyniłem to samo uprzednio zamykając samochód, a potem.. potem postanowiłem pójść za Melką.. 
Minęło dziesięć minut, a ja wciąż szedłem i nigdzie jej nie widziałem. Przecież to niemożliwe żeby w tak krótkim odstępie czasu przeszła szmat drogi! 
- Melka! - krzyknąłem, lecz echo rozniosło się po rosnącym przydrożnym lesie. - Melka! - nie ustępowałem. Po sekundzie wyciągnąłem telefon z zamiarem skontaktowania się z nią, bo naprawdę zaczynałem się martwić. A co jeśli zgubiła się w lesie? Jest ciemno, zimno, a w dodatku zbierają się chmury.. Jeden sygnał, drugi, trzeci.. w oddali słyszałem stłumiony dźwięk jej dzwonka. Szedłem w tym kierunku jakieś pięć metrów, po czym zobaczyłem dzwoniące urządzenie leżące na poboczu.. - Melka, jesteś tu?! Melka! 
W głowie miałem same czarne scenariusze, które starałem się jakoś załagodzić sensownymi opcjami. Jednak z tyłu głowy miałem wrażenie, że w jej zniknięcie zamieszana jest osoba trzecia.. Piotrek.

Od autorki:
O mamusiu..  jak dobrze jest wrócić do pisania. Internet sprawia trochę psikusów, ale w tym tygodniu postaram się uzupełnić braki na pozostałych blogach ;v

O rajciu.. już w przyszły weekend zaczyna się LGP.. jak szybko to zleciało ^^ Kto z was się wybiera? ;)

UWAGA UWAGA; czy posiada ktoś z was adres Johanna Forfanga i się nim podzieli? ;)

Buźka! ;))


wtorek, 7 lipca 2015

Rozdział dwudziesty pierwszy.

kilka dni później..

Wielka Krokiew | godzina 13.00
 - Takiego upału dawno nie przeżyłem w swoim Kubackim życiu. - jęknął blondyn, osuwając się po płotku na zacieniony obszar trawy. Każdy siedział czerwony jak burak i schładzał się czym popadnie, a sam trener Kruczek wylewał na siebie właśnie kolejną butelkę wody. Wyglądał prawie jak miss mokrego podkoszulka, tylko że nie wyglądało to zbyt atrakcyjnie i seksownie.
- Możemy iść do domu? Jaki jest sens parowania się na słońcu, gdy za kilka dni zawody? - odezwał się Piotrek Żyła. - Kuźwa mać, jakbym wiedział, że tak będzie to szkoliłbym się na biurokratę. Siedziałbym za biurkiem, stawiał pieczątki, podpisiki, a nie odparzał tyłek w kombinezonie!
- Nie mogę was puścić do domu. - powiedział Kruczek. - A gdyby wpadł tutaj nagle Apollo i zrobił kontrolę, a wy byście byli w drodze do domu, to co miałbym mu powiedzieć? Że odpuściłem wam trening na pięć dni przed zawodami, bo parzyło was w pośladki?
- Jak na moje oko to Prezes wyleguje się teraz przy basenie z tą swoją nową kobitką i popija zimnego browarka. - zarechotał Piotrek, a my zawtórowaliśmy. To było bardzo prawdopodobne, że Prezes umila sobie ten gorący okres słodkim leniuchowaniem, a my tyramy w pocie czoła, ale tak bywa w życiu, że ktoś musi się obijać, żeby pracować miał kto.
- Piotrek, Piotrek... - Kruczek pokręcił głową z politowaniem, patrząc na Żyłę, po czym sięgnął po teczkę w krowie łatki i przywołał do siebie Maciusiaka. Obaj wciągnęli się w nieznaną nikomu dyskusję, więc mieliśmy trochę wolnego czasu na odpoczynek przed kolejnym wejściem na górę skoczni i skakaniu choć nie widzieliśmy już takowej potrzeby. 
- Co tam Bartuś? - błogi spokój został zaburzony, gdy wolne miejsce obok zostało zajęte przez Maćka. - Jak tam kręgosłup? Dobrze wszystko, czy boli jeszcze? - na jego twarzy malował się ten cyniczny, denerwujący uśmieszek, ale postanowiłem, że nie dam się wyprowadzić z równowagi. Poza tym Melka urwałaby mi głowę przy samym tyłku, bo powiedziała mi, że mam nie rzucać się na każdego jak dzika pantera, gdy coś o niej mówi, bo jej to nie rusza. Za to na mnie działało to inaczej i nie chciałem pozwolić sobie, żeby ktoś obrażał... moją dziewczynę. A jeszcze dwa i pół tygodnia temu nie przeszłoby mi przez myśl, że kiedykolwiek będę mógł tak o niej powiedzieć.
- Nie boli, dzięki za troskę. - prychnąłem.
- To może rewanżyk? - zapytał. - Odgrażałeś się, że się zemścisz, więc nawet nie wiesz jak bardzo na to czekam.
- Szkoda mi czasu na obijanie twojej opalonej gęby. - odpowiedziałem spokojnie, po czym wstałem i oddaliłem się do Miętusa, Huli i Stocha, a Kot jedynie mierzył mnie wzrokiem. W życiu tak bywa, że człowiek ma problem z drugą osobą, ale najlepsze jest to, że tę drugą osobę cała ta sytuacja śmieszy.

- Chwalcie łąki umajone, góry, doliny zieloooone! Chwalcie niebieskie gaiki, źródła i kręte strumyki! - śpiewał Piotrek w duecie z Kamilem Stochem, który dzisiejszego dnia zadziwiał nas wszystkich. Zawsze uznawaliśmy go za oazę spokoju, a tu dziś wyszło szydło z worka i pazurki z łapek, albo po prostu upał szkodził mu na głowę. - Coście mi zrobili? Po pijaku ożenili! Heja hej chyba oszaleję, każdy się dziś ze mnie śmieje!
- Kamilek, ty to dobry zawodnik jesteś! - krzyknął Piotrek, skacząc na gumowej piłce.
- Co ja zrobiłem, że się ożeniłem.. - do duetu włączył się Jasiek i tak oto powstało nam trio skoczków, którzy śpiewali prosto z serca. Żony ich biły w domach, czy co? - Chyba odbiło mi!
Wszyscy ryczeliśmy ze śmiechu, kiedy Piotrek uderzył w tango z Jankiem, a Kamil stanął na ławce i śpiewał piosenkę do której tańczyli. Trenerzy kręcili głowami, Biegun zaś kręcił jedynie telefonem, bo stwierdził, że musi uwiecznić to wydarzenie, a żony Kamila i Jaśka stały w wejściu na halę i chyba nie dowierzały, że ich mężowie tak potrafią.
- Naprawdę po ślubie jest tak ciężko? - zapytał Klimek.
- Mnie nie pytaj, ja jestem wolnym strzelem. - zaśmiał się Miętus.
- Zależy jaką masz teściową. - mruknął Kot.
- Odezwał się ten co wie najwięcej. - Krzysiek wywrócił oczyma. - Znajdź sobie dziewczynę najpierw, a potem się wyrażaj na te tematy.
- Moje życie uczuciowe chyba nie jest twoim problemem. - zaśmiał się.  - Jak wróci Melka to raz dwa znajdę sobie dziewczynę. - powiedział. Wiedziałem na sto procent, że robił to specjalnie, żeby mnie rozjuszyć, ale widząc, że nawet chłopaków śmieszy jego postępowanie - odpuściłem.
Minęło dobre kilkanaście minut aż chłopaki skończyli swój występ. Stoch i Ziobro od razu podeszli do swoich żon i wymachiwali rękoma jak młode orangutany, a my patrzyliśmy na to wszystko z zaciekawieniem. Jednak lepsza niespodzianka nastąpiła, gdy drzwi od hali się otworzyły i weszła przez nie Amelia w towarzystwie Kacpra Skrobota. Kątem oka dostrzegłem zadowolenie Krzyśka Bieguna i szyderczy uśmieszek Kota. Czyli jest was dwóch..
- Siemanko! - pomachała nam energicznie. Miałem ochotę podejść do niej i ją przytulić, bo nie widziałem jej prawie dziesięć dni, ale narazie nikt o nas nie wiedział i raczej to nie był moment na powiedzenie im o naszym związku. - Cześć Krzysiu. - powiedziała do tulącego ją Miętusa. - Widzę, że w końcu ci fałdka zniknęła. - poklepała go po brzuchu i podeszła by przywitać się z resztą.
- Co tutaj robisz? - zapytał Klimek.
- Wróciłam, braciszku. - odparła, zamykając go w duszącym uścisku. Nie powiem, że nie byłem zazdrosny, bo też chciałem być tak przytulony, ale złość na Klimka nie równała się złości na Kota. Bezceremonialnie zagadał do niej słodkim tekstem, po czym wpił się w jej usta. Chciała go odepchnąć, ale nie miała szans na siłowanie się z nim. Bez żadnych skrupułów zrobiłem to za nią i popchnąłem go w tył, a ten upadł i przeklął pod nosem.
- Podobno chciałeś rewanżu. - syknąłem, podchodząc bliżej niego.
- Tak dobrze ci robi, że jesteś jej ochroniarzem? - zaśmiał się.
- Coś ty powiedział? - gotowałem się ze złości, a jego lekceważący uśmieszek dodatkowo mnie nakręcał.
- Pytałem czy aż tak ci dobrze obciąga. - echo jego głosu rozniosło się po hali. Nie myśląc za wiele - rzuciłem się na niego. Od trzech dni byłem już w pełni sprawny i nie miałem zamiaru wysłuchiwać jego głupich komentarzy. Dość mocno dostał w nos, potem zobaczyłem krew na pięści, ale to nie powstrzymało mnie od kolejnej masy ciosów. Gdybym mógł to po prostu bym go rozniósł na małe kawałeczki!
- Uspokój się! - krzyknął na mnie Klemens, kiedy udało mu się mnie oderwać od Maćka. Patrzyłem jak wyciera zakrwawioną twarz rękoma i zbierające się łzy w jego oczach. Zawsze był babą, ale nie sądziłem, że aż taką!
- Nie podaruje ci tego sukinsynu! - warknął, szturchając mnie mocno barkiem i zniknął za drzwiami toalety. Wszyscy patrzyli na mnie jak na ciekawy obiekt w zoo, milczeli, trenerzy już nawet się nie odzywali. Wzrokiem odszukałem Melkę, która stała zszokowana, a żona Kamila ją przytulała. Gdy zobaczyła, że patrzę, przeprosiła Ewę i wybiegła, a ja zrobiłem to zaraz za nią.

Gdzieś za halą sportową | godzina 19.00

- Melka, jesteś tu? - usłyszałam głos Bartka. Jedyne na co miałam teraz ochotę to święty spokój, a nie rozmawianie z nim o tym co stało się na hali. Było mi przykro, ale nie z powodu minionych wydarzeń w moim życiu, nie z powodu słów Maćka, ale dlatego, że gdzie się nie pojawiłam tam zjawiały się problemy. - Tutaj jesteś.. - westchnął, podchodząc do mnie, ale odsunęłam się. - Wiem, masz prawo być na mnie zła, bo obiecałem ci, że go nie tknę, ale...
Niepotrzebnie się na niego rzucałeś, ale mimo to jest mi miło, że pokazujesz jak ci na mnie zależy.. - powiedziałam, mijając się z jego spojrzeniem. 
- Więc dlaczego jesteś smutna? - delikatnie złapał mnie za nadgarstek. - Co się dzieje? Przecież wiesz, że możesz mi zaufać i powiedzieć o wszystkim. 
- Wiem. - odparłam, spoglądając mu w oczy. - Bartek.. jesteś taki opiekuńczy, czuły, słodki, kochany.. a ja nawet nie potrafię tego docenić.. - powiedziałam przez łzy. - Codziennie o tobie myślę i zastanawiam się dlaczego my zostaliśmy parą. Przecież jesteśmy różni i każde z nas inaczej postrzega świat..
- Do czego ty zmierzasz? - był nieco wystraszony moją wypowiedzią. Czułam to i widziałam w jego oczach taką nutkę strachu, niepewność. 
- Kocham cię, ale nie możemy ze sobą być. - z trudem wydusiłam z siebie te słowa. - Bardzo cię kocham.. - opuszkami palców przejechałam po jego policzku i następnie pobiegłam przed siebie..

Od autorki:
 Przepraszam za błędy, niedogodności i krótkość, ale całość pisana była na telefonie/tablecie, bo przyjaciel komputer odmówił pomocy. ;)

Zapraszam na nowy rozdział:
STEFAN KRAFT
KLEMENS MURAŃKA


Gratulacje dla pana mgr. Macieja Kota i pana lic. Jakuba Kota! ♥


sobota, 27 czerwca 2015

Rozdział dwudziesty.

Osiedle w centrum Wrocławia | godzina 13.00

Hula przypatrywał mi się z wielkim zainteresowaniem, gdy z paczki wyciągnąłem kolejnego już papierosa i po odpaleniu się zaciągnąłem. Nie miałem w zwyczaju zażywać tego typu używek, ale czasami zdarzały się sytuacje bez wyjścia, w których kilka białych, podłużnych fajeczek naprawdę się przydawało. Wierzyć mi się nie chciało, że Amelia byłaby do czegoś takiego zdolna! Po prostu nie dochodziło to do mnie i nie wiedziałem czy kiedykolwiek się to zmieni. Na początku miałem o niej takie samo zdanie jak Maciek, ale w życiu by nie przyszło mi do głowy, że ona potrafiła zgodzić się na coś takiego. Przecież to było obrzydliwe i ujmowało jej godność osobistą w co najmniej kilkudziesięciu procentach! 
- Może już wystarczy, co? - głos Stefana sprowadził mnie na ziemię, a tym samym oderwał od bezmyślnego zginania puszki po pepsi. - Stary, co jest? 
- Nic nie jest. - warknąłem w stronę kolegi. 
- Jasne. - prychnął. - Latasz po ulicy jak kot z pęcherzem, bo zachciało ci się fajek, a potem wpadasz tutaj jak do obory i zamiast się wyżyć to siedzisz, milczysz i zaraz sobie naprawdę zrobisz krzywdę tą pieprzoną puszką.- wyrwał mi aluminiową puszkę z ręki i położył na ławce. - Skoro już tutaj z tobą jestem i skoro już zebrałem porządny ochrzan od Maciusiaka to chyba należą mi się jakieś wyjaśnienia, prawda?  
- Co byś zrobił, gdyby Marcelina powiedziała ci, że sprzedawała się tańcząc dla starych facetów, bo potrzebowała kasy? - ledwie zapytałem, a ten omal nie zakrztusił się własną śliną. Czyli wszystko było ze mną w porządku, moje zachowanie było stosowne do sytuacji i nie powinien mieć teraz wyrzutów sumienia, że od tak sobie wyszedłem i zostawiłem ją tam samą. 
- Czyś ty się za dużo filmów naoglądał? - powiedział, po czym napił się swojej kawy. 
- Powiedz mi, co byś zrobił. 
- No co.. No wściekłbym się, że moja kobieta pokazuje cycki innym. 
- Ale gdyby robiła to jakiś czas przed poznaniem ciebie. 
- Przed poznaniem mnie? Nie wiem. - wzruszył ramionami. Jak zwykle można było liczyć na jego pomoc i wsparcie psychiczne. - Na pewno byłbym w szoku, gdyby mi o tym powiedziała, ale potem.. Nie zrobiła tego będąc ze mną, więc nie mogę jej oceniać przez pryzmat tamtych wydarzeń, prawda? 
- I tak po prostu byś puścił to w niepamięć? 
- Gdzieś z tyłu głowy na pewno bym o tym pamiętał, ale jeśli mamy budować związek na zaufaniu to musiałbym jakoś z tym żyć. - odpowiedział. - Co cię naszło na takie pytanie? - przymrużył delikatnie oczy. 
- Melka właśnie tak zarabiała na życie jakiś czas temu. - powiedziałem cicho. Podkładka pod kufel stała się nagle tak interesująca, że całą swoją uwagę skupiłem właśnie na niej. - Chciałem żeby powiedziała mi o swoich problemach, a kiedy to zrobiła, to uciekłem jak jakiś szczeniak. - spojrzałem na Hulę, zupełnie jakby na jego twarzy wypisane było rozwiązanie wszystkich rzeczy, które mnie gryzły. 
- Nieźle. - skwitował. 
- Dziewczynę, co też w tym siedziała, zabił jej chłopak, który teraz oczekuje od Amelii pieniędzy za milczenie. 
- Ale czekaj, zabił ją i bezkarnie chodzi sobie po ulicy, czy ma swoich ludzi? 
- Podobno zrobił to sam, ale miał tak mocne alibi, że sprawa została umorzona. - odpowiedziałem. 
- Taka trochę sytuacja do kitu. - Hula podrapał się po czole, po czym znów się na mnie popatrzył. - Powiedziała ci o tym, a ty sobie wyszedłeś, tak? - przytaknąłem. - A pomyślałeś jak teraz może się czuć? - zaprzeczyłem. - Dziewczyna wyznała ci chyba jeden z najwstydliwszych sekretów jakie tylko mogą być, a ty zamiast z nią porozmawiać, wolałeś uciec. 
- Bo ty zareagowałbyś inaczej. - prychnąłem. 
- Nie mówię, że nie, bo mi się taka sytuacja nie przytrafiła, ale Bartek litości, powinieneś był pokazać trochę kultury.
- Czyli co? Mam sobie teraz wrócić jak gdyby nigdy nic, przytulić ją i pocieszać? - ironicznie się uśmiechnąłem, na co Stefan przewrócił oczyma i zrobił tę swoją przemądrzałą minę, która oznaczała kilka minut dobrego pouczania albo jeden porządny opieprz. 
- Stary, zachowaj się jak facet. - powiedział powoli. 
- Tylko tyle? Żadnego ochrzanu? Żadnej gadki pouczającej? 
- Co ja ci mogę powiedzieć, Bartek? - zapytał. - Sam dojdź do właściwego rozwiązania, bo to tobie zależy na tej dziewczynie i to ty chcesz z nią być. 
- Skąd...
- Żyję trochę dłużej na świecie niż ty i uwierz, że umiem odróżnić człowieka zakochanego od człowieka, który chce zaruchać, bo widzi fajną dziewczynę. - odparł spokojnie, a ja nie zamierzałem już ciągnąć tego tematu. Stefan miał całkowitą rację i nie powinienem był dłużej zwlekać z ruszeniem swojego tyłka i ponownym pójściem do Melki. - Długo zamierzasz tu jeszcze siedzieć? - zapytał. 
- Nie wiem, ale nie mogę cię tutaj trzymać, więc wracaj do domu, a ja sobie jakoś poradzę. - powiedziałem. 
- Trener i tak mnie już opieprzył, więc mogę zostać, jak chcesz. 
- Nie, naprawdę wracaj. - wyciągnąłem z kieszeni portfel, po czym zacząłem przeliczać kwotę za podróż. - Mam na razie tyle, resztę ci oddam w domu. - wyciągnąłem w jego stronę należytą sumę. 
- Oj przestań. - westchnął, odpychając moją dłoń. - Schlejemy się na waszym weselu na to konto. - zaśmiał się, a ja pokręciłem głową. Po kilku namowach Stefan wciąż upierał się na swoim, że nie weźmie ode mnie pieniędzy, ale jakoś udało mi się wcisnąć mu w rękę jedno sto złotych. 
- Powodzenia. - klepnął mnie delikatnie w plecy, uważając na to, bym nie ucierpiał po raz drugi i zacisnął kciuk. Uśmiechnąłem się jedynie i pokierowałem na klatkę schodową...


Mieszkanie Melki | godzina 14.05

Kolejna chusteczka wylądowała w małym koszu stojącym przy biurku, a ja - żeby już nie marnować papieru - stwierdziłam, że przecież równie dobrym sposobem na zatamowanie łzawienia będzie własny rękaw od bluzy. Musiałam w końcu jakoś zareagować na wydarzenia sprzed kilkudziesięciu minut, bo inaczej bym zwariowała albo naprawdę skorzystała z opcji rzucenia się pod pociąg. Mimo iż nie byłam zbyt skłonna do powiedzenia o swojej przeszłości to jednak się odważyłam, ale nie spodziewałam się, że on naprawdę wyjdzie. Przecież sam chciał znać prawdę, sam wykazywał chęć słuchania dalej, więc mówiłam wszystko tak jak na spowiedzi. Jego szybkie wyjście oznaczało koniec wszystkiego, nawet koniec tego, co się jeszcze nie zaczęło.
- Melka? - wzdrygnęłam się słysząc jego głos dobiegający z korytarza. Przez swoje życiowe żale dom by mi okradli, a i tak bym nie słyszała! Brakowało mi odwagi, by na niego spojrzeć. Jedynie szczelniej przytuliłam się do swoich kolan i przymknęłam powieki. Wiedziałam, że przyszedł tylko po to, żeby porozmawiać, dowiedzieć się więcej i po prostu wyjść z czystym sumieniem, bo wysłuchał mnie i moich problemów. Jednakże byłam mile zaskoczona, kiedy bez słowa przysiadł się do mnie i objął ramieniem, a ja mogłam się w niego tulić. Tego było mi potrzeba - osoby, która od tak mnie przytuli i nie będzie prawić dobijających kazań na temat mojego życia. Potrzeba mi było osoby, której sama obecność sprawiała, że lekko podniosłam się na duchu i nie czułam się strasznie samotna. Potrzebowałam Bartka... - Będzie dobrze, zobaczysz. - szepnął, całując mnie w skroń. - Poradzimy sobie ze wszystkim, mała. - przejechał kciukiem po moim wilgotnym policzku i delikatnie się uśmiechnął. 
- Bartek.. - rzekłam cicho. 
- Pozwól mi się tobą zaopiekować. - przerwał mi. - Nie wiem kiedy, nie wiem gdzie, ale zawróciłaś mi w głowie i od dłuższego czasu nic tam nie ma prócz ciebie. Cały czas o tobie myślę, wyobrażam sobie co by było gdyby i żyję złudzeniami, że zobaczysz, że już nie jestem tym samym palantem wobec ciebie, jakim byłem na samym początku naszej znajomość. - w jego głosie słyszałam pewność tych wszystkich słów, które wypowiedział. Lustrował mnie wzrokiem, zupełnie jakbym na twarzy miała wypisane wszystko co chce mi w tej chwili powiedzieć. - Na początku z tym walczyłem, ale dziś jedna osoba, czytaj Stefan, uświadomiła mi, że to co czuję jest prawdziwe i... Kocham cię, Melka. - wypalił prosto z mostu. Nie miałam pojęcia co powiedzieć, jak zareagować. Patrzyłam na niego jak na kosmitę i biłam się z natłokiem myśli. - Chyba się wygłupiłem. - wyswobodził mnie ze swoich objęć i już miał zamiar wstać, gdy złapałam go za ramię. Wtedy na mnie spojrzał, a ja od razu przesunęłam się w jego stronę i dłoń  z ramienia przeniosłam na policzek. 
- Nie wygłupiłeś się. - powiedziałam. - Mamy problem, Bartek.. - ton głosu zmieniłam na nieco poważniejszy, co zaskutkowało płomykami niepewności i strachu w jego oczach. - Bo ja w tobie chyba też. - uśmiechnęłam się pogodnie. Przez twarz Kłuska przemknął cień ulgi, by następnie na ustach zagościł szeroki uśmiech. Nie wybaczyłabym sobie, gdybym w tamtym momencie go nie pocałowała, dlatego też z wielką przyjemnością zbliżyłam się do bartkowych ust i musnęłam jego wargi.  
- I tak już będzie codziennie? - zapytał łobuzerko po oderwaniu się od siebie. 
- Nie, ponieważ nie jesteśmy razem. - odparłam poważnie. 
- Jak to nie? Przecież ja ciebie, ty mnie i no.. - podrapał się nerwowo po karku. 
- Wiele osób wyznaje sobie miłość, a ze sobą nie jest. Chyba, że chłopak naprawdę tego chce i pyta o to dziewczynę, ale widocznie tobie aż tak na tym nie zależy. - westchnęłam. 
- Nie uważasz, że jesteśmy za starzy na takie podchody? - przewrócił oczyma. 
- Mówisz mi, że jestem stara? - oburzyłam się, dla żartów oczywiście, ale Kłusek widocznie poważniej to odebrał. 
- Ależ skąd! - zaprzeczył. 
- Nadal czekam. - przypomniałam.
- Więc... Zostaniesz moją dziewczyną? 
- Z uczuciem poproszę. - mruknęłam niezadowolona.
- Amelko najdroższa, uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją dziewczyną? - zapytał. 
- Nie. - wzruszyłam ramionami, patrząc na niego obojętnie. Jego zszokowany ryjek przypominał mi płaczącego króliczka, dlatego po chwili wybuchnęłam śmiechem. 
- W co ja się ładuje... - pokręcił z niedowierzaniem głową. - Jezu.. 
- W najlepszy interes twojego życia, skarbie. - cmoknęłam go przelotnie w policzek. 
Kolejne kilkanaście minut spędziliśmy na przekomarzaniu się i wyzywaniu, co chyba było dla nas normalne, jedynie oszczędziliśmy sobie tych mniej przyjemnych wyzwisk. Bartek zaczął opowiadać historię dnia wczorajszego, gdy Maciek go uziemił w pasie i zafundował kilkanaście dni wolnego, a do tego pauzowanie na pierwszym konkursie sezonu letniego. Był nieco podłamany tym, że nie będzie mógł od samego początku uczestniczyć w tej imprezie, ale z drugiej strony to cieszyło go to, że nie będzie musiał patrzeć na maćkową twarz, gdy zajdzie taka potrzeba. 
Naszą rozmowę przerwał dźwięk telefonu. Nie znałam numeru, który pojawił się na ekranie, ale odebrałam. 
- Słuuu.. - nie dane mi było dokończyć.
- Posłuchaj mnie uważnie. - powiedział głos w słuchawce.- Godzinę temu policja zwinęła Piotrka, bo znalazły się dowody na to, że zabił Julię. Za kwadrans masz zjawić się przy starym sklepie i pojedziesz na policje, by złożyć zeznania, które go oczyszczą. 
- A jeśli tego nie zrobię? 
- To go zamkną! - ryknął. - Dowody są zbyt mocne, żeby go uniewinnili, rozumiesz to?
- Rozumiem. - mruknęłam. - Tylko że mnie to nie obchodzi.
- Masz być. - warknął.
- Jasne, patrz jak lecę.
Przewróciwszy oczyma, zakończyłam połączenie i odrzuciłam telefon na biurko. Tyle dobrego, że Bartek wyszedł do łazienki, gdy odebrałam i nie słyszał tej interesującej rozmowy, bo potem pewnie dopytywałby kto to, co chciał i dlaczego. Runęłam na łóżko, zakrywając twarz poduszką i zamknęłam oczy. Najchętniej wyjechałabym teraz na krótkie wakacje ze znajomymi, ale ostatnimi czasy kontakt nam się lekko zakurzyły. Nawet nie wiedziałam co teraz dzieje się w wielkim świecie, a przecież do niedawna byłam tutaj na bieżąco. Z letargu wyrwały mnie zimne dłonie położone na lekko odsłoniętym brzuchu. Z przyzwyczajenia kopnęłam nogą i przypadkiem trafiłam Bartka w dość czułe dla mężczyzn miejsce. Jego wycie słyszała pewnie cała okolica. Kto wie, może jego była także to usłyszała. 
- W takim tempie szybko przejdę na sportową emeryturę. - jęknął, trzymając się za bolące miejsce. 
- Gdybyś mnie nie molestował to nic by ci się nie stało. - wzruszyłam ramionami. 
- Przecież cię tylko dotknąłem. 
- To o jeden dotyk za dużo. - zaśmiałam się. - Oj Bartek, nie rozczulaj się tak nad sobą! - uderzyłam go po przyjacielsku w plecy, kompletnie zapominając o jego cierpieniu. Natychmiastowo z jego ust wydobył się kolejny wrzask spowodowany bólem, złapał się jedną ręką za plecy, zaś druga nadal spoczywała w tym samym czułym miejscu, gdzie kilka minut temu. - Przepraszam. - zakryłam usta dłońmi. - Jezu, nie chciałam. - chciałam położyć dłoń na jego ramieniu, ale ten odsunął się z prędkością światła.
- Już ty mnie dziś lepiej nie dotykaj. - powiedział, krzywiąc się z bólu. 
- Też cię kocham. - zaśmiałam się, wysyłając mu buziaka w powietrzu.

Od autorki:
Słodko, słodko, aż za słodko. Trzeba jeszcze trochę namieszać, prawda? :D
Jakie macie plany na wakacje? ^^

Zapraszam na rozdział 2: http://really-like-you.blogspot.com/ ;)

środa, 24 czerwca 2015

Rozdział dziewiętnasty.

Gdzieś w drodze do Wrocławia | samochód Stefana | godzina 00.55

- Maciusiak z Kruczkiem zabiją najpierw ciebie, bo mnie na to namówiłeś, a potem mnie, bo jak głupi się zgodziłem! - cisza w samochodzie trwała zdecydowanie za krótko, dlatego też Hula postanowił ponownie pozrzędzić o swoim losie. 
- Dzięki mnie odwiedzisz Wrocław. Powinieneś mi dziękować. - moje starania o rozluźnienie atmosfery szły na marne, gdy napotykałem na zabijający wzrok Stefana. - Wyluzuj. Biorę całą winę na siebie. 
- Byłbym zdziwiony jakbyś wszystko zwalił na mnie! - odrobinę się oburzył. - Kto normalny jedzie w środku nocy do Wrocławia? Nie rozumiem tego po prostu! 
- Przestań tyle zrzędzić, bo prócz pleców dojdzie mi jeszcze ból uszu. - westchnąłem, krzywiąc się. 
- Jak ci nie pasuje to wysiadaj i łap stopa. Tylko powodzenia, bo normalni ludzie o tej porze śpią albo baraszkują ze swoimi żonami. - powiedział Stefan. Głodnemu chleb na myśli, jak to zwykł mawiać mój dziadek. - Panny z Wrocławia ci się zachciało. -mruknął, kręcąc głową.
- Dobra skończ już, proszę cię.
- Gdybym był Klemensem to za cholerę nie dałbym ci adresu tej dziewczyny w środku nocy!
- Ale dzięki Bogu nie jesteś i z tego się bardzo cieszę. - powiedziałem.
- Co ty mu w ogóle powiedziałeś, że nic nie podejrzewał?
- Prawdę. - odparłem, przeskakując po stacjach radiowych, w których nie grali już niczego sensownego. Jedna stacja trąbiła o zabójstwie młodej dziewczyny, druga z kolei chciała być na topie i redaktorzy nawijali o nowym romansie Edyty Górniak, zaś na trzeciej leciały hity dla dziadków na emeryturze. - Że zostawiła dokumenty w moim samochodzie i muszę je jej odesłać, a do tego potrzebny mi adres.
- Zostaw to radio! - Stefan burczymucha strzelił mnie po ręce. - Rzeczywiście czysta prawda. Toż to odpuści ci wszystkie grzechy, bo robisz dobry uczynek.
- Gdybym wiedział, że będziesz zrzędził jak kwoka niosąca jaja to poprosiłbym kogoś innego o transport. - westchnąłem, poprawiając się na fotelu. Nie dość, że byłem ściśnięty w pasie usztywniającym to pasy w samochodzie Huli były wyjątkowe niewygodne i strasznie uciskały w każdą możliwą część ciała. Jak można jeździć małym fiatem w XXI wieku!
- I jaki głupi by się na to zgodził? - popatrzył na mnie z pytajnikami w oczach. Wzruszyłem więc ramionami i postanowiłem już nic nie mówić. Rozmawianie ze Stefanem, który nie miał humoru, nie było moim marzeniem tego nieudanego dnia. Przymknąłem oczy i dałem się nieść rytmom piosenki ludowej, którą przed chwilą włączył Stefan...

Osiedle w centrum Wrocławia | godzina 9.00

Staliśmy na dość zadbanym osiedlu, patrząc na jeden z kilku kolorowych bloków. Starsze panie dziwnie na nas patrzyły, jakbyśmy byli jakimś chuliganami, którzy zaraz okradną je z całej renty jaką przy sobie mają, a starsi panowie mijali nas szerokim łukiem. Jedynie kilka przechodzących dziewczyn posyłało nam zalotne uśmiechy. Stefan jak zawsze cieszył się z tego, że ludzie rozpoznają go na ulicy, ale mi jakoś do śmiechu nie było.
- Ty jesteś pewien, że to tutaj? - Hula odwrócił się w moim kierunku i popatrzył na mnie z góry. Miał tę świadomość, że ciągle siedziałem w samochodzie z powodu bólu pleców, a on mógł przebierać z nóżki na nóżkę jak modelka na wybiegu. 
- Ile razy się jeszcze o to zapytasz? - przewróciłem oczyma. Nie ma bardziej męczącej osoby niż szanowny Stefan! - Malanowski za takiego partnera jak ty to podziękowałby już dawno. - dodałem, a ten prychnął. 
- Głodny jestem. - mruknął, opierając się o drzwi ze strony pasażera. - Zadzwoń do tej swojej panienki, żeby wyniosła nam kanapkę. 
- Ona nawet nie wie, że tutaj jesteśmy. 
- Jeszcze lepiej! - ponownie dzisiejszego dnia się oburzył. - Zaraz wyjdzie z domu, opieprzy cię za to, że za nią jeździsz i potem sobie pójdzie, a my będziemy kręcić się jak szpak po agreście wte i we wte! 
- Przestań tyle gadać! - teraz ja podniosłem odrobinę głos, ale naprawdę miałem dość jego marudzenia. Umówiliśmy się, że prócz kasy za drogę, wiszę mu jeszcze zgrzewkę piwa, a temu nadal było źle! Może gdybym zabrał ze sobą w podróż Bieguna albo Żyłę to nie musiałbym ciągle słuchać narzekań i pouczeń. - Chcesz to jedź już do domu i nie zawracaj mi gitary swoimi niedogodnościami! 
- Przestań się drzeć, bo ludzi straszysz. - syknął, patrząc na małą dziewczynkę, która wtuliła się w swojego tatę, kiedy przechodzili obok nas. - Maciusiak dzwonił do mnie już czwarty raz, chłopaki tak samo próbują się do mnie dobić, więc kwestią czasu jest jak w akcję wejdzie Kruczek i wtedy będzie po zawodach na całej linii! 
- Trzęsiesz gaciami przed nimi jakby byli sądem najwyższym. - powiedziałem. 
- Patrz jak jedziesz baranie! - Stefan popukał się w czoło, wrzeszcząc na czarne bmw, które prawie otarło się o jego seledynowego fiata. - Pojechać do wielkiego miasta i spotykać się z takim buractem! 
- Swoimi wrzaskami mieszczaństwa nie pokazujesz. - odparłem spokojnie, kręcąc głową. Odruchowo zerknąłem w stronę owego bmw, z którego wysiadło dwóch chudych jak patyki chłopaków, z czego jeden od razu sięgnął po paczkę papierosów i jednego odpalił, a drugi kręcił się, jakby szukał komnaty złota. Przejechałem wzrokiem po znudzonym, ale też złym Stefanie, lecz moje spojrzenie zatrzymało się na obiekcie tuż za nim. A to dlatego, że właśnie z bloku wyszła Melka!
- Idzie. - powiedziałem, spoglądając przelotnie na Stefana. - Cholera.. co teraz? 
- Ty mnie się pytasz? Ciągniesz mnie tutaj na łeb na szyję, a teraz nie wiesz co robić? 
Niestety nie miałem czasu na odszczekanie się koledze, bo Amelia była coraz bliżej i wszystko wskazywało na to, że idzie w naszą stronę. I nie myliłem się. Stanęła tuż obok zdezorientowanego Huli, ubrana w dużą koszulkę, dresy i nike. Nawet w takim wydaniu wyglądała ładnie..
- Jem spokojnie kanapkę, wyglądam przez okno i widzę was. - powiedziała spokojnie. - Co wy tutaj robicie?! - krzyknęła szeptem.
- Bartuś się stęsknił. - mruknął Hula. 
- Przyjechaliśmy, bo..
- Bo Bartkowi walnęła szajba, że musi tu przyjechać, bo coś jest nie tak i on musi wiedzieć co! - gestykulował rękoma, o mały włos nie uderzając przechodzącej dziewczyny.
- Możesz się zamknąć? - zapytałem. Nie potrzebowałem głupich uwag Stefana, gdy obok była Melka.
- Jestem głodny! - oburzył się. 
- Jak dam ci kasę na jedzenie to sobie pójdziesz i dasz nam pogadać? - skinął głową. Toż to był istny materialista! - Tyle ci powinno wystarczyć. - wyciągnąłem z portfela pięćdziesiąt złotych i podałem je Stefanowi. 
- No to miło się rozmawiało. Jakby coś to pisz. - rzekł ze stoickim spokojem i z szerokim uśmiech się od nas oddalił. Tyle szczęścia, że zostawił kluczyki do auta w stacyjce, więc mogłem je spokojnie zamknąć, gdybym chciał wyjść. 
- Dlaczego przyjechałeś? - zapytała, kucając na chodniku. - Z tego co wiem, powinieneś być na zgrupowaniu. - dodała. 
- Powinienem, ale trafiła mi się mała kontuzja i jestem zwolniony z treningów, jak i pierwszego konkursu. - odpowiedziałem. 
- To dlatego siedzisz w tej paczce zapałek? - popukała w seledynową blachę samochodu. 
- Nie dotykaj, bo jak się coś rozwali to Stefan wyjdzie z siebie. To jego oczko w głowie.
Między nami zapanowała chwilowa cisza. Ja patrzyłem na nią, ona obiegała wzrokiem każdy możliwy obiekt. Jednak zobaczyłem na jej twarzy cień zdenerwowania, gdy natrafiła na czarne bmw i tych dwóch facetów. Znała ich?
- Wiesz co, chodźmy na górę. Porozmawiamy na spokojnie w domu, a nie na ulicy jak dzikusy. - powiedziała, wstając, lecz nie spuszczając wzroku z tych kolesi. Kątem oka dostrzegłem, że oni też na nią patrzą i tajemniczo się uśmiechają. Wyjąłem kluczyki ze stacyjki i podałem je dziewczynie, a następnie dość mozolnym tempem wydostałem się z samochodu i zamknąłem drzwi. 
- Przytyłeś. - zaśmiała się, klepiąc mnie po brzuchu. 
- Dzięki. - odparłem, naciskając przycisk na pilocie, następnie zmierzając z nią w stronę mieszkania. 

****

- W domu jest tylko mama, ale ona za chwilę wychodzi do pracy. - powiedziała, spoglądając na mnie, gdy ja ostatkami sił wchodziłem na drugie piętro. Spodziewałem się, że jeśli to Wrocław i nie byle jakie środowisko to w bloku będzie chociaż winda! - Bartek, szybciej. - tupała nerwowo nogą. Dwie minuty później stałem już przy drzwiach do jej mieszkania. Czułem się jakby jakiś mały intruz siedział mi teraz pod skórą i wyjadał kawałek kręgosłupa! - Ej, wszystko okey? - położyła na moim ramieniu dłoń tuż po przekroczeniu progu mieszkania. Nie było okey. Nie sądziłem, że przez pieprzonego Kota będę musiał znosić tortury, których nie życzyłbym największemu wrogowi! 
- Tak, okey. - wysiliłem się na słaby uśmiech. 
- Melka powiedz ojcu, jak wróci, żeby w końcu naprawił tę cholerną umywalkę, bo nie mam czasu na przebieranie się po trzy razy na godzinę! - damski głos wydobył się z łazienki, z której po chwili wyszła średniej wysokości kobieta, ubrana w eleganckie ciuchy i pięciocentymetrowe szpilki. Muszę z ręką na sercu przyznać, że gdyby była młodsza to chętnie naprawiłbym jej tę umywalkę, gdyby zgodziła mi się asystować...
- Mamo, to Bartek. - dziewczyna na tyle mocno strzeliła mnie w bark, że od razu wróciłem na ziemię i oderwałem wzrok od nóg kobiety. - Bartek, to moja mama. - dość wyraźnie zaakcentowała słowo mama
- Miło mi cię poznać. - kobieta miło się uśmiechnęła i wystawiła dłoń. 
- Mi również miło panią poznać. - odparłem, trwając w uścisku dłoni i uśmiechając się.
- Z chęcią zaproponowałabym ci herbatę tylko niestety praca czeka, ale Melka się tobą należycie zaopiekuje. - powiedziała, puszczając oczko w stronę córki, która oparła się zrezygnowana o ścianę i wywróciła oczyma. - Tylko wiesz... - wymierzyła palec w jej stronę. 
- Mamo, proszę cię! - jęknąwszy, zaśmiała się i podała brunetce torebkę. 
Kobieta pożegnała się z nami i wyszła, zaś Melka pokręciła jedynie głową i weszła do swojego pokoju. Kiedy dołączyłem do niej, ta leżała na fotelu i patrzyła na mnie z miną mordercy, jednak nie tylko chęć mordu na mnie widziałem w jej oczach. Tam było coś jeszcze, coś co bardziej przypominało mi strach albo przynajmniej lekkie przerażenie. 
- Namiot jest? - mruknęła, bawiąc się suwakiem od leżącej na stoliku bluzy. 
- Jaki namiot? - powoli usiadłem na brzegu łóżka, co od razu spodobało się mojemu ciału, bo poczułem ogromną ulgę w okolicach kręgosłupa.
- Myślisz, że nie widziałam, jak rozbierałeś wzrokiem moją matkę? - zapytała bez ogródek. Cholera, zrobiło mi się głupio. Chciałem się jakoś wytłumaczyć, ale był to jedynie bełkot, którego sam dobrze nie rozumiałem. - Kręcą cię starsze? - zadała kolejne pytanie. - Naprawdę twoim marzeniem jest pieprzenie się z czterdziestolatką? 
- O co ci chodzi? - byłem zdziwiony jej tonem głosu i zachowaniem. - Przecież tylko na nią patrzyłem! 
- Po co tu przyjechałeś? - warknęła, patrząc mi prosto w oczy. 
- Bo się o ciebie martwię. - odpowiedziałem zgodnie z prawdą. 
- O mnie? Jak widzisz; żyję, nic mi nie jest. 
- Więc skąd ten nagły powrót? Skąd ta zmiana numeru? Skąd wziął się ten strach w twoim głosie, gdy wczoraj do mnie dzwoniłaś? Dlaczego ci faceci spod bloku wpłynęli diametralnie na twoje zachowanie? 
- A czy my gramy w jakieś pieprzone milion pytań i odpowiedzi? - uniosła się. 
- Nie, ale...
- Więc przestań się wpieprzać w nieswoje sprawy! Nikt cię tu nie zapraszał i nie prosił o pomoc.
- Bo czuję, że coś jest nie tak! - krzyknąłem. - Dlaczego nie możesz zrozumieć, że chcę ci pomóc, bo widzę, że tego potrzebujesz?!
- Mi nie można pomóc, rozumiesz? - odpowiedziała nieco ciszej i spokojniej, podeszła do okna i oparła się o parapet. - Może i coś jest nie tak, ale nie do wszystkich moich problemów są potrzebne osoby trzecie.
- Jak widać są, bo sobie nie radzisz.
- A skąd ty to możesz wiedzieć? - znów się uniosła. - Nie znasz mnie, nie wiesz jak radzę sobie w trudnych sytuacjach, więc dlaczego śmiesz mówić, że nie daję sobie rady?! Jakim prawem w ogóle chcesz wtrącać się w moje życie?!
- Takim, że mi na tobie zależy i nie darowałbym sobie, gdyby coś ci się stało! - krzyknąłem. Ucichła natychmiast, patrzyła na mnie z niedowierzaniem, a ja czułem się o wiele lepiej po wyrzuceniu z siebie tych słów. - Nasza znajomość nie zaczęła się perfekcyjnie dobrze, nie potrafiliśmy dogadać się jak normalni ludzie, ale w pewnym momencie coś we mnie pękło i uświadomiłem sobie, że.. że zależy mi na tobie i zrobię wszystko, żeby się do ciebie zbliżyć.. Wiesz jak trudno było mi przejść obok ciebie bez żadnej zaczepki? Jak walczyłem ze sobą, żeby nie rzucić się na ciebie, bo cholernie mi się spodobałaś? Nie wiesz jak ciężko mi było, gdy podczas kłótni z Kaśką powiedziałaś, że gówno cię obchodzę i jestem zwykłym pionkiem!
- Nie wiesz co mówisz. - prychnęła.
- Mówię to co czuję, nie ukrywam swoich uczuć, jeśli są prawdziwe. - do tej pory mierzyliśmy się na spojrzenia, lecz teraz odwróciła wzrok. - Przyznałem się przed tobą do tego co czuję, więc weź pod uwagę, że nie każdemu jesteś obojętna i daj sobie pomóc.. A potem możesz powiedzieć mi prosto w twarz jak bardzo mnie nienawidzisz.. - dodałem ciszej. Byłem totalnie zdezorientowany, kiedy od tak opuściła pomieszczenie i zamknęła się w łazience. Kompletnie nie rozumiałem jej zachowania..

****

Siedziałam na brzegu wanny, zalewając się łzami, bo przecież miłosne wyznania są aż tak bolesne i nie do przyjęcia, że trzeba się utopić w słonym morzu. W głowie panował kompletny mętlik, zaś w sercu czułam przyjemne ciepło, które w jakimś stopniu pomagało mi w małym stopniu do zapanowania nad emocjami. Gdyby nie to, to już dawno rzucałabym wszystkim co miałam pod ręką albo i zrobiła sobie nieodwracalną krzywdę. Bartek siedział w moim pokoju i zapewne bił się z myślami. No bo co można robić jeśli wyznaje się dziewczynie wszystko co się czuję, a ona nagle ucieka do łazienki i nawet nie reaguje? Tylko jak tu zareagować, gdy serce chce, ale rozum mówi nie? Jak ma się świadomość tego, że druga osoba nie wie o tobie nic, a jednak chce się do ciebie zbliżyć, poznać cię lepiej i dzielić z tobą problemy, które mogą przynieść dla niej niekorzyść? 
Minęło prawie dziesięć minut, gdy opuściłam łazienkę, lecz zanim to zrobiłam jeszcze obmyłam twarz lodowatą wodą. On stał oparty o biurko i tępo patrzył w jego blat, jakby zastanawiając się nad egzekucją ze swojego ciała. 
- Wygłupiłem się, prawda? - usłyszałam ciche pytanie z jego ust. Westchnąwszy, przekroczyłam próg pokoju i zatrzymałam się dwa metry od Bartka. 
- Nie wygłupiłeś się. - odparłam. - To ja jestem tak skonstruowana, że nie wierzę nikomu poza własną sobą. 
- Dlaczego taka jesteś? - odwrócił się przodem do mnie i na mnie popatrzył. 
- Jaka?
- Cholernie wrażliwa, ale cholernie obojętna.. 
- Bo jestem cholernie inna niż te wszystkie dziewczyny, które znasz.. - powiedziałam bardzo cicho. Bartek niepewnie podszedł w moją stronę i z wielkim grymasem na twarzy ukucnął przede mną, łapiąc moje dłonie w swoje. Widziałam jak walczył z bólem i było mi go cholernie żal, ale nie reagował, gdy prosiłam go, by wstał. 
- Co się dzieje? - delikatnie głaskał kciukami wierzch moich dłoni. I wtedy straciłam siły na zgrywanie twardej, niedostępnej i zamkniętej na wszystko i wszystkich. Po policzku spłynęła pierwsza łza, która spadła prosto na dłoń Bartka. 
- Mam cholerne problemy, Bartek. - przymknęłam powieki, by nie dać łzom wydostać się na zewnątrz. 
- Jakie? - jego głos był spokojny, opanowany i dodawał mi wiele pewności do mówienia. 
- Półtora roku temu poznałam na imprezie pewną parę. Na początku spotykaliśmy się na imprezach, potem sami organizowaliśmy jakieś spotkania, wyjazdy.. Było okey, bo dobrze się rozumieliśmy..  Potem naszedł taki czas, że potrzebowaliśmy pieniędzy, wszyscy i kombinowaliśmy co takiego można zrobić, by je zarobić.. 
- Ej, spokojnie. - szepnął, dotykając dłonią mojego policzka. 
- Piotrek wpadł na pomysł dilowania, ale było to tak oklepane, że po czasie sam zrezygnował.. Pewnego dnia będąc na zakupach, natknęliśmy się na jakiegoś starego faceta, który wziął mnie i Julię za galerianki i zaoferował sponsoring.. Wiesz, on miałby spełniać nasze zachcianki, a my... My musiałybyśmy robić mu dobrze... - na samo wspomnienie robiło mi się niedobrze, widziałam, jak Bartek coraz szerzej otwiera oczy z niedowierzania, ale i tak chce znać całość tej historii. 
- Zgodziłyście się? - z trudem wydobył z siebie to pytanie. 
- Nie. - zaprzeczyłam. - Nie na coś takiego, bo to było ohydne.. Piotrek wpadł na pomysł zrobienia biznesu w podobny pomysł, a że pieniądze były ważne to zgodziłyśmy się na niego. Otóż my miałyśmy jedynie seksownie wyglądać, potrafić zakręcić faceta, rozebrać się dla niego, potańczyć, dostać kasę i wyjść... Skończyłyśmy z tym po trzech miesiącach, gdy uzbierałyśmy trochę kasy. Tylko potem Piotrek chciał zabrać pieniądze dla siebie, a jak Julia zaczęła się z nim o to kłócić to.. to po prostu ją zabił. - otarłam spływające łzy. Do tej pory nie miałam okazji mówić o tym nikomu, ale Bartek chyba zasługiwał na znanie prawdy.. - Był podejrzewany, ale miał tak solidne alibi, że sprawę umorzono.. Od razu jak sprawa ucicha, pojawił się w moim domu i powiedział mi, że jak nie zapłacę mu 15 tysięcy to pokaże te nagrania rodzicom albo wrzuci je do internetu.. 
- Ja pierdole.. - powiedział niemo, odsuwając się ode mnie. Zrobiło mi się tak strasznie wstyd, że miałam ochotę zapaść się pod ziemię, byleby tylko nie być przez niego obserwowaną. Na pewno myślał teraz o mnie jako prawdziwej dziwce i wcale mu się nie dziwiłam. Sama miałam do siebie wstręt za tamten czas, ale teraz już nic nie mogłam zmienić. 
- Chciałeś znać prawdę, więc ci powiedziałam. Zrozumiem, jeśli teraz wyjdziesz i już się nie odezwiesz. - dodałam cicho. Patrzył na mnie tym swoim palącym spojrzeniem, kręcił głową ( raczej z niedowierzania), a potem.. Tak po prostu złapał wiszącą na krześle bluzę i wyszedł, trzaskając drzwiami..

 Od autorki:
Kompletnie nie jestem zadowolona z połowy tego rozdziału, więc czekam na opinie potwierdzające moje nieprzekonanie do tego czegoś powyżej.. :)

Odsyłam do ankiety na samym dole! 
______________________________
Janie, jak Ty szybko dorastasz..
Wszystkiego najlepszego na te Twoje 24 urodziny, panie Ziobro! ♥